- Ponad 20 proc. studentów porzuca studia. Porównaliśmy ich losy z tymi, którzy je kończą, i okazało się, że ekonomicznie lepiej radzą sobie na rynku pracy osoby z dyplomem szkoły wyższej. Mogą liczyć na wyższe zarobki - mówi dr hab. Mikołaj Jasiński, Ośrodek Przetwarzania Informacji - Państwowy Instytut Badawczy, współtwórca systemu ELA.
To zależy od poziomu studiów i rodzaju tego porzucenia. Ile osób porzuca studia?Wyróżniamy trzy jego typy. Może być to tzw. korekta, która polega na tym, że student jedynie zmienia kierunek, ale nie przestaje się kształcić. Drugi typ to przerwa w studiowaniu, czyli sytuacja, gdy student porzuca kształcenie na co najmniej rok, by następnie podjąć jakieś studia, niekiedy na tym samym kierunku. Wreszcie są osoby, które bezpowrotnie porzucają naukę. Z danych systemu monitorowania ekonomicznych losów absolwentów szkół wyższych (ELA) wynika, że największy dropout właściwy (czyli ten trzeci typ porzucenia kształcenia) następuje ze studiów pierwszego stopnