Jeśli na szczycie ONZ w Katowicach uda się podpisać dokument wdrażający porozumienie paryskie, szanse na zatrzymanie globalnego ocieplenia wzrosną.
Apel o to, by w stolicy Górnego Śląska dogadać się na rzecz klimatu, wybrzmiał wczoraj głośno zarówno na posiedzeniach plenarnych, jak i na dziesiątkach spotkań, które codziennie odbywają się na 40 tys. mkw. obiektów COP24. Można jednak odnieść wrażenie, że różnice interesów są tak duże, że dwa tygodnie żmudnych negocjacji mogą skończyć się fiaskiem.
– Katowice są kluczową platformą, która, mam nadzieję, doprowadzi nas do osiągnięcia porozumienia w sprawie środków niezbędnych dla powstrzymania dalszych zmian klimatu. Pokładamy w tym szczycie wielkie nadzieje. Nie możemy sobie pozwolić na to, by nie dać rady. Potrzebujemy silniejszej solidarności poszczególnych państw. Wierzymy, że współpracując dla przyszłości, jesteśmy w stanie dostosować się do tych kierunków, o których naukowcy mówią już dzisiaj – powiedział sekretarz generalny ONZ António Guterres.
– Jesteśmy gospodarką, która cały czas w sensie technologicznym się rozwija, i cieszymy się, że ten rozwój przyspiesza. W 2005 r. polskie elektrownie emitowały 1000 kg, a teraz ok. 730 kg CO2/MWh, zredukowaliśmy ten poziom ze względu na postęp technologii. Czy my zrezygnujemy z węgla? Nie ma strategii całkowitej rezygnacji z węgla w Polsce – zapowiedział prezydent Andrzej Duda, podczas gdy Guterres mówił o eliminacji dopłat do paliw kopalnych i inwestowaniu w 100 proc. w odnawialne źródła energii.
– Transport i ciepłownictwo to sektory, które wymagają zmian. Dla ludzi mieszkających w miastach obecne zanieczyszczenie powietrza jest już nieakceptowalne, transformacja jest konieczna. Jeżeli z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera przedwcześnie w UE 400 tys. ludzi, to tak jakby co roku znikała jedna Bratysława – mówił Maroš Šefčovič, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej.
Nie ma strategii całkowitej rezygnacji z węgla w Polsce.
Wczoraj w Katowicach podpisana została międzynarodowa deklaracja „just transition” o sprawiedliwej transformacji regionów pogórniczych. – Polacy przyjęli jako temat swojej prezydencji to, co nazywają „sprawiedliwą transformacją”. Jako ustępujący prezydent COP zgadzam się z tym. Ale musi to być nie tylko sprawiedliwa transformacja dla pracowników, regionów i gospodarek dotkniętych przejściem od brudnej do czystej energii. Zmiany muszą być sprawiedliwe dla wszystkich, a zwłaszcza dla najbardziej narażonych na skutki zmiany klimatu. Sprawiedliwość wymaga również, aby te istoty ludzkie, które borykają się z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, podnoszącym się poziomem mórz lub zmianami w rolnictwie, miały możliwość i środki, aby odpowiednio się dostosować – powiedział Frank Bainimarama, premier Fidżi i prezydent COP23.
Alexander Reitzenstein, doradca polityczny think tanku klimatycznego E3G, zauważył, że sprawiedliwa transformacja musi uwzględniać wpływ zmian nie tylko na pracowników i społeczności lokalne, na przykład na wsie zagrożone ekspansją kopalni węgla, ale także na pracowników w łańcuchach dostaw w dotkniętych nią branżach. – Różne społeczności już odczuwają poważne skutki zmian klimatycznych, od rolników we wschodnich Niemczech po rybaków na Wyspach Marshalla – podkreślił.
COP24 znalazł się w ogniu krytyki, gdy okazało się, że deklaracja „just transition” (temat ten nie jest oficjalnym elementem negocjacji, lecz jedną z trzech inicjatyw politycznych polskiego rządu obok elektromobilności i pochłaniania CO2 przez lasy) będzie podpisywana w obecności nie 50, lecz 30 głów państw. Do Polski nie przyjechali zapowiadani wcześniej m.in. francuski prezydent Emmanuel Macron czy niemiecka kanclerz Angela Merkel. Nie milkną głosy mówiące, że to zlekceważenie nie tylko Polski jako gospodarza imprezy, ale i podnoszonej w Katowicach tematyki zatrzymania globalnego ocieplenia.
Wielkimi nieobecnymi są też przedstawiciele wysokiego szczebla administracji Stanów Zjednoczonych – prezydent Donald Trump zapowiedział wyjście USA z porozumienia paryskiego, ale dokumenty w tej sprawie formalnie może złożyć najwcześniej za rok.
