MEN zastrzega, że informacja o podwyższeniu poziomu obowiązkowej frekwencji potrzebnej do zaliczenia przedmiotu z 50 proc. do 70 proc. jest „kreacją medialną”. Zmiany jednak planuje. „Celem planowanych rozwiązań jest ograniczenie nagminnych, nieusprawiedliwionych nieobecności w ciągu całego roku szkolnego” – podkreśla MEN. Z ustaleń DGP wynika, że propozycje dotyczące frekwencji całorocznej uczniów zostaną zaprezentowane na przełomie grudnia i stycznia.
– Problem niskiej frekwencji wśród uczniów jest dostrzegalny i wielokrotnie zgłaszany przez nauczycieli, dlatego chcielibyśmy otrzymać konkretne informacje, by móc ocenić planowane rozwiązania – mówi DGP rzeczniczka ZNP Magdalena Kaszulanis. – Oczekujemy, że nowe przepisy rzeczywiście wesprą szkoły w skutecznym działaniu, zamiast pozostawiać je z nowymi obowiązkami – dodaje.
Mateusz Muszyński, prezes Stowarzyszenia Umarłych Statutów, zaznacza, że działanie polegające wyłącznie na zmianie „progu frekwencyjnego” może wcale nie być skuteczne. – Na nieklasyfikowanie ucznia wpływ ma bowiem nie tylko frekwencja, lecz także – istniejący niezależnie od niej – stan „braku podstaw do ustalenia śródrocznej lub rocznej oceny klasyfikacyjnej”. Nawet w obowiązującym stanie prawnym mamy bowiem do czynienia z sytuacjami, gdy uczeń, który ma 30-proc. frekwencję musi być klasyfikowany, bowiem ma wystarczającą liczbę ocen do ustalenia, w jakim stopniu opanował wiedzę w stosunku do wymagań określonych m.in. w podstawie programowej. W związku z tym – o ile ta zmiana nieznacznie może wpłynąć na poprawę frekwencji – tak długofalowo może być niewystarczająca do naprawy zauważonego przez MEN problemu – zaznacza.
Niska frekwencja uczniów w szkołach ma wiele przyczyn
– Wśród nich znajduje się m.in. wpływ pandemii na podejście uczniów i ich rodziców do standardowych form nauczania, dotychczasowe przeciążenie planów zajęć mające wpływ na spadek higieny nauczania, a także – sygnalizowana przez MEN – coraz gorsza kondycja psychiczna polskich nastolatków – podkreśla Muszyński.
Problem dostrzegają również dyrektorzy. – Spora część z nich popiera podniesienie progu klasyfikacji, szczególnie w szkołach zawodowych, gdzie często widać lekceważenie obowiązku szkolnego zarówno ze strony młodzieży, jak i ich rodziców – mówi DGP Marek Pleśniar, szef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – W Niemczech czy we Francji obecność dzieci na dworcach, ulicach czy lotniskach w godzinach zajęć szkolnych może wywołać interwencję ze strony policji. Tam frekwencję traktuje się poważnie, co przypomina, że szkoła to nie tylko miejsce nauki, lecz także bezpieczna przestrzeń dla rozwoju dziecka – dodaje.
Na regulacje w innych państwach zwraca uwagę również dr Iga Kazimierczyk, prezeska Fundacji Przestrzeń dla Edukacji i badaczka oświaty związana z Uczelnią Korczaka. Ale zaznacza, że szkoły cieszą się tam wysokim statusem społecznym i dużym zaufaniem, a nauczyciele mają realne narzędzia oraz wsparcie, by egzekwować obowiązki uczniów. – Tymczasem w Polsce system edukacyjny nie oferuje takich możliwości – dyrek torzy są przeciążeni obowiązkami, brakuje nauczycieli, a nowo proponowane przepisy wydają się trudne do wprowadzenia w praktyce – argumentuje.
Najwięcej nieobecności w czerwcu
W całej dyskusji często pojawiają się argumenty dotyczące zwiększonej absencji uczniów w miesiącach takich jak czerwiec. To czas, w którym oceny z wielu przedmiotów są już wystawione, a zajęcia nierzadko odbywają się w mniej formalnej atmosferze. Martwym okresem w szkołach podstawowych są również dni w okolicach egzaminów ósmoklasistów.
Doktor Kazimierczak przyznaje, że uczniowie i ich rodziny podejmują wówczas racjonalne – z ich perspektywy – decyzje, dostosowując się do okoliczności. – Jeśli w szkole niewiele się dzieje, a lekcje ograniczają się do funkcji opiekuńczej, rodzice starają się wykorzystać ten czas na wcześniejsze wakacje, zwłaszcza w obliczu napiętych harmonogramów urlopowych w pracy – mówi i dodaje, że warto zastanowić się nad zmianami w systemie, które mogłyby sprawić, że takie momenty będą czasem faktycznie wykorzystywanym na edukację.
Podobne spostrzeżenia ma Bartłomiej Rosiak, nauczyciel z Łodzi. – To konsekwencja zjawiska, które nazywamy ocenozą. Skoro wszystko w polskiej szkole musi być oceniane, to w momencie, gdy oceny są już wystawione, wydaje się, że obecność na zajęciach – z punktu widzenia ucznia – traci sens. ©℗