Wszystkie partie tworzące nową koalicję rządzącą miały w swoich programach postulaty głębokiej przebudowy polskiej szkoły. Jak ten pierwszy (niecały) rok szkolny pod wodzą nowej ministry ocenia szkolne środowisko? Jednym słowem można powiedzieć: niedosyt.

- Na pewno mamy do czynienia z coraz bardziej całościowym patrzeniem na szkołę i proces edukacji. Stworzenie profilu absolwenta i zmiany w podstawach programowych idą właśnie w tę stronę, w którą powinny. W tym procesie możemy jedynie zarzucić Ministerstwo, że prace nad zmianami są zbyt szybkie i przy zbyt małej partycypacji środowiska. Jesteśmy zapraszani na spotkania, ale wciąż niektórzy mają poczucie, że to jedynie kurtuazja - mówi Karolina Prus-Wirzbicka z SOS dla Edukacji.

- Od stycznia przekaz płynący z ministerstwa edukacji jest diametralnie różny od tego, który serwowały nam poprzednie rządy. Odnotowujemy to na plus dla obecnego kierownictwa MEN. To jednak daleko niewystarczające, żeby dźwignąć szkoły i przedszkola z głębokiego kryzysu, w którym się znajdują. Deklaracje i piękne słowa nie wystarczą. Dlatego w naszych ocenach miarą jest jakość i skuteczność działań. I tu niestety nie możemy wystawić laurki – mówi Anna Schmidt-Fic, liderka inicjatywy nauczycielskiej Protest z Wykrzyknikiem. - Przyglądamy się dwóm równolegle biegnącym ścieżkom zmian: pierwsza to doraźne działania ratunkowe, a druga - duża reforma edukacji. Przede wszystkim brakuje nam wizji, planu, strategii i dobrej komunikacji - dodaje Schimdt-Fic.

Odpolitycznienia szkoły nie było

Pierwsze decyzje nowej ministry dotyczyły odwołań kuratorów oświaty i powołań nowych. Jedną z najbardziej kontrowersyjnych – Barbarę Nowak, ministra Nowacka odwołała już dwa dni po zaprzysiężeniu rządu. "Trzeba małopolskiej oświacie przywrócić spokój. Trzeba przywrócić poczucie nauczycielom, dyrektorom, że to co robią dla szkoły, jest zazwyczaj dobre. Kuratorium nie jest od zakazywania udziału w spektaklach teatralnych, karania dyrektorów za sprawy polityczne, czy od wyjątkowo ostrych polemik na Twitterze. Kuratorium oświaty jest od pomagania szkołom, stania po stronie mądrej, dobrej, polskiej, odpowiedzialnej edukacji" – mówiła podczas konferencji prasowej poświęconej odwołaniu Barbary Nowak, ministra edukacji.

Środowisko nauczycielskie z nadzieją przyjmowało zapowiedzi odpolitycznienia szkoły i zmianę roli kuratorów, ale i ministra z prokuratora na wspomagacza. Jak się jednak okazało, na zapowiedziach się skończyło. - Jesteśmy rozczarowani tym, że część zmian idzie w sprzeczności z ogólną wizją, jaką prezentowało Ministerstwo. Ostatnia zmiana, wisienka na torcie końca roku szkolnego, to zapisy w dokumencie “Kierunki realizacji polityki oświatowej państwa”. Wspierają one funkcję kontrolną kuratoriów, a nie tę, o której mówimy choćby w Mapie Drogowej dla Edukacji – doradztwa projakościowego, oraz wsparcia. Nasze środowisko jest bardzo wrażliwe na hasło kontrola – mówi Wirzbicka. - Jeśli chodzi o dużą reformę, jesteśmy jeszcze bardziej krytyczni. Wyjęcie edukacji spod bieżącej polityki partyjnej nie nastąpiło i nic na to nie wskazuje. Procesy nie są należycie uspołecznione, nie widać woli włączenia wszystkich środowisk, ponad podziałami – mówi Schimdt-Fic.

Likwidacja prac domowych, której nikt nie chciał

Przykład? Chociażby likwidacja prac domowych. Był to postulat, który pojawił się na jednym ze spotkań przedwyborczych Donalda Tuska. Politycy chętnie go podchwycili i po wyborach uczynili z niego jeden z motywów przewodnich na wiele tygodni, a na koniec triumfalnie ogłosili koniec ciemiężenia polskiego ucznia. - Trzeba pamiętać, że był to postulat uczniowski. Nie jest to główny problem w polskich szkoły, a ilość czasu, jaką poświęcono na jego komunikację świadczyłaby o tym, że jest – mówi Wirzbicka.

