Coraz szerzej nagłaśniane w ostatnich dwóch latach alarmy antysmogowe postawiły na porządku dziennym kwestie zanieczyszczeń powietrza. I to w zasadzie jedyna korzyść ze smogu – sprawa przestała być przedmiotem zainteresowania wyłącznie ekspertów i ekologicznych aktywistów, a stała się problemem powszechnym. Do wspólnego rozwiązania
Popatrzmy realistycznie – smog nie pojawił się w Polsce dwa lata temu, kiedy alarmy antysmogowe trafiły na czołówki gazet i portali, ale towarzyszył nam (można nawet zaryzykować twierdzenie, że w znacznie większym stopniu niż obecnie) przez całe dekady. A jednak dopiero od kilkunastu miesięcy w szczególnie smogowe dni możemy na ulicach dostrzec przechodniów w maseczkach. Oczywiście pod tym względem daleko nam do Tokio (może to i lepiej), ale te pojedyncze przypadki są już coraz liczniejsze. A to znak, że coraz większa część społeczeństwa dostrzega problem zanieczyszczeń i nie zgadza się na jego trwanie bez rozwiązania. I to dobra wiadomość.
Jeszcze kilka lat temu, gdy była mowa o walce z zanieczyszczeniami powietrza, dyskusja sprowadzała się wyłącznie do jednego wątku dosyć złożonego problemu, jakim jest smog: Unia Europejska wprowadza nowe rygorystyczne regulacje, które obejmują wyłącznie wielką energetykę, a koncerny, w tym także te polskie, wydają miliardy, by spełnić unijne wymogi. Efekt – obecnie energetyka odpowiada za ok. 9 proc. emisji pyłu PM10, pozostając daleko w tyle za niską emisją, czyli domowymi piecykami, w których spala się najgorszy węgiel, a często i śmieci, przemysłem i wreszcie transportem drogowym.
Obywatele wchodzą do gry
To jednak za mało. Dobrym sposobem na czystsze środowisko jest również rozwój odnawialnych źródeł energii, i o tym wiadomo nie od dziś. I widać rosnące – co ważne, oddolne – zainteresowanie takimi źródłami energii. Może o tym świadczyć niesłabnące zainteresowanie mikroinstalacjami OZE, dzięki którym obywatele mogą przynajmniej częściowo uniezależnić od zawodowej energetyki. Przez trzy pierwsze kwartały 2017 r. do sieci dołączono ponad 9 tys. instalacji prosumenckich o całkowitej mocy niemalże 60 MW. W III kwartale 2017 roku najwięcej prosumentów do swojej sieci dołączyły spółki PGE Dystrybucja oraz Tauron Dystrybucja – po około 1,3 tys. instalacji każdy. PGE zyskało 7,45 MW nowych mocy, a Tauron 7,1 MW.
Firmy coraz bardziej świadome
/>
Warto jednak zauważyć, że i energetyka zawodowa wychodzi naprzeciw tym oczekiwaniom. Niektóre koncerny oferują swoim klientom umowy na energię elektryczną z gwarancją, iż pochodzi właśnie ze źródeł odnawialnych. Ta możliwość – znacznie wygodniejsza niż montowanie własnej instalacji OZE – cieszy się rosnącym lawinowo zainteresowaniem. I to nie tylko wśród indywidualnych klientów.
Przykładem może być oferta grupy PGE „Naturalnie, że energia” skierowana do przedsiębiorstw. Wzrost zainteresowania tą ofertą w 2017 r. wyniósł 1100 proc. w stosunku do roku 2016, a wstępne zainteresowanie tą ofertą na 2018 r. pozwala prognozować kolejny, niemal 350 proc. wzrost w stosunku do 2017 r. Malkontenci wspomną oczywiście o efekcie niskiej bazy (oferta jest dostępna od początku 2016 roku) nie zmienia to jednak faktu, że wzrost zainteresowania jest imponujący.
O tym, że nie chodzi jedynie o statystyczny efekt niskiej bazy, świadczy wolumen zakontraktowanej w ramach tej oferty energii. W 2016 r. klienci korzystający z tej taryfy zakontraktowali 18 GWh energii elektrycznej, a w 2017 r. było to już 200 GWh. Na 2018 rok zarezerwowany został już wolumen blisko 700 GWh energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych. To wciąż znikome ilości w porównaniu z wolumenem energii sprzedanym w ramach Grupy klientom biznesowym (ok. 34 TWh rocznie) jednak widać bardzo dynamiczny trend wzrostowy, który – jeśli zostanie utrzymany – stanie się w stosunkowo krótkiej, kilkuletniej perspektywie znaczącą częścią wolumenu energii sprzedanej przez grupę.
