We wrześniu w szkołach pojawi się nowy przedmiot – edukacja zdrowotna. Obejmie również zagadnienia z obszaru edukacji seksualnej. Środowiska konserwatywne protestują.

Edukacja zdrowotna zastąpi wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ). Projekt rozporządzenia MEN trafił do konsultacji publicznych. Nowy przedmiot jest przewidziany dla uczniów klas IV–VIII szkół podstawowych i klas I–III szkół ponadpodstawowych – w przeciwieństwie do fakultatywnego WDŻ będzie obowiązkowy i obejmie 30 godzin rocznie zamiast 14.

Dzieci i młodzież będą zdobywać m.in. wiedzę na temat zdrowia fizycznego i sprawności, odżywiania, zdrowia psychicznego oraz profilaktyki uzależnień. W programie znalazły się też zagadnienia z zakresu edukacji seksualnej. I właśnie te kwestie budzą niepokój środowisk konserwatywnych i katolickich. Organizacja Ordo Iuris stworzyła petycję: „Stop przymusowej i antyrodzinnej edukacji seksualnej w szkole”. Autorzy apelują o utrzymanie założeń podstaw programowych WDŻ, w którym edukację seksualną uwzględniono nie w kontekście zdrowia, ale małżeństwa i rodziny. Uważają, że decyzja MEN narusza zasadę pierwszeństwa wychowawczego rodziców.

Edukacja zdrowotna w szkole

– Nie jesteśmy przeciwni edukacji zdrowotnej jako takiej. Tyle że jest już ona obecna w podstawie programowej – w ramach takich przedmiotów jak: biologia, edukacja dla bezpieczeństwa czy wychowanie fizyczne. W naszej ocenie działanie MEN to próba wprowadzenia do szkół obowiązkowej edukacji seksualnej, ukrytej w ramach edukacji zdrowotnej. Dzięki takiej nazwie trudniej jest ją podważyć, bo pojawia się argument: „Kto nie chce, żeby jego dziecko było zdrowe?”. Jeśli zaś chodzi o kwestie wychowania w zakresie seksualności, uważamy, że jeśli już miałyby one być obecne w szkołach, to w żadnym wypadku takie zajęcia nie powinny być obowiązkowe – mówi DGP Marek Puzio, radca prawny związany z Instytutem Ordo Iuris.

Puzio apeluje, by pozostawić rodzicom możliwość wyboru. – Nie należy wszystkich traktować tak, jakby nie byli w stanie przekazać swojemu dziecku odpowiedniej wiedzy w sferze seksualności. Jeśli ktoś chce, aby obce osoby uczyły jego dziecko o takich kwestiach jak zachowania autoseksualne, czyli np. masturbacja, z przekazem „rób to, byle nie w miejscu publicznym”, to proszę bardzo. Jednak jako rodzic nie chcę być zmuszany do tego, by moje dziecko otrzymywało tego rodzaju informacje przedstawiane jako stanowisko naukowe czy medyczną normę, co podważa tym samym dopuszczalność oceny moralnej podobnych zachowań – wskazuje.

Odmiennego zdania jest mec. Aleksandra Ejsmont. Jej zdaniem wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół nie jest ingerencją we władzę rodzicielską. – Trzeba też pamiętać, że rzetelna, dostosowana do wieku dzieci edukacja seksualna jest kwestią ich bezpieczeństwa. Dzieci pozbawione tej wiedzy, podawanej przez odpowiednio przeszkolonych specjalistów, są narażone na liczne zagrożenia, w tym nadużycia ze strony dorosłych, a także niebezpieczeństwa ze strony rówieśników lub nieco starszych dzieci – mówi DGP radczyni prawna.

– Ważymy tutaj dwa dobra: władzę rodzicielską i bezpieczeństwo dzieci, które jest szeroko rozumiane. W mojej ocenie, gdy zestawimy je ze sobą, bezpieczeństwo dzieci zdecydowanie przeważa – dodaje.

Podstawa programowa edukacji zdrowotnej

Założenia i szczegóły podstawy programowej edukacji zdrowotnej opracował międzyresortowy zespół, któremu przewodniczył prof. dr hab. Zbigniew Izdebski z UW.

– Program został zaplanowany tak, aby dostarczać dzieciom i młodzieży wiedzę dostosowaną do ich faz rozwoju, podobnie jak w przypadku innych przedmiotów, takich jak język polski czy matematyka – mówi DGP pedagog i seksuolog.

