W życie wejdzie pakiet klimatyczny, który znacznie zwiększy opłaty za wytwarzanie gazów cieplarnianych. Podrożeją benzyna i ogrzewanie.
Dziś Bundestag, a jutro Bundesrat przegłosują pakiet ustaw, które mają ustawić RFN na tory w kierunku odległego celu zeroemisyjności. Nowe przepisy przewidują m.in. wzrost opłat od tony emitowanego dwutlenku węgla do 25 euro od 2021 r. W kolejnych latach ceny będą systematycznie rosnąć, aby w 2025 r. osiągnąć pułap 55 euro za tonę.
Opłaty będą obowiązywać w transporcie i budownictwie. – Obciążone zostaną przedsiębiorstwa, które w bezpośredniej produkcji emitują do atmosfery CO2, jak np. koncerny paliwowe lub ciepłownie – tłumaczy Michał Kędzierski, analityk ds. polityki energetycznej RFN w Ośrodku Studiów Wschodnich (OSW). – Na końcu podwyżki dotkną konsumentów – dodaje.
Pewny jest wzrost kosztów benzyny oraz ogrzewania. Związek Przemysłu Niemieckiego wstępnie wylicza, że Niemiec codziennie używający samochodu z silnikiem typu diesel będzie musiał wyłożyć dodatkowe 54 euro na paliwo w 2021 r., a w 2025 r. nawet 120 euro. Natomiast wzrosty w opłatach za ogrzewanie różne instytucje szacują na 130–150 euro rocznie już w pierwszym roku działania nowych przepisów.
Jeszcze jesienią koalicja chadeków i socjaldemokratów chciała wprowadzenia opłat w wysokości zaledwie 10 euro za tonę CO2. Plany rządu zablokowali Zieloni w Bundesracie, drugiej izbie niemieckiego parlamentu, w której zasiadają przedstawiciele krajów związkowych i w której Zieloni mają o wiele większy wpływ niż w Bundestagu. – To, że koalicja CDU/CSU i SPD musiała negocjować pakiet z Zielonymi, to kolejny dowód na to, że również na poziomie federalnym de facto działa tzw. Kenia, czyli polityczna koalicja czarno-czerwono-zielona – zwraca uwagę Kędzierski.
Przepisy mają zachęcać przemysł oraz prywatnych konsumentów do szybszego przechodzenia na energo oszczędne, najlepiej zero emisyjne rozwiązania. – Niemcy zobowiązali się do konkretnych celów redukcji emisji gazów cieplarnianych, których dotychczas nie są w stanie wypełnić – uważa ekspert OSW. – Jeśli nic się nie zmieni, będą musieli wykupywać pozwolenia na dodatkową emisję od państw, które wymogi spełniają – przekonuje.
Agora Energiewende, berliński think tank zajmujący się transformacją energetyczną, wyliczył, że rząd federalny w nadchodzącej dekadzie naraża kraj na koszty związane z wykupem unijnych certyfikatów uprawniających do większych emisji w wysokości od 31 do 62 mld euro.
Aby zdobyć poparcie społeczne dla nowych przepisów, rządzący proponują wiele ulg. Zmniejszeniu ulegnie dopłata na transformację energetyczną, którą każdy Niemiec ponosi, płacąc rachunki za prąd. Zmniejszenie z 19 do 7 proc. podatku VAT na bilety kolejowe na trasach ponadregionalnych doprowadzi do obniżki cen podróży pociągami. Na ulgi podatkowe będą mogły liczyć osoby remontujące mieszkanie przy użyciu zielonych materiałów lub technologii. Wzrośnie również wysokość kosztów, jakie osoby podróżujące do pracy samochodem będą mogły odliczyć od podatków.
– W kwestiach klimatycznych Berlin nie może kończącego się roku uznać za udany. Nie udało się bowiem, pomimo obietnic, przygotować ustawy dotyczącej daty i sposobów na odejście RFN od spalania węgla. Nowe przepisy blokują m.in. kwestie dotyczące odszkodowań dla koncernów energetycznych, szczególnie w sektorze węgla brunatnego. Elektrownie i kopalnie wciąż odpowiadają za 20–30 tys. miejsc pracy – tłumaczy Kędzierski. – Ministerstwo gospodarki i energii wciąż prowadzi negocjacje z koncernami energetycznymi. Rozmowy mogą potrwać do połowy przyszłego roku – ocenia.