Wyzwaniem, przed którym stoję, jest to, by każda z delegacji, wracając do domu, mogła powiedzieć: nasze kluczowe postulaty zostały wzięte pod uwagę - mówi dla DGP Michał Kurtyka
Przez dwa tygodnie Katowice będą gospodarzem szczytu klimatycznego ONZ. Odbywający się po raz 24. COP (Conferences of the Parties – Konferencje Stron) Polska gości już po raz trzeci, ale czwarty raz mu przewodniczy: pierwszy raz w Bonn w 1999 r., potem w 2008 r. w Poznaniu i w 2013 r. w Warszawie.
Dlaczego spotkanie przedstawicieli ok. 190 krajów świata w Katowicach jest istotne, skoro w 2015 r. w Paryżu podpisane zostało nowe porozumienie klimatyczne? Strony zobowiązały się wówczas, by w perspektywie 2100 r. nie dopuścić do wzrostu globalnej temperatury o więcej niż 2 stopnie Celsjusza. Można powiedzieć, że porozumienie paryskie było dokumentem kierunkowym, do którego teraz trzeba stworzyć przepisy wykonawcze. I właśnie w Katowicach ma powstać zbiór odpowiedzi na pytania, jak postanowienia z 2015 r. realizować.
Dokument negocjowany na Śląsku liczy ok. 300 stron. Zostanie uznany za przyjęty, jeśli pod koniec obrad żadna z delegacji nie powie, że wnosi do niego sprzeciw.
Gdyby ktoś w ogóle nie wiedział, po co 26 tys. ludzi przyjedzie w grudniu na szczyt klimatyczny ONZ do Katowic, to jakby mu pan to wytłumaczył?
Jako gospodarz chcielibyśmy, by świat zgodził się co do tego, w jaki sposób będzie prowadził politykę klimatyczną. Dziś jesteśmy na poziomie posiadania uzgodnionych pewnych pryncypiów, czyli porozumienia paryskiego. Dokument ten został przyjęty w 2015 r., liczy 29 artykułów i stanowi zbiór ogólnych zasad. Państwa trzy lata temu umówiły się, że będą je respektować. W Katowicach będziemy dyskutować nad tym, czym jest globalna polityka klimatyczna w oparciu o te pryncypia. Negocjowane będą szczegółowe zasady wdrożenia porozumienia paryskiego. Określimy również, w jaki sposób wszystkie państwa świata będą podejmowały wspólne działania na rzecz ochrony klimatu.
Użył pan słowa klucza „wszystkie”. Jak to się ma do decyzji jednego z głównych graczy i emitentów gazów cieplarnianych, czyli USA, o wycofaniu się z porozumienia paryskiego?
Niewątpliwie nieobecność któregoś państwa strony jest wyzwaniem dla przygotowania skutecznego pakietu wdrożeniowego porozumienia paryskiego. Zwłaszcza jeśli pod uwagę weźmiemy znaczenie tego dokumentu. Porozumienie paryskie jest historyczne – ratyfikowały je już 184 państwa. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji, nawet po podpisaniu protokołu z Kioto. Co prawda USA zadeklarowały wyjście z porozumienia paryskiego, ale proces ten trwa i będzie mógł się formalnie zakończyć dopiero w 2020 r. Na razie Stany Zjednoczone są więc częścią dyskusji, a amerykańska delegacja przyjedzie do Katowic i będzie negocjować.
Chcecie ich przekonać do zmiany decyzji?
Wyzwaniem, przed którym stoję, jest to, by każda z delegacji, wracając do domu, mogła powiedzieć: tak, nasze kluczowe postulaty zostały wzięte pod uwagę. Oznacza to jednak, że w szukaniu kompromisu każda ze stron będzie też musiała z części swoich oczekiwań zrezygnować. Na koniec obrad zadam pytanie: kto jest przeciw, a nie kto jest za. I jeśli nikt nie wniesie sprzeciwu, to będzie oznaczało konsensus i przyjęcie reguł katowickich. Dlatego też naszym zadaniem jest stworzenie takich warunków, w których ponad 190 krajów jest gotowych ze sobą rozmawiać i szukać kompromisu. Oczywiście Stany Zjednoczone się w tej grupie znajdują. Trzeba mieć świadomość, że w wielu krajach, w tym w USA, proces negocjacji nie ogranicza się do wysłania delegacji na COP24. Składają się na niego liczne szczeble zarówno administracyjne, jak i polityczne.