– Część osób cieszy się z wprowadzenia edukacji zdrowotnej, ale inni się obawiają, że ograniczy się ona wyłącznie do edukacji seksualnej. A w rzeczywistości będzie to wyłącznie jeden z elementów całościowego podejścia do zdrowia człowieka – zaznacza prof. Izdebski. Jego zdaniem temat zawsze był mocno upolityczniony, zaś decyzja MEN o zmianach w tym zakresie jest przełomowa.

– Budzenie negatywnych emocji wobec edukacji zdrowotnej jest niepotrzebne. To trochę tak, jakby rodzice zapominali, w jakich czasach żyjemy i jaki dostęp do mediów mają młodzi ludzie. Nigdy wcześniej edukacja zdrowotna, w tym edukacja dotycząca seksualności, nie były tak potrzebne jak teraz – dodaje.

W podobnym tonie sprawę komentuje Anna Jurek, edukator seksualny i filozof z Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK. – Edukacja seksualna jest ważna od najmłodszych lat – zaznacza. – Jest ważne, abyśmy się uczyli, jak o siebie dbać, jak wyrażać zgodę lub odmowę oraz jak rozwijać się świadomie, spokojnie i bezpiecznie – dodaje.

I wskazuje, że treści dotyczące edukacji seksualnej i rozwoju człowieka były częścią zajęć z WDŻ, ale z jej rozmów z uczniami wynika, że nauczyciele rzadko podejmowali te tematy, bo czuli się niekomfortowo.

Jakie zagadnienia będą omawiane w ramach edukacji seksualnej?

– Na pewno proponowane zmiany wychodzą poza abstynencyjny wymiar dotychczas funkcjonującego programu WDŻ, co wydaje się trafnym posunięciem, dostosowanym do kontekstów życia i rozwoju młodych ludzi – ocenia dr Barbara Jamrozowicz z UJ.

Zwraca ona uwagę na kwestie, które się nie pojawiały lub nie były odpowiednio zaakcentowane w podstawie programowej WDŻ, w tym te dotyczące tożsamości płciowej, przemocy seksualnej, świadomej zgody, różnych aspektów normy, w tym partnerskiej normy seksualnej, zagrożeń związanych z różnymi aspektami seksualności – jak grooming, sexting, sextortion – kwestii seksualizacji, poronienia, ubóstwa menstruacyjnego.

Profesor dr hab. Bogusław Śliwerski z UŁ zauważa, że autorzy programu bazowali na solidnych podstawach naukowych i w tym kontekście nie ma żadnych zastrzeżeń. Ale dostrzega inny problem. – Nauczyciele mogą się obawiać, czy będą potrafili odpowiednio realizować nowy przedmiot, bo diabeł tkwi w szczegółach, czyli w metodyce – zaznacza.

– Kluczowe pytanie dotyczy tego, kto będzie ich kształcił i w jaki sposób, za pomocą jakich narzędzi. Obecnie w Polsce brakuje podręczników czy przewodników, które prezentowałyby ciekawe praktyki. W krajach Europy Zachodniej od lat są dostępne materiały dydaktyczne do edukacji zdrowotnej, w ramach której są poruszane zagadnienia związane z edukacją seksualną, nawet dla dzieci w wieku przedszkolnym – dodaje.

Mecenas Puzio zaznacza, że Ordo Iuris opublikuje szczegółową analizę na temat projektu podstawy programowej do edukacji zdrowotnej, a także wzór petycji, którą każdy, kto sprzeciwia się narzucaniu rodzicom przez MEN wizji wychowania dzieci w sferze seksualności, będzie mógł wysłać do ministerstwa. Zapowiada, że 1 grudnia jest planowana manifestacja. – Jeśli zaś dojdzie do podpisania omawianych regulacji, będziemy dążyć do tego, by Trybunał Konstytucyjny stwierdził ich niezgodność z ustawą zasadniczą. Niezależnie od tego, jeśli nowe zajęcia wejdą do szkół, to rodzice, którzy nie poślą na nie dzieci, w razie potrzeby będą mogli liczyć na bezpłatne wsparcie prawników Ordo Iuris – kwituje. ©℗

Ordo Iuris zamierza wspierać rodziców, którzy nie poślą dzieci na lekcje edukacji