Operatorzy systemów dystrybucyjnych (OSD, a więc firmy energetyczne) powinni do końca roku zakończyć budowę ogólnodostępnych punktów ładowania samochodów elektrycznych, których nie zdążyły oddać wcześniej samorządy – taki termin przewidziano w ustawie o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Zgodnie z nią to tzw. OSD mają uzupełnić brakujące do spełnienia wymogów ustawowych punkty.
Spośród największych miast w Polsce jedynie Katowice sprostały już wymogom ustawowym. – Nie będzie nadużyciem, jeżeli powiem, że żaden OSD nie jest w stanie wybudować wszystkich wymaganych punktów do końca 2020 r. I trudno się dziwić, bo ustawowo przewidziany termin naprawdę okazał się trudny do spełnienia – ocenia Maciej Mazur, dyrektor zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych.
Enea, która ma na swoim obszarze pięć miast objętych ustawą (Szczecin, Bydgoszcz, Poznań, Gorzów Wielkopolski i Zielona Góra), będzie musiała zbudować 450 punktów. Prywatni inwestorzy wybudowali lub oddadzą do tego czasu 300 miejsc ładowania. Mimo to firma twierdzi, że zdąży wybudować wszystkie w ustawowym terminie. – Wspólnie z gminami wypracowaliśmy model współpracy, opierający się na wzajemnym zrozumieniu zarówno pod kątem wymagań ustawowych, jak i procedur, które stanowią podstawę naszych działań, co ma ogromne znaczenie przy realizacji tego ambitnego zadania – zapewnia Mateusz Gościniak, rzecznik prasowy poznańskiego oddziału dystrybucji.
Zamysłem ustawowym było to, aby najpierw punkty ładowania mogły powstawać na zasadach komercyjnych – mieli je budować prywatni inwestorzy w porozumieniu z samorządami. Dopiero potem operatorzy interwencyjni mieli wypełnić brakującą lukę. Część samorządów nie zaangażowała się wystarczająco w ich tworzenie. Powód? Wiedziały, że prędzej czy później ten obowiązek będą musiały przejąć OSD. Z kolei prywatni inwestorzy czekali na dopłaty w ramach Funduszu Niskoemisyjnego Transportu – lub na decyzję, że wsparcia nie będzie.
Ministerstwo Klimatu podtrzymuje jednak wolę uruchomienia funduszu. Przez epidemię resort zdecydował się też przedłużyć do końca maja termin przygotowania przez samorządy planów budowy. A dopóki uzgodnienia trwają, OSD nie mogą przystąpić do dalszych działań.
Energa twierdzi, że zdąży z ukończeniem wymaganej liczby punktów, choć nie do końca tego, a do połowy przyszłego roku – czyli nowego terminu, który rozważa Ministerstwo Klimatu. – Pozostajemy w stałym kontakcie (z rządem – red.), aby w zależności od rozwoju sytuacji pracować nad optymalnymi rozwiązaniami – podkreśla Krzysztof Kopeć, dyrektor biura prasowego Energi.
Pół roku więcej może się jednak okazać zbyt krótkim okresem. Jak informuje Ewa Groń, rzeczniczka Tauronu Dystrybucji, firma planuje oddać do eksploatacji stacje ładowania w latach 2021–2022. Ewentualne odsunięcie w czasie daty granicznej uchroni OSD przed karami przewidzianymi w ustawie – zgodnie z obowiązującym dziś prawem, jeśli nie wywiążą się w terminie ze swoich obowiązków, grożą im opłaty w wysokości od 5 tys. nawet do 500 tys. zł.
– Kary spotkałyby się z racjonalnym protestem i odwołaniami, których rozpatrywanie trwałoby latami. Mija się to z celem, bo zależy nam na szybkim wykonaniu inwestycji i rozwoju rynku. Etap interwencyjny powinien nastąpić, zanim rynek zacznie rosnąć samoistnie. W przeciwnym razie zamiast go przyspieszać, niektóre działania operatorów mogłyby go spowolnić, np. w ramach zablokowania atrakcyjnych lokalizacji – ocenia Maciej Mazur.
1131 stacji ładowania pojazdów elektrycznych działa w Polsce
32 proc. z nich stanowią szybkie stacje ładowania prądem stałym (DC), reszta to wolne ładowarki prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW