Dawno nie było takiego wzburzenia wśród pracowników polskich uczelni jak w ostatnich dniach. I przyczynił się do tego nowy minister nauki, który – być może – nie ma nawet świadomości tego, jak bardzo zraził sobie całą akademię.
Podwyżki dla nauczycieli, w tym akademickich, były jednym z ważniejszych tematów w kampanii wyborczej, rozpalając umysły na podobnym poziomie jak walka o przywracanie praworządności. Być może stąd dzisiaj tak wielkie rozczarowanie.
Nauczycielom obiecano 30-proc. wzrost płac, co powszechnie przyjęto jako zobowiązanie koalicji rządowej do podniesienia kwoty wynagrodzenia każdemu pracownikowi o 30 proc. Tymczasem okazało się, że podwyżka wcale nie obejmie każdego, a ci, których jednak będzie dotyczyła, otrzymają 30 proc. więcej, ale w stosunku do wynagrodzenia z roku 2022. Oznacza to tyle, że realnie podwyżka wyniesie ok. 11 proc. Nauka jest niesamowita głównie dlatego, że jest weryfikowalna i pozwala zmierzyć także poziom precyzji wypowiedzi polityków.
Śruba mocno przykręcona
Dużo większe emocje – szczególnie w kręgach prawników – wzbudzają działania nowego ministra dokonywane w sferze zasad oceny parametrycznej, która – od czasów słynnej koncepcji Jarosława Gowina – nie miała wciąż szansy na rzetelną weryfikację jej przydatności. Głównie z uwagi na ograniczone w czasie obowiązywanie oraz zbyt dużą potrzebę ręcznego modyfikowania jej przez osoby decyzyjne. Obecny minister przykręcił jednak śrubę na skalę niewyobrażalną, jeśli mierzyć to według standardów państwa demokratycznego.
Ocena parametryczna poszczególnych dyscyplin naukowych w najszerszym wymiarze odnosi się do prestiżowych publikacji naukowych. Stanowią one kluczowy element procedury ewaluacji jakości działalności naukowej, prowadzonej przez uczelnie i instytuty badawcze, zgodnie z art. 265 ust. 1 i 2 ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 742 ze zm.).
Podstawowym kryterium tej oceny jest poziom naukowy lub artystyczny prowadzonej działalności. Miarą tego poziomu są publikacje naukowe, umieszczone w wydawnictwach objętych wykazem wydawnictw, sporządzonym przez ministra na podstawie projektu przygotowanego przez specjalnie do tego powołany organ wewnętrzny, tj. Komisję Ewaluacji Nauki.
Największym problemem funkcjonowania tej koncepcji było to, że poprzednicy obecnego ministra (zarówno Jarosław Gowin, jak i Przemysław Czarnek) dokonywali samodzielnie zmian w wykazie czasopism, niezależnie od opinii komisji, uznając własne przekonanie za właściwy i wystarczający wskaźnik prestiżu. Było to działanie, które w oczywisty sposób godziło w legalność i – jako sprzeczne z ustawą – nie miało wiele wspólnego z rzetelną i merytoryczną oceną jakości. Stąd też mieliśmy do czynienia z punktacją, która nie oddawała rzeczywistego standardu czasopisma. Nie dawała też podstaw do dokonywania poprawnej oceny jakościowej publikowanych i ocenianych w ten sposób prac naukowych.
Zasadą było jednak to, że autor oraz uczelnia w dokonywanej na koniec okresu ocenie parametrycznej otrzymywali taką liczbę punktów, jaka została przyznana czasopismu na ostatni dzień roku objętego dokonywaną oceną. Jeśli więc czasopismo na początku okresu oceny parametrycznej (czyli np. w 2022 r.) miało 40 punktów, a następnie (w 2023 r.) minister postanowił je nagrodzić przyznaniem 100 punktów, to wszyscy autorzy tekstów opublikowanych w tym czasopiśmie mieli prawo oczekiwać, że otrzymają najwyższą liczbę punktów. Oznaczało to bowiem, że m.in. publikacje z roku 2022 przyczyniły się do wzrostu punktacji i ich autorom również należy się więcej punktów. Szczególnie że do końca 2023 r. punktacja czasopism wyłącznie rosła, co dawało autorom i czasopismom nadzieję, że ich dorobek punktowy, jeśli nie wzrośnie, to przynajmniej utrzyma ten najwyższy wskaźnik.
Aż przyszedł nowy minister i postanowił wywrócić stolik, obniżając punktację.
Słabości zmiany wykazu
Dariusz Wieczorek zdecydował się ukarać obniżeniem punktacji autorów i czasopisma, które otrzymały podwyżkę w listopadzie 2023 r. I uczynił to nie tylko wobec czasopism, których prestiż w środowisku był powszechnie oceniany dość nisko. Odebrał też punkty tym czasopismom, które na nie ewidentnie zasługiwały.