Już trzeci raz jesteśmy gospodarzem COP. Skończymy negocjacje planowo w piątek, czy dopiero, co pokazuje historia, w sobotę, a nawet w niedzielę?
Szczyt ma się zakończyć w piątek 14 grudnia i na to się nastawiamy. Takie są uzgodnione z ONZ daty konferencji. Jednak ze względu na złożoność negocjacji, które nas czekają, pierwsza sesja plenarna zaczyna się wcześniej, a mianowicie w niedzielę 2 grudnia, by czasu na dyskusje było wystarczająco dużo.
Liczy się pan z tym, że to będą trudne negocjacje?
Oczywiście. Nie mamy żadnej gwarancji na to, że w Katowicach uda się wypracować porozumienie. Niemniej moim zadaniem jest budowanie pewnego poziomu oczekiwań w stosunku do zadowalającego wszystkie strony kompromisu.
Jaką rolę odegra tu ostatni raport IPCC, czyli międzynarodowej organizacji klimatycznej, który pokazał, że pół stopnia Celsjusza dla klimatu robi gigantyczną różnicę? Czyli, jeśli nie dopuścimy do globalnego ocieplenia powyżej 2 stopni, a o 1,5 stopnia, to zyskamy dużo więcej.
Raport ten stanowi bardzo istotny element dyskusji. Rozmowy bazujące na nim odbędą się w pierwszym tygodniu obrad. W drugim tygodniu raport jest wręcz wkładem do dialogu Talanoa (procesu negocjacyjnego wprowadzonego przez prezydencję Fidżi na COP23 – red.). Przypomnę, że dialog ten ma na celu wymianę informacji na temat wysiłku, jaki strony podejmują na rzecz klimatu.
To już 24. szczyt klimatyczny ONZ. Czy w dobie dzisiejszych technologii naprawdę trzeba wydawać na jego organizację ponad 200 mln zł zamiast zrobić go online? Państwa najbardziej zagrożone zmianą klimatu (Climate Vulnerable Forum – CVF) już to robią. Miały swój 24-godzinny szczyt klimatyczny online.
Myślimy podobnie. Dlatego COP24 będzie pierwszym cyfrowym szczytem ONZ i pierwszym szczytem klimatycznym z tak ogromnym udziałem mediów społecznościowych i internautów. W sali plenarnej w ramach projektu „People’s Seat” przygotowaliśmy symboliczne krzesło. Dzięki transmisjom pod hasłem „take your seat” cały świat będzie mógł brać udział w wydarzeniu. Z kolei zagregowany przekaz internautów z całego świata zostanie też przekazany w drugą stronę, do delegatów w Katowicach. W procesie tym będą brać udział motory sztucznej inteligencji. Warto podkreślić, że projekt ten wpisuje się też w jedną z naszych polskich specjalności w zakresie informatyki.
Nie boi się pan, że skoro COP24 odbywa się w Katowicach w okresie barbórkowym, to może zostać zakłócony? Nie jest tajemnicą, że górniczy zespół trójstronny przed COP24 był dość burzliwy.
Problematyka szczytu dotyczyć będzie z jednej strony kwestii egzystencjalnych, przed którymi stoją choćby wyspy Pacyfiku, mierząc się ze zjawiskiem podnoszącego się poziomu wód w morzach i oceanach. Z drugiej strony dyskusja często będzie wchodzić w zagadnienia światopoglądowe związane z moralnym punktem widzenia polityki klimatycznej. Ważnym elementem rozmów będzie też przyszłość regionów przemysłowych. Nie są to łatwe dyskusje. Jednak w tym aspekcie mamy w Polsce nie tylko doświadczenie, ale i zrozumienie, jakich punktów widzenia można się spodziewać. Śląska społeczność jest świadkiem ogromnej transformacji, jaką przechodzi region, i coraz lepiej ją rozumie. Konferencja odbędzie się w Katowicach i nie jest to miejsce przypadkowe. Jeszcze 30 lat temu wizytówką tego miasta były fabryczne kominy. Dziś Katowice są jednym z symboli skuteczności polskiej strategii transformacji gospodarczej i społecznej, a także jej pozytywnego oddziaływania na środowisko. Przez ostatnie lata Katowice dokonały wielkich zmian, dzięki którym poprawia się jakość powietrza oraz stan środowiska naturalnego miasta i okolic. Cały region Górnego Śląska i Zagłębia jest bardzo dobrym przykładem na to, co można osiągnąć dzięki konsekwentnej polityce zrównoważonego rozwoju i transformacji gospodarczej.
