"Nie ulega wątpliwości, że to zamieszanie, a zwłaszcza gwałtowny pośpiech, dowodzi tego, że nad wątkami merytorycznymi i ekonomicznymi, przeważają zachcianki polityczne" - dodał.
Broniarz odniósł się do wypowiedzi minister edukacji Anny Zalewskiej z poniedziałkowego spotkania z Karoliną i Tomaszem Elbanowskimi ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców oraz ekspertami związanymi ze Stowarzyszeniem, którzy zabiegają o zmianę wieku obowiązku szkolnego. Minister zapowiedziała, że w ciągu 10 najbliższych dni pojawi się projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty likwidujący obowiązek szkolny dla sześciolatków i ustalający wiek siedmiu lat jako czas rozpoczynania obowiązkowej edukacji.
- Brakuje tu stanowiska samorządów. To przecież one będą głównymi beneficjentami mniej i bardziej przemyślanych wystąpień ministra edukacji. Samorządy włożyły dużo wysiłku w przygotowanie szkół na przyjęcie sześciolatków, a także rozplanowały to ekonomicznie. Także na nie spadł obowiązek odpowiedzi na pytania nauczycieli, co w sytuacji, gdy stracą pracę i będą musieli ewentualnie czekać rok, by uzyskać szansę ponownego zatrudnienia. Decyzja podejmowana ponad głowami samorządów wynika bardziej z politycznych niż merytorycznych przesłanek - odniósł się do tego Broniarz.
Jego zdaniem zapłacą za to "samorządy i rodzice, którzy są zwolennikami posyłania dzieci sześcioletnich do szkoły. Zapłacą za to także rodzice trzylatków, dla których będzie brakowało miejsc w przedszkolach". Minister zastrzegł, że trzeba "na tę sprawę patrzeć szerzej, niż proponuje nam ministerstwo edukacji", ponieważ na zmiany w systemie szkolnictwa nakładają się projektowane zmiany w podatkach.
- Wyższy próg kwoty wolnej od podatku w znaczący sposób zmniejszy dochodu samorządu, a więc pogorszy realizację postulatów rodziców związanych z upowszechnieniem edukacji od trzeciego roku życia - mówił Broniarz.
Minister na poniedziałkowym spotkaniu poinformowała także, że będą zmiany w podstawie programowej, m.in. w zerówkach nauczyciele "będą oficjalnie uczyć liczyć, czytać i pisać". Prócz tego w projekcie nie będzie już "stygmatyzującego określenia odroczenie" i prawdopodobnie pojawi się "powtórne zapisanie do klasy pierwszej". Rodzice, którzy chcą posłać do szkoły dziecko w wieku sześciu lat, będą mogli to zrobić lub - w przypadku sześciolatków urodzonych po 1 września - będą musieli zasięgnąć opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej.
- Oddania głosu rodzicom nie można sprowadzić do uwarunkowań związanych z poradniami psychologiczno-pedagogicznymi, ponieważ jest ich zdecydowanie za mało, aby rodzice mogli chcąc zasięgnąć opinii w tej materii do nich dotrzeć - skomentował to Broniarz.
Stopniowe obniżanie wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat trwa w Polsce od 2009 r. Przez pierwszych pięć lat decyzję o tym, czy dziecko rozpocznie naukę w wieku sześciu czy siedmiu lat, podejmowali rodzice. 1 września tego roku po raz pierwszy do I klasy szkoły podstawowej poszedł obowiązkowo cały rocznik dzieci sześcioletnich, czyli urodzonych w 2009 r. Rok wcześniej - we wrześniu zeszłego roku - obok siedmiolatków do pierwszych klas obowiązkowo poszła połowa rocznika sześciolatków.
W swoim expose premier Beata Szydło zapowiedziała m.in. przywrócenie rodzicom prawa wyboru, czy ich dzieci pójdą do szkoły w wieku sześciu czy siedmiu lat. Poinformowała, że zmiana ta zostanie przeprowadzona w ciągu pierwszych 100 dni działania rządu.