Uczniowie szkół branżowych będą mogli podejść do matury. Jednak będzie ona uprawniała do podjęcia tylko niektórych kierunków studiów.
NIK o szkołach zawodowych / Dziennik Gazeta Prawna
Tadeusz Sławecki były wiceminister edukacji narodowej / Dziennik Gazeta Prawna
Tak wynika z projektu ustawy – Prawo oświatowe, który w ubiegłym tygodniu zaprezentowało MEN. Zgodnie z nim resort zamknie szkoły zawodowe. Od roku szkolnego 2017/2018 wprowadzi trzyletnią branżową szkołę pierwszego stopnia, której ukończenie umożliwi uzyskanie dyplomu potwierdzającego kwalifikacje zawodowe, a także dalsze kształcenie w dwuletniej szkole drugiego stopnia. Po jej ukończeniu będzie można podejść do matury i uzyskać branżowe świadectwo dojrzałości. Egzamin będzie składał się z trzech obowiązkowych przedmiotów, tj. języka polskiego, matematyki oraz języka obcego nowożytnego. Pierwsi absolwenci ukończą branżową szkołę drugiego stopnia w 2022 r.
Obecnie osoby, które kończą zawodówkę, nie mogą podejść do egzaminu dojrzałości. Muszą najpierw uzupełnić swoje wykształcenie np. w liceum dla dorosłych. Po wprowadzeniu zmian ukończenie pięcioletniego cyklu kształcenia w szkole branżowej będzie uprawniało do zdawania matury. Niestety, uzyskanie branżowego świadectwa dojrzałości umożliwi przyjęcie na studia tylko pierwszego stopnia, czyli licencjackie lub inżynierskie. Nie będzie uprawniało do podjęcia nauki na studiach magisterskich. Ponadto absolwent z branżowym świadectwem będzie mógł wybierać tylko spośród kierunków o profilu praktycznym (a nie ogólnoakademickim) i to w dodatku jedynie takich, których program nauczania obejmuje tematykę realizowaną przez kandydata w szkole prowadzącej kształcenie zawodowe. – Rząd powinien wycofać się z tego pomysłu – uważa Artur Jeżewski, dyrektor Zespołu Szkół nr 27 w Warszawie. – To rozwiązanie blokuje możliwości absolwentom szkół branżowych, nie powinni być tak ograniczani. W końcu zaliczą przecież pełny pięcioletni cykl kształcenia w szkole ponadpodstawowej – dodaje.
Uczniowie szkół branżowych będą mogli podjąć studia magisterskie, tylko jeśli zdobędą standardowe (nie branżowe) świadectwo dojrzałości. I to nie podoba się ekspertom. – Ta ścieżka kształcenia nie będzie drożna, aby pójść dalej, uczeń musi się cofnąć. Takich ślepych uliczek trzeba w edukacji unikać – uważa prof. Zbigniew Walczyk, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Elblągu. – To bowiem natychmiast powoduje, że jedno wykształcenie uważane jest za gorsze od drugiego, a ono powinno być po prostu inne – dodaje. Jego zdaniem propozycja MEN nie uwzględnia piątego poziomu kształcenia, nad wprowadzeniem którego pracuje rząd. To etap między szkołą średnią a studiami. Będą go oferowały uczelnie wyższe. Naukę na takich studiach będą mogły podjąć osoby bez matury, ale nie uzyskają tytułu licencjata czy inżyniera, zdobędą jedynie potrzebne umiejętności.
OPINIA
Zawracamy w połowie drogi
Błędem jest to, że zmienia się zasady gry w jej trakcie. Przecież od 2012 r. obowiązuje reforma kształcenia zawodowego. Została ona zaplanowana na lata. Była również poparta przez PiS. Tymczasem w połowie drogi zmienia się system. Nie możemy nawet ocenić rezultatów reformy. Ponadto obawiam się, że szkoły zawodowe mogą mieć problem z uzyskaniem pieniędzy na realizację projektów (np. doposażenie). W systemie są zagwarantowane ogromne środki unijne dla nich – aż 940 mln euro. Tymczasem placówki oświatowe nie będą mogły zapewnić trwałości projektów, skoro mają zostać przekształcone w szkoły branżowe. Mam wątpliwości także do wprowadzenia matur branżowych. Obecnie absolwent szkoły zawodowej ma zapewnioną drożność kształcenia. Może uzupełnić swoją edukację i podejść do matury, która umożliwia zdawanie na każdy rodzaj studiów. Po zmianach zaproponowanych przez MEN będzie posiadał tylko częściową maturę, która będzie uprawniała do podjęcia jedynie niektórych kierunków. To rozwiązanie, które ich ograniczy i w razie zmiany decyzji o ścieżce kształcenia, zmusza do powtarzania całego cyklu..