Czy pana zdaniem dobrym pomysłem jest plan resortu energii, by przy okazji COP24 prezentować naszą krajową politykę energetyczną, która nadal bazować będzie na węglu?
Dyskusja nad polityką energetyczną Polski pokazuje, jak wiele wyzwań ekonomicznych i technologicznych w tym zakresie stoi jeszcze przed nami. To jest jednak jak ze szklanką do połowy pustą i do połowy pełną. Mamy tendencję, by pochylać się nad tym, co jeszcze nie zostało zrobione, a za mało potrafimy dzielić się ze światem tym, co udało się osiągnąć. Natomiast warto jest prowadzić dialog w oparciu o fakty i pomysły, dlatego bardzo się cieszę, że Ministerstwo Energii zaprezentowało projekt Polityki energetycznej państwa do 2040 r. tuż przed COP24.
Zgoda. Ale mimo wszystko trudno się zgodzić z filmem MSZ promującym COP24. Dobrze, że na końcu piszą, że o Polskę chodzi, bo nie wiem, czy ktoś się domyśli. Wiatraki, panele fotowoltaiczne, wysoko rozwinięta elektromobilność... Domyślił się pan od razu, że to Polska?
Tak. Warto jest pokazywać to, co się nam udało. A to, że spektakularnie ograniczyliśmy emisję nie tylko CO2 o 30 proc., ale i dwutlenku siarki oraz pyłów o ok. 80 proc., jest niepodważalnym faktem. Warto przypomnieć, że mamy więcej energii wiatrowej niż Dania, która jest zieloną wizytówką świata...
Ale Dania jest o wiele mniejszym krajem niż Polska. A my energetyce wiatrowej nie pomagamy.
Zgoda. Ale dlaczego fakt, że jednak mamy dużo dobrego, nie może być naszą wizytówką na zewnątrz? Mamy świadomość, jak wiele jest jeszcze przed nami do zrobienia. Choć z własnego doświadczenia wiemy, że sprawdzonych w innych warunkach rozwiązań nie można mechanicznie przenosić na własny grunt, to wierzymy, że wymiana doświadczeń pomaga w podejmowaniu właściwych decyzji politycznych.
Ale miliona aut elektrycznych w 10 lat mieć nie będziemy. Co innego elektryczny transport publiczny.
Szczerze? Nie spodziewałem się, że elektromobilność na świecie będzie szła do przodu tak szybko, gdy zostawałem wiceministrem energii i postulowałem skupienie się na tym temacie. Dziś na świecie mamy 4 mln aut elektrycznych. Nikt nie mówi, że to tylko albo aż. Mówi się o pewnej perspektywie. Jeśli zamkniemy się na dyskusji o przyszłości, nie będziemy widzieć trendów, a to nie ma sensu. My pokazujemy, że wpisujemy się w te trendy, że chcemy upowszechniania elektromobilności. Tak, popularyzacja pojazdów elektrycznych zajmie trochę czasu. Tak, zacznie się ona od autobusów elektrycznych, potem będą auta dostawcze. Tak, e-samochody są ostatnim stopniem tej drabiny. Dlatego warto już dziś podejmować działania w tym zakresie. Warto tu też przywołać przykład Jaworzna, które nie dość, że dąży do tego, żeby udział autobusów elektrycznych w transporcie publicznym miasta wyniósł 80 proc., to staje się również poligonem dla pojazdów autonomicznych.
Co pan będzie robił po COP? Zostanie pan w ministerstwie?
Mam konkretne zadania do wykonania. Katowicki szczyt dopiero otwiera polską roczną prezydencję, której będę przewodniczył. W 2019 r. odbędzie się debata na temat tego, jak państwa i Unia Europejska na podstawie planów klimatu i energii w 2020 r. będą deklarować swoje stanowiska w sprawie wkładów do ochrony klimatu – termin ten wyznacza bowiem początek wdrażania porozumienia z Paryża. 2019 r. będzie też rokiem szczytu przywódców świata, który zwołuje sekretarz generalny ONZ António Guterres. To będzie też czas, gdy w polskiej dyskusji będzie można pogłębić elementy edukacji na temat wyzwań ekologicznych – jak rozwijać czysty transport, jak realizować program „Czyste powietrze”, czy też jak zwiększać efektywność energetyczną budynków. Przede mną więc wiele pracy.