Będą utworzone oddziały liczące tylko trzech uczniów. Samorządy mimo wysokich kosztów nie chcą się narażać rodzicom, którzy w tym roku wysyłają dzieci do pierwszej klasy.
Planowanie nowego roku szkolnego 2016/2017 / Dziennik Gazeta Prawna
Opiekunowie, podejmując przed rokiem decyzję o odroczeniu swojego dziecka w obowiązkach szkolnych zapewnili im komfortowe warunki nauki. Powód? Ich pociechy trafią do małych oddziałów i to nie zmieni się przez cały okres ich edukacji szkolnej. Często warunki będą mieć podobne do oferowanych przez prywatne szkoły – twierdzą szefowie publicznych placówek.
Większość została w przedszkolu
Według szacunków resortu edukacji 1 września do pierwszej klasy szkoły podstawowej trafi 210 tys. uczniów. W poprzednich latach bywało ich nawet dwukrotnie więcej. Będą to przede wszystkim odroczone w ubiegłym roku sześciolatki. Kolejny rocznik, decyzją obecnego kierownictwa resortu edukacji, do szkoły iść może, ale nie musi. I aż 82 proc. sześciolatków wybrało przedszkole.
Tam gdzie kandydatów do pierwszej klasy jest zbyt mało (7 lub mniej), samorządy mające do 5 tys. mieszkańców mogą zrezygnować z tworzenia klas. Taką możliwość daje im przepis przejściowy zawarty w art. 8 ustawy z 29 grudnia 2015 r. o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2016 r. poz. 35). W większych aglomeracjach zrezygnować z utworzenia pierwszej klasy można, jeśli dzieci będzie 11 lub mniej.
Z sondy DGP wynika jednak, że samorządy rzadko korzystały z takiego rozwiązania. W efekcie np. w Głubczycach klasa będzie mieć tylko trzech uczniów. W gminie Spytkowice oraz w Suchej Beskidzkiej oddział będzie liczył ośmioro uczniów. Tyle samo będą miały najmniejsze klasy w Grodkowi oraz Żarnowcu. Z kolei najmniejsze oddziały, jakie zostały utworzone w Bielsku Podlaskim, mają po 10 dzieci.
Wszystko dla dzieci (i rodziców)
– To pokazuje, że samorządy nie oszczędzają na oświacie. Koszt jednego ucznia w małym oddziale wynosi ponad 20 tys. zł, a subwencja na małe wiejskie szkoły to niewiele ponad 9 tys. zł – mówi Marek Olszewski, wójt Lubycza, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich. Dodaje, że włodarze nie chcą się narażać rodzicom oczekującym możliwości nauki dzieci w pobliskiej szkole.
Podobnego zdania są inni samorządowcy. – W ubiegłym roku w dwóch szkołach w klasie pierwszej miałem w sumie ponad 80 dzieci, a w tym będę ich odpowiednio 7 i 10. Nie zdecydowaliśmy się na dowożenie dzieci do jednej placówki, bo te są oddalone o kilkanaście kilometrów. Z domu musiałyby wychodzić już o godz. 6.30 – przyznaje Jerzy Kazimierz Sochacki, wójt gminy Szczawin Kościelny (woj. mazowieckie).
Z kolei Jan Robak, kierownik gminnego zespołu obsługi szkół i przedszkoli w Jędrzejowie, wylicza, że u niego klasy będą liczyły od 7 do 20 uczniów, a w połowie z 12 placówek nie udało się utworzyć pierwszych klas.
Również w dużych miastach tworzone są małe klasy. W Gdańsku pozostawiono oddział z 11 dziećmi, w Krakowie z zaledwie 6. W Poznaniu najmniejsze oddziały mają liczyć po 14 uczniów (średnio zaś będzie 18,7). W Białymstoku najmniej liczna klasa ma liczyć 15 uczniów.
Tak małymi oddziałami, jakie w tym roku będą mieć publiczne podstawówki, zazwyczaj nie mogą się pochwalić nawet prywatne szkoły, które co do zasady miały mieć bardziej kameralne klasy. – W przypadku oddziałków kilkuosobowych możemy wręcz mówić o nauczaniu indywidualnym – uważa Marek Olszewski. Co ważne, efektem reformy jest też wycofanie się wielu samorządów z systemu dwuzmianowego nauczania.
Lepsza jakość nauczania
Na liczebności klas poprawa warunków nauczania się nie kończy. – W tym roku szkolnym dodatkowo zostali zatrudnieni psycholog, logopeda, nauczyciel wspomagający i specjalista gimnastyki korekcyjnej – wylicza Marta Więch z wydziału edukacji i spraw społecznych Urzędu Miejskiego w Nowym Dworze Mazowieckim.
– W każdej z naszych 14 placówek przeprowadzono lub trwają remonty obiektów sportowych, sal lekcyjnych, dwa budynki są termomodernizowane, wymieniane są instalacje elektryczne i hydraulika – wylicza Janina Plichta z wydziału oświaty i edukacji Urzędu Miejskiego w Kartuzach. Placówki są też doposażane w meble, wykładziny i pomoce edukacyjne.
– W miarę zgłaszanych potrzeb, w celu zapewnienia optymalnych warunków realizacji zadań opiekuńczych szkoły, prezydent zatwierdza dodatkowe etaty wychowawców świetlic oraz asystenta nauczyciela w klasach I–III lub asystenta wychowawcy świetlicy – chwali się Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina.
Również w Krakowie w kilku szkołach trwa rozbudowa, a także zapewniane są dodatkowe zajęcia, w tym z języka obcego. Z kolei w Bochni mimo spadku liczby uczniów w pierwszej klasie nie zdecydowano się na ograniczenie liczby nauczycieli, a także personelu wspomagającego pracę szkół.