Czy w ogóle była to decyzja oczekiwana przez środowisko szkolne? Okazuje się, że niekoniecznie. Sieć Organizacji Społecznych SOS dla Edukacji przeprowadziła sondę na ten temat. Zdaniem 57 proc. nauczycieli liczba prac domowych powinna zostać zmniejszona, ale nie można z nich całkowicie zrezygnować. 34 proc. uważa, że aktualny sposób zadawania prac domowych jest odpowiedni i nie wymaga zmian. A całkowitą rezygnację z prac domowych popiera zaledwie 7 proc. odpowiadających.

- Część nauczycieli poczuła, że jest to odebranie im jednego z narzędzi pracy, zamach na ich autonomię i sposób prowadzenia zajęć. Dlatego tak ważna jest współpraca z nauczycielami i ich wsparcie – mówi Wirzbicka. - Zamiast wzmacniania autonomii nauczycielskiej, mamy jej ograniczenie i szkodliwy zakaz obligatoryjnych zadań domowych – dodaje Schmidt-Fic

Co więcej, sami uczniowie nie są jednoznacznie zwolennikami takiego rozwiązania. 43 proc. uczniów chce zniesienia prac domowych, a 41 proc. ich zmniejszenia. Zdaniem 12 proc. uczniów obecny sposób zadawania jest odpowiedni i nic nie trzeba zmieniać, a 3 proc. uważa, że prac domowych powinno być więcej.

Dla nauczycieli tylko podwyżka

Wracając do nauczycieli, jak podkreślały związki zawodowe, na spotkanie z minister Nowacką czekali pół roku. Co prawda już na początku roku otrzymali rekordowe podwyżki (z wyrównaniem od stycznia), ale – jak już wtedy zaznaczały związki – wraz z kolejnymi podwyżkami okaże się, że są zbyt niskie

- Z przykrością odnotowujemy, że po 6 miesiącach polskie szkoły i przedszkola nadal trawią te same problemy, wobec których system pozostaje bezradny. Mimo rekordowej podwyżki płac, nauczyciele nadal nie są należycie wynagradzani i nie ma lepszej perspektywy. Młodzi nadal nie są zainteresowani tym zawodem, a średnia wieku zamiast się obniżać, podnosi się. Problem wypalenia zawodowego nadal nie trafił pod dyskusję i nie ma żadnych konkretnych działań służących poprawie dobrostanu nauczycieli – mówi Schmidt-Fic.

Do tej pory nie udało się także sfinalizować najważniejszego projektu MEN – zmian w podstawach programowych. Choć, jak podkreślają moje rozmówczynie, ta zmiana jest najważniejsza i najpilniejsza. Jednocześnie – wymaga ona uważności i namysłu, bo polskiej szkoły nie stać na kolejne błędy. Z wypowiedzi moich rozmówczyń wynika, że ministerstwo pracuje nietransparentnie, nie włącza całej społeczności w ten proces i pracuje zbyt szybko. - Mamy nierealną naszym zdaniem datę 2026 jako moment wdrożenia nowej podstawy programowej i mamy uleganie pokusie przeprowadzenia trwałych zmian w edukacji w ciągu jednej kadencji, bez rzetelnej diagnozy, badań, ucierania stanowisk, odwołania się do doświadczeń praktyków i wiedzy naukowej. A takie założenie jest z gruntu błędne i nie daje nadziei na efekt trwałych i długofalowych zmian - mówi Schmidt-Fic.

Co dalej?

Jak podkreśla Prus-Wirzbicka, kluczowy dla polskiej szkoły będzie następny rok szkolny. - Na przyszły rok rok szkolny oczekujemy lepszej komunikacji działań ministerstwa, jawności m.in. w kryteriach powoływania osób do zespołów pracujących przy Ministerstwie, większej przejrzystości jego działań. Postulujemy również o podjęcie działań zmierzających do poprawy wizerunku szkoły i nauczycieli - mówi.

Schmidt-Fic wymienia z kolei co jeszcze jest do zrobienia. Są to zarówno działania odziedziczone po poprzednikach jak zmniejszenie liczebności klas czy dalsze wsparcie psychologiczno-pedagogicznego dla dzieci i młodzieży, jak i nowe, wynikające z zapowiedzi ministry Nowackiej. - Wobec zapowiadanego objęcia obowiązkiem szkolnym dzieci uchodźczych, brakuje nauczycieli języka polskiego jako języka obcego i wygląda na to, że od września nauczyciele będą musieli sobie z wszystkimi wynikającymi z tego procesu problemami poradzić sami - podsumowuje Schmidt-Fic