Nawet duża liczba chorych nie upoważnia do odstąpienia od procedur chroniących środowisko; to próba wprowadzenia odstępstw tylnymi drzwiami - mówi Hanna Marliere ekspertka gospodarki odpadami, biolog środowiska, dyrektor Green Management Group.
Główna Inspekcja Sanitarna zaleca, by śmieci wytwarzane przez osoby w kwarantannie oraz zakażone koronawirusem, ale przebywające w domu, wrzucać do podwójnego worka, a następnie tam, gdzie trafiają odpady komunalne. Czy to bezpieczne rozwiązanie?
Według oficjalnych danych mamy obecnie ok. 2 tys. zakażeń. Na inne zakaźne choroby, które również leczymy w domu, co roku choruje kilkaset tysięcy osób. Nie jest sytuacją nadzwyczajną to, że ktoś z chorobą zakaźną przebywa w domu i wytwarza odpady. Natomiast koronawirus przez to, że jest niesamowicie zjadliwy i jego rozprzestrzenianie jest bardzo dynamiczne, a przede wszystkim nie ma na niego lekarstwa, obnażył niedoskonałości naszego systemu zdrowia, a także zabezpieczenia sanitarnego – chociażby w zakresie gospodarki odpadami. Wiemy, że rotawirus jest bardzo zakaźny, ale nie zastanawiamy się, gdzie wyrzucić pieluszki dzieci, które na niego chorują. I czy stanowią one problem w koszu na śmieci, który trafia do sortowni. Do tej pory nikt o tym nie myślał, tymczasem one są potencjalnie takim samym materiałem zakaźnym jak śmieci chorych na COVID-19 dzisiaj.
To źle, że do tej pory się nad tym nie zastanawialiśmy?
Bardzo źle, że teraz gasimy pożar. Jeśli chodzi o igły i strzykawki z prywatnych domów, dopiero ostatnio ten temat wybrzmiał i obudzono się, że w PSZOK-u powinny być specjalne pojemniki na te odpady. Cieszę się, że zaczęliśmy o tym dyskutować, ale uważam, że propozycje dotyczące obchodzenia się z odpadami podczas epidemii są nieprzemyślane. To, że ktoś wrzuci odpady z kwarantanny w podwójny worek, niczego nie zmieni. Ten worek pojedzie do sortowni, gdzie w większości pierwszym elementem jest rozdrabniarka albo rozrywarka worków. Gdyby osoby w kwarantannie zostały formalnie wyposażone w worek koloru czerwonego, to służby sanitarne wiedziałyby, że on pochodzi od osób objętych kwarantanną. Jest ich w Polsce obecnie ok. 100 tys., co na 38-milionowy kraj nie jest dużą liczbą. Jest to dmuchanie na zimne, ale niezwykle potrzebne w celu zabezpieczenia innych osób. Byłaby to forma odróżnienia worków z innych mieszkań.
Pojawia się kolejne pytanie: co dalej z czerwonym workiem?
Powinien przyjechać po niego oddzielny samochód i zawieźć prewencyjnie do spalarni odpadów medycznych. Oczywiście pojawi się kolejne, typowo polskie pytanie: kto za to zapłaci? Ale czy w sytuacji kryzysowej powinniśmy analizować koszty? Czy raczej wdrażać efektywne rozwiązania? Oczywiste jest, że to drugie.
Jestem przeciwna temu, co sugeruje branża, czyli dopuszczeniu do niesegregowania odpadów i składowania ich bez przetwarzania. Uważam, że nawet duża liczba osób chorych nie upoważnia od odstąpienia od procedur ochrony środowiska. Są lepsze sposoby. Jeśli na terenie 20-tysięcznej gminy jest chorych 20 osób, to czy od 19 980 osób mamy nie odbierać odpadów w sposób selektywny? Czy jednak lepiej, by od 20 osób odbierać odpady w czerwonym worku?
Mam wrażenie, że jest to próba wprowadzenia tylnymi drzwiami odstępstw i odkorkowania systemu gospodarki odpadami. Wiemy, że nie radzimy sobie z wymogami selektywnej zbiórki, z poziomami odzysku. Jest więc pokusa, by dać sobie jeszcze jeden rok na ich spełnienie.
Gdyby miała pani postawić się na miejscu wojewody, który będzie podejmował decyzje w sprawie wniosków o rezygnację z selektywnej zbiórki...
Uważam, że powinien przeanalizować ich zasadność. Zważyć, czy fakt odstawienia odpadów na składowisko faktycznie znacząco wpłynie na to, że ograniczy się z nimi kontakt. Przecież i tak muszą zebrać je operatorzy śmieciarek. Może instalacja na terenie, dla którego jest wnioskowane odstępstwo, jest zautomatyzowana i wystarczy wyłączyć kabinę sortowniczą (to miejsce, gdzie ryzyko zakażenia jest największe, bo na stosunkowo małej przestrzeni pracują osoby dość blisko linii sortowniczej, na której przesuwają się poszatkowane już odpady). Dlatego jeszcze raz powtórzę: wkładanie odpadów do podwójnego worka nie przyniesie efektów.
Ile czasu na powierzchniach utrzymuje się koronawirus?
Śledzę publikacje medycznych periodyków z różnych części świata. Potwierdzają się dane, że na niektórych powierzchniach, w szczególności na plastiku, wirus może zostać aktywny do 72 godzin. Tak samo długo utrzymuje się na innych powierzchniach tworzywowych, a więc także na odzieży, która często jest zrobiona z poliestru. Wskazania WHO odnośnie osób objętych kwarantanną mówią wprost, by ubrania prały w temperaturze co najmniej 60 stopni, z dużym dodatkiem wybielacza, czyli środków chlorowcowych, czynnych aktywnie, silnych wybielinek. W powietrzu koronawirus prawdopodobnie utrzymuje się do 6 godzin i ma zdolność unoszenia się do 4–4,5 m. Natomiast najkrócej pozostaje na powierzchniach stalowych. To dane uzyskane na podstawie pojedynczych przypadków, bo przy tej skali wirusa nie ma na razie badań przesiewowych.
Największym problemem jest to, że nie mamy na niego leku. Obecnie jedynym skutecznym sposobem zapobiegania zakażeniom jest izolacja.