Czy miał do tego prawo? Oczywiście nie. Dodatkowo obniżenie punktacji czasopism pozbawiło punktów autorów publikacji za 2022 r., ponieważ minister postanowił zmienić zasadę ich przyznawania. W konsekwencji mamy do czynienia z działaniem, które w kontekście praworządności jawi się jako powrót do mrocznych czasów i najgorszych standardów ręcznego sterowania rzeczywistością z całkowitym brakiem poszanowania standardów prawnych.
Zmiana reguł oceny parametrycznej w trakcie ocenianego okresu jest zachowaniem o niezwykle niskim standardzie legislacyjnym. Nikt nigdy nie powinien zmieniać zasad w trakcie, wprowadza to bowiem niepewność co do treści obowiązującego prawa i jego zasad oraz istotnie godzi w stabilność reguł, według których należy postępować. Pomijam, że zupełnie uniemożliwia prowadzenie jakiejkolwiek polityki naukowej. Zakłada się, że zakaz działania prawa wstecz dopuszcza wyjątki. Ale – co do zasady – ogranicza się to do dwóch przypadków: gdy przepisy wprost to przewidują lub gdy cel nowelizacji tego wymaga. W stosunku do zmian dokonanych 5 stycznia 2024 r. przez ministra Wieczorka żadna z tych okoliczności nie zaszła i nie uzasadniała działania wbrew opinii Komisji Ewaluacji Nauki.
Odebranie praw nabytych
Jak wskazano na stronie ministerstwa, „głównym celem publikacji nowego wykazu na początku 2024 r. jest zapewnienie, że zmiana wykazu nie przyniesie negatywnych skutków dla naukowców, którzy w 2023 r. opublikowali już artykuły w czasopismach znajdujących się w wykazie sporządzonym przez ministra w 2023 r., a jednocześnie zakończenie ręcznej modyfikacji zawartości wykazu i oparcie go na stanowisku ekspertów”.
Problem jednak w tym, że odebrano w ten sposób autorom publikacji z 2022 r. prawo do wyższej punktacji, które nabyli poprzez poprzednią podwyżkę. I to już jest działanie zmieniające regułę dotychczasowej oceny, do czego minister nie miał prawa. Odebranie prawa do punktów za rok 2022 to znacząca ingerencja w sytuację autorów, ale również czasopism. Ponadto jest to decyzja, przed którą nie można się obronić. Zgodnie z art. 78 konstytucji każdy powinien mieć prawo do zaskarżenia decyzji wydanych przez organ władzy publicznej. Minister, wybierając formę komunikatu, pozbawił tego prawa autorów – zarówno czasopism, których prestiż był wątpliwy, jak i tych, których publikacje wpłynęły na znaczące podwyższenie punktacji (jak np. „Państwo i Prawo”).
Oznacza to również brak prawa do sądu, co prowadzi do naruszenia standardów praw człowieka, jak i wprost godzi w art. 45 konstytucji, który gwarantuje każdemu prawo do sądu w jego sprawie. Tym bardziej że mamy już orzeczenia, próbujące zamknąć drogę sądową wydawcom czasopism w przypadku nieuwzględnienia ich prestiżu w komunikacie ministra i nieprzyznania im punktów, na które być może zasługują (postanowienie NSA III OSK 3469/21). To kolejna niechlubna cegiełka do swoistej ochrony nieuzasadnionych interesów państwa. Naczelny Sąd Administracyjny kolejny raz dał wyraz, jak bardzo pomija prawa refleksowe i standardy wymiaru sprawiedliwości w państwie demokratycznym.
Z perspektywy standardów demokratycznego państwa prawa obecny minister popełnia oczywisty gwałt na praworządności, choć być może czyni to zupełnie nieświadomie. Co gorsza jednak – zapowiada, że w 2024 r. zrobi to po raz kolejny. Nie jest jasne, czy chce swój błąd naprawić kolejnym, czy po prostu nie ma świadomości tego, jakie znaczenie i konsekwencje mają jego działania.
Dawno nikt w tak brutalny sposób nie ingerował w proces oceny, zmieniając kryteria w trakcie ocenianego okresu i to na niekorzyść. Nikt wcześniej nie odbierał przyznanych punktów. Tymczasem to na podstawie wyników tej ręcznie zmodyfikowanej ewaluacji działalności naukowej zostanie dokonana ocena oraz podjęta uchwała KEN w sprawie proponowanych kategorii naukowych. Na jej mocy minister – w drodze decyzji administracyjnej – zdecyduje o przyznaniu odpowiedniej kategorii określonej uczelni, co będzie miało wpływ na jej uprawnienia, a także na wysokość środków publicznych przyznanych na działalność.
Dotychczasowe działanie ministra narusza podstawowe standardy państwa demokratycznego i następuje w formie prawnej, która nie gwarantuje oceny legalności jego działań przez sąd. Można jedynie mieć nadzieję, że jednak pojawią się elementy rozsądku i wrócimy do tak oczekiwanych standardów praworządności. ©℗