Podobną ofertę ma swoim portfolio Grupa Energa, która gwarantuje, że energia zakupiona w ofercie „100 proc. zielonej energii” w całości pochodzi ze źródeł odnawialnych, na co firma uzyskuje stosowny certyfikat.
Jak to wygląda w praktyce? Zobaczmy na przykładzie PGE. „Naturalnie, że energia” jest dostępna dla klientów zużywających rocznie minimum 1 GWh energii elektrycznej. Można z niej skorzystać w zakresie 50–100 proc. całościowego wolumenu, co oznacza, że udział energii ze źródeł odnawialnych będzie wynosił od 50 do 100 proc. zakupionej energii elektrycznej w danym roku.
W celu potwierdzenia ekologicznego pochodzenia kupowanej energii klient otrzymuje od PGE Obrót dwa dokumenty. Jest to wydawany przez PGE dyplom potwierdzający korzystanie z produktu „Naturalnie, że energia” i wskazujący, jaki procent energii zakupionej w danym roku pochodzi z odnawialnych źródeł, a także gwarancje pochodzenia energii (dokument wydawany przez prezesa URE i przekazywany w Rejestrze Gwarancji Pochodzenia prowadzonym na Towarowej Giełdzie Energii przez spółkę PGE Obrót na rzecz klienta końcowego).
W przypadku klientów indywidualnych mogą w grę wchodzić przekonania, emocje. W przypadku firm decyduje zimna kalkulacja i może cieszyć fakt, że coraz więcej firm dostrzega, że ważne jest i to, w jakim środowisku dana firma funkcjonuje. Rosnąca rzesza zielonych firm będzie zresztą dla koncernów energetycznych dodatkowym argumentem (także ekonomicznym), że warto inwestować w nowe moce OZE.
Taryfą w smog
Ubiegłoroczne rozporządzenie Ministerstwa Rozwoju dotyczące klas kotłów dopuszczanych do sprzedaży to tylko jeden element układanki, jaką jest walka o czystsze środowisko. Wciąż czekamy na rozporządzenie dotyczące jakości paliw, jakie mogą być spalane w domowych kotłach, ale zaczyna się myśleć o stworzeniu alternatywy dla domowych (często nadmiernie kopcących) palenisk.
Najbardziej efektywna – chociaż nie wszędzie możliwa do zrealizowania – jest rozbudowa miejskich sieci ciepłowniczych. W ostatnich dniach z inicjatywy resortu energii pojawiła się nowa możliwość – przejście na ogrzewanie elektryczne. Dotychczas było to – ze względu na cenę – mało popularne rozwiązanie. Wprowadzane właśnie przez koncerny tzw. taryfy antysmogowe (tylko dla odbiorców indywidualnych) zawierają preferencyjne ceny energii wykorzystywanej na ogrzewanie w godzinach nocnych. Niższa stawka obowiązuje w godzinach 22.00-6.00, ponadto na prąd zużyty niejako dodatkowo w porównaniu z ubiegłym rokiem. Może to być zatem zachęta dla tych, którzy jeszcze nie zainwestowali w termomodernizację domu lub nowoczesne, niskoemisyjne systemy ogrzewania. Być może nie jest to jeszcze oferta, która bije na głowę inne metody ogrzewania (gaz, piece węglowe), ale na tyle porównywalna, że warto ją już poważnie rozważyć (patrz wykres).
Taryfy antysmogowe są dopiero przed swoim chrztem bojowym. Rzeczywiste rachunki (a więc i oszczędności) będą zależały od indywidualnego zużycia, sprzedawcy energii itp. Warto jednak wiedzieć, jak są konstruowane nowe stawki. Np. PGE informuje, że „dla zwiększonego zużycia energii w godzinach nocnych zostanie zastosowany upust cenowy w wysokości 50-proc. stawki za energię elektryczną taryfy podstawowej (G11). W przypadku połączenia preferencyjnych stawek w ofercie produktowej z opłatami za usługi dystrybucyjne, w godzinach nocnych klient PGE skorzysta z ceny niższej o ponad 65 proc. niż w ciągu dnia”. Nieco inne upusty będzie stosował Tauron – tu też podstawą będzie cena za prąd z taryfy G-11, a upust będzie obejmował energię nadwyżkową, ale jego wysokość to 40 proc.
– Mamy nadzieję, że nowa taryfa antysmogowa zachęci Polaków do wymiany przestarzałych pieców na ogrzewanie elektryczne. Dzięki temu uzyskamy skuteczny i działający natychmiast instrument do walki z niską emisją i smogiem – komentuje Krzysztof Tchórzewski, minister energii.