Likwidacja gimnazjów to niczym nieuzasadnione cofnięcie się; gimnazja przyczyniły się do poprawy kształcenia w polskich szkołach - mówi Anna Rękawek ekspertka Towarzystwa Rozwijania Inicjatyw Oświatowych.

Szefowa MEN Anna Zalewska zapowiedziała w poniedziałek reformę systemu edukacji polegającą na wprowadzeniu ośmioletniej szkoły powszechnej, w której wyodrębniona będzie edukacja wczesnoszkolna w klasach I-IV, oraz powrót do czteroletniego liceum ogólnokształcącego i pięcioletniego technikum. Gimnazja mają być wygaszane. Reforma ma ruszyć jesienią 2017 r.

"Z ogromnym niepokojem patrzę na te propozycje zmian. Likwidacja gimnazjów jest moim zdaniem cofnięciem się, kompletnie niczym nieuzasadnionym" - powiedziała Rękawek. W jej ocenie nie ma żadnych merytorycznych argumentów, które by świadczyły o tym, że likwidacja gimnazjów może cokolwiek naprawić w systemie oświaty.

Przypomniała, że reforma zakładająca tworzenie gimnazjów rodziła duży opór. "W tej chwili środowiska nauczycielskie w większości występują w obronie gimnazjów" - dodała ekspertka.

Jej zdaniem wynika to z kilku kwestii; po pierwsze - jak powiedziała - gimnazja zaczynają nabierać "swojej tożsamości", a uczęszczanie do nich jest dla młodzieży motywacją do uczenia się. "Oczywiście są problemy wychowawcze, które się wiążą z wyodrębnieniem określonej grupy młodzieży, ale szkoły coraz lepiej sobie z tym radzą. Przecież ten problem nie zniknie, jeśli się zlikwiduje gimnazja, bo to jest bardziej kwestia kompetencji i tworzenia określonych warunków w szkołach" - oceniła Rękawek.

Jak podkreśliła, badania pokazują, że gimnazja przyczyniły się do poprawienia jakości kształcenia w polskich szkołach. "Skok jakościowy, jaki nastąpił w systemie edukacji w momencie, gdy gimnazja już parę lat funkcjonują, jest skokiem, którego nie da się w inny sposób wyjaśnić. To jest udowodnione faktami. Nie widzę żadnych danych, żadnych wyników badań, które uzasadniałyby zmianę w tym zakresie" - dodała.

Ekspertka wskazała również, że "tego typu zmiany nigdy nie wpływają dobrze na proces kształcenia, bo wprowadzają duży stopień niepewności". "W trudniejszych warunkach dzieci uczą się gorzej. Od odpowiedzialności dorosłych uzależnione jest to, by dzieci odczuły te zmiany jak najmniej" - powiedziała.

Zaznaczyła równocześnie, że pomysł powrotu do czteroletnich liceów budzi jej najmniejszy opór. Zaznaczyła jednak, że ważne, by tego typu zmiana strukturalna pokrywała się ze zmianą programową.