Zmiany w edukacji przedstawione przez minister Annę Zalewską to powrót do systemu nieodpowiadającego współczesnemu rozwojowi cywilizacyjnemu - napisano w petycji, którą uczestnicy poniedziałkowej manifestacji ZNP przeciwko reformie oświaty złożyli w urzędzie wojewódzkim w Warszawie.

Według związkowców przyjął ich wojewoda mazowiecki i zapowiedział przekazanie petycji premier Beacie Szydło.

Uczestnicy demonstracji w Warszawie mieli ze sobą transparenty z hasłami: "grabarze, a nie lekarze polskiej oświaty", "nie dla chaosu w polskiej szkole", "nawet komuniści nie zamykali szkół", "stop rewolucji w szkole", "wygasić Zalewską", "zostawcie gimnazja", "nie zmianom w edukacji likwidującym gimnazja i etaty".

Według organizatorów ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, na placu Bankowym protestowało ponad 2 tys. osób. Według służb porządkowych, w manifestacji uczestniczyło około 1200 osób.

Prezes ZNP mówił do zebranych, że edukacja jest najważniejszą dziedziną życia społecznego. Podkreślił, że ZNP zarzuca się upolitycznienie. "Nic bardziej mylnego – powiedział. Jego zdaniem, ZNP nie znajduje merytorycznego uzasadnienia dla planowanej reformy oświaty; gimnazja zaś bronią się swoimi wynikami. Przekonywał, że jeśli są potrzebne zmiany, to należy je wprowadzać, ale nie przez rewolucję, burzenie systemu. Zaapelował o jedność środowisk nauczycielskich.

Prezes ZNP zaprosił premier Szydło, by wzięła udział w przyszłotygodniowym posiedzeniu zarządu głównego ZNP albo przyjęła delegację związku.

Uczestniczący w demonstracji prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz w swoim wystąpieniu ocenił, że proponowane zmiany to nie żadna reforma, tylko chaos. "To są propozycje, które cofają Polskę, nie można wracać ciągle do przeszłości, nie można ciągle żyć przeszłością, jak się nie ma pomysłu na teraźniejszość" - powiedział. Podkreślił, że jego ugrupowanie będzie się upominać także o wiejską szkołę, bo - jak zaznaczył - to właśnie ona na proponowanej reformie może stracić najwięcej.

Głos zabrała także posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz. Jak mówiła, w tej chwili nikt, ani rodzice, ani nauczyciele, ani samorządowcy nie wiedzą, "po co ministerstwu ta pseudoreforma". Dodała, że z wypowiedzi minister edukacji Anny Zalewskiej wynika, że ona sama tego również nie wie. Podkreśliła równocześnie, że jednym z największych zagrożeń jest to, że rządzący będą chcieli przekształcić szkoły w miejsce partyjnej indoktrynacji, "będą uczyć o narodowych klęskach, traumach na lekcjach historii (…), będą organizowane pod dyktando interesu partyjnego" - mówiła. Jak powiedziała, sama jest matka sześcioletniego dziecka, które poszło wcześniej do szkoły. Zaznaczyła, że choć obserwuje zmiany w szkole od 30 lat, nigdy dotąd nie były one przyprowadzane w tak "butny i arogancji sposób".

Z kolei wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) zwróciła uwagę, że żadna rewolucja w systemie edukacji nie daje dobrego rezultatu. "Szkoła potrzebuje zmian, ale zmian, które są wynikiem, uzgodnień między nauczycielami, rodzicami, samorządowcami" - powiedziała. Podkreśliła, że to od edukacji zależy "jakim będziemy społeczeństwem, krajem, czy będziemy szczęśliwi, nowocześni, otwarci na świat".

Wśród protestujących były dzieci z klasy VI szkoły podstawowej. Miały z sobą transparenty: "Chcę do gimnazjum", "Nie chcę być przez trzy lata najstarsza w szkole", a także zdjęcie piwnicy z podpisem: "moja sala w VII i VIII klasie, innego miejsca brak".

W petycji złożonej w urzędzie wojewódzkim związkowcy napisali: "Zmiany w edukacji przedstawione 16 września 2016 r. przez minister edukacji Annę Zalewską w projektach aktów prawnych to cofnięcie się w czasie do roku 1999 i powrót do systemu zupełnie nieodpowiadającego współczesnemu rozwojowi cywilizacyjnemu".

Według nich zapowiedziana reforma ustroju szkolnego ma charakter rewolucyjny, ponieważ: zburzy wszystkie struktury systemu tworzone przez wiele lat i w krótkim czasie dotknie wszystkich poziomów edukacyjnych, będzie niezwykle kosztowna, a koszty te w głównej mierze poniosą jednostki samorządu terytorialnego.

ZNP uważa też, że reforma stworzy więcej zagrożeń niż szans dla dobrej edukacji, jej skutkiem będzie obniżenie poziomu jakości edukacji i zaprzepaszczenie wypracowanych przez szkoły osiągnięć oraz spowoduje zwolnienia w oświacie nauczycieli, dyrektorów i pracowników szkolnej administracji i obsługi, przede wszystkim z gimnazjów.

"Likwidacja gimnazjów to krok wstecz! To destrukcja systemu oświaty" - napisali związkowcy. Według nich nie przedstawiono rzeczywistych przesłanek uzasadniających tak gruntowną reformę ustroju szkolnego.

"Gimnazja stanowią źródło lokalnej dumy, osiągają znakomite efekty kształcenia, co potwierdzają wyniki badań międzynarodowych, są żywym dowodem na zmianę cywilizacyjną i infrastrukturalną, to centra ogniskujące życie i emocje lokalnych społeczności" - napisali w petycji.

Według ZNP zmiana ustroju szkolnego nie rozwiąże wielu problemów polskich szkół. Dlatego proponuje, by – nie burząc struktury szkolnictwa - podjąć działania zmierzające do wypracowania jak najlepszych rozwiązań. Chodzi im m.in. o podjęcie niezbędnych zmian programowych i organizacyjnych, doskonalenie systemu edukacji, opieki i wychowania, doskonalenie systemu wsparcia dla uczniów.

Petycje tej samej treści protestujący złożyli w poniedziałek także w 15 innych urzędach wojewódzkich.

ZNP domaga się od minister edukacji Anny Zalewskiej wycofania się z projektowanych zmian w oświacie, zawartych w dwóch projektach ustaw, a także przystąpienia do "rzeczywistej, a nie medialnej debaty o potrzebach polskiej edukacji". Związkowcy chcą też społecznego porozumienia co do zakresu, skali i tempa wprowadzania zmian.

W połowie września do konsultacji trafiły dwa projekty ustaw: zupełnie nowej ustawy Prawo oświatowe oraz ustawy wprowadzającej Prawo oświatowe. Zgodnie z propozycją resortu edukacji, od 2017 r. funkcjonować mają: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum; szkoły branżowe w miejsce zasadniczych szkół zawodowych; zlikwidowane zostaną gimnazja.