Samorządy mają obowiązek zapewnić miejsca w placówkach dla wszystkich dzieci w wieku przedszkolnym. W spełnieniu tego obowiązku lokalnym włodarzom pomagają niepubliczne przedszkola. W zamian dostają od gmin dotację. Może ona stanowić albo 100 proc. samorządowych wydatków na jednego przedszkolaka, albo 75 proc. tych wydatków i wtedy placówka może dodatkowo pobierać od rodziców czesne. Nie wszystko jest jednak takie proste.
Wiele zamieszania w te rozliczenia wprowadza art. 12 ustawy z 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 2082 ze zm.). Z informacji DGP wynika, że właściciele przedszkoli prywatnych w sprawie cytowanego przepisu interweniowali już w resorcie edukacji. Ten obiecał, że sprawie się przyjrzy i wyznaczy termin spotkania. Zaznaczył jednak, że sprawa jest złożona.
Zgodnie z art. 12 podstawowa kwota dotacji dla przedszkoli to kwota wydatków bieżących zaplanowanych na rok budżetowy na ich prowadzenie przez gminę z wyłączeniem tych placówek, w których zaplanowane wydatki bieżące finansowane z udziałem środków pochodzących z budżetu UE przekraczają 50 proc. zaplanowanych wydatków bieżących. Wtedy przy naliczaniu dotacji dla niepublicznych przedszkoli należy pomniejszyć ją o pieniądze przyznane z UE.
– Zgodnie z tym przepisem przy ustalaniu dotacji uwzględnia się niepubliczne przedszkole, które w 45 proc. jest finansowane pieniędzmi z UE przeznaczonymi na wydatki bieżące. Oznacza to jednak, że do ustalenia dotacji przyjmiemy tylko 55 proc. wydatków bieżących, bo odlicza się to od podstawy ustalenia dotacji. Nie rozumiem, jakie ma znaczenie to, czy wydatki bieżące samorząd finansuje swoimi pieniędzmi, czy tymi pozyskanymi z UE – tłumaczy Łukasz Łuczak, adwokat i ekspert ds. prawa oświatowego.
Przepis ten ma negatywne skutki dla tych gmin, które korzystają z unijnych dotacji na pojedyncze przedszkole. Jeśli w gminie mamy jedno przedszkole i wymiar wydatków finansowanych z UE jest duży, to siłą rzeczy dotacja będzie niska. Jeśli placówka pobiera czesne, to otrzymuje z gminy 75 proc. wydatków bieżących. W rezultacie przy takiej konstrukcji jest przyjmowane 75 proc. z 55 proc. wydatków, a nie ze 100 proc.
W takiej sytuacji jest gmina Wasilków w woj. podlaskim. Na jej terenie jest jedno przedszkole samorządowe i pięć niepublicznych. Część z nich korzysta ze 100 proc. dotacji, a inne z 75 proc.
– Gmina ze środków UE stworzyła 130 dodatkowym miejsc w swoim przedszkolu, ale przy ustalaniu dotacji nie mogła wykazać tych dodatkowych 2 mln zł w wydatkach na dzieci. Ta zmniejszona kwota jest jednak naliczana już na wszystkie dzieci, także te, które zostały przyjęte na miejsca powstałe z pieniędzy UE. Wskutek tych rozwiązań prawnych w tym roku dotacja spadła średnio o 200 zł na dziecko, a przy inflacji i wzroście płacy minimalnej powinno być odwrotnie – mówi Magdalena Białozor, dyrektor niepublicznego przedszkola Wesołe Robaczki w Wasilkowie.
Dodaje, że w tym roku jej placówka znów musi skorzystać z kredytu odnawialnego. – Nie będę też pobierać wynagrodzenia, bo rodziców nie stać na kolejne podwyżki. I tak już płacą 630 zł czesnego i 350 zł za wyżywienie. Dotacja, którą otrzymujemy, jest taka sama jak w 2019 r., a płaca minimalna w tym czasie wzrosła o 1,2 tys. zł – dodaje.
– Rozumiem trudną sytuację właścicieli prywatnych przedszkoli, niestety w tym zakresie jesteśmy związani przepisami – komentuje Adrian Łuckiewicz, burmistrz Wasilkowa.
Prawnicy nie mają wątpliwości, że omawiane regulacje powinny zostać zmienione.
– Ten przepis jest błędnie skonstruowany i powinien zostać uchylony. Przecież dla wyliczenia dotacji na podstawie wydatków bieżących gminy na jednego przedszkolaka powinny być uwzględniane rzeczywiste wydatki, a nie te zaniżone tylko dlatego, że cześć pieniędzy pochodzi z UE. Ustawa wskazuje, że przy naliczaniu dotacji samorząd musi wskazać liczbę dzieci według Systemu Informacji Oświatowej, ale nie nakazuje wyłączenia tych, których pobyt w placówce jest finansowany z pieniędzy europejskich – mówi Robert Kamionowski, radca prawny, partner w kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
Zaznacza, że prowadzenie przedszkoli prywatnych nie jest działalnością charytatywną i dyrektorzy też muszą otrzymywać pensje. – Jeśli mamy taką sytuację, to najczęściej za pomniejszoną dotację finalnie płacą rodzice przy okazji w ramach czesnego. Bez tego byłoby trudno spiąć wydatki na działalność placówki – dodaje. ©℗