Czy to może mieć wpływ na proces negocjacji? – Obecność wysokich przedstawicieli poszczególnych państw może mieć wymiar dyplomatyczny lub prestiżowy. Jednak z technicznego punktu widzenia uczestnictwo prezydentów ani wydarzenia towarzyszące nie są istotne dla przebiegu negocjacji. Piłka jest w grze do ostatniej chwili, negocjacje miewają bardzo dynamiczny charakter, a delegacje czasem zmieniają stanowiska o 180 stopni w stosunku do tego, które prezentują na początku konferencji – powiedziała DGP Lidia Wojtal, ekspertka ds. negocjacji klimatycznych. Warto przypomnieć, że w 2009 r. na szczycie w Kopenhadze zjawienie się przywódców krajów świata nie tylko nie pomogło w wynegocjowaniu porozumienia, ale doprowadziło do kompletnego impasu i porażki duńskiej prezydencji.
Wczoraj na COP24 swoje wystąpienie miał Arnold Schwarzenegger, aktor, były gubernator Kalifornii, która jest liderem w rozwoju odnawialnych źródeł energii. Przekonywał, że mimo decyzji Donalda Trumpa Stany Zjednoczone nie odwróciły się od porozumienia paryskiego. – Ameryka to nie tylko Waszyngton – podkreślił aktor, przypominając, że 70 proc. emisji kontrolują władze stanowe i miejskie.
Brazylia odwraca się od klimatu
Chociaż populista Jair Bolsonaro obejmuje urząd prezydenta dopiero 1 stycznia, Brazylia już zaczęła zwrot o 180 stopni w swojej polityce klimatycznej.
Pierwszą decyzją na to wskazującą była rezygnacja z organizacji kolejnego, przyszłorocznego szczytu klimatycznego COP25, chociaż zaledwie dwa miesiące temu ten największy kraj Ameryki Łacińskiej ogłosił, że chce być gospodarzem wydarzenia. MSZ w Brasilii tłumaczy tę decyzję trudnościami finansowymi, ale miejscowi eksperci zajmujący się zmianami klimatycznymi nie mają wątpliwości, że to posunięcie czysto polityczne, obliczone na przygotowanie gruntu pod nadchodzące zmiany.
Krytykuje je jedna z najważniejszych brazylijskich organizacji pozarządowych zajmujących się klimatem, Observatório do Clima. Jej przedstawiciele napisali w oświadczeniu, że poprzez swoją decyzję „Brazylia zrzeka się jednej z niewielu znaczących ról, do której świat jej potrzebował, a jak na ironię dzieje się to przez ideologię promowaną przez prezydenta elekta i jego przyszłego ministra, którzy obiecali ją wykorzenić z kręgów administracji”. Jair Bolsonaro namaścił już na przyszłego szefa dyplomacji Ernesto Araújo, który podobnie jak on uważa, że zmiany klimatyczne to fikcja. Prezydent elekt zapowiedział też wiele innych działań wymierzonych w dotychczasową linię ekologiczną.
Bolsonaro już w trakcie kampanii wyborczej złożył właścicielom wielkich gospodarstw rolnych i przedstawicielom przemysłu wydobywczego mnóstwo obietnic dotyczących pomocy w rozwoju ich biznesów kosztem ochrony środowiska. Polityk zamierza m.in. wycofać przepis o obowiązku uzyskania zgód środowiskowych na projekty infrastrukturalne, które mają być realizowane w puszczy amazońskiej, a jej największa część znajduje się właśnie na terenie Brazylii. Jeżeli uda mu się tę zmianę przeprowadzić przez parlament, na co istnieje duża szansa, da to zielone światło dla bezgranicznej eksploatacji zielonych płuc świata.
Bolsonaro uważa, że jego kraj padł ofiarą międzynarodowego spisku obliczonego na osłabienie jego wzrostu gospodarczego poprzez ograniczenie wycinki Amazonii. Chociaż na razie zrezygnował z pierwotnego pomysłu wycofania Brazylii z porozumienia paryskiego, zobowiązującego ją do redukcji emisji gazów cieplarnianych, to dalsze wycinanie lasów Amazonii będzie de facto oznaczać wcielenie go w życie. Biorąc pod uwagę, że ten region produkuje około 20 proc. ziemskiego tlenu, a rocznie pochłania niemal 2 mld ton dwutlenku węgla, czyli około 1/4 całkowitej produkcji lądowej, skutki takich działań mogą być tragiczne dla całej planety.
Według szacunków brazylijskiego instytutu Globiom, poziom wylesienia puszczy amazońskiej w ciągu nadchodzących 10 lat może się potroić. Mniejsza liczba drzew będzie oznaczać niższy poziom opadów, a co za tym idzie suszę, ponieważ amazoński ekosystem to obieg zamknięty. Będzie to wprost oddziaływać na wzrost globalnej temperatury ze względu na zwiększenie poziomu dwutlenku węgla w atmosferze. Sezonowe susze już teraz nierzadko nękają Amazonię, przez co las jest w stanie przyswoić o około 30 proc. mniej gazów cieplarnianych niż jeszcze przed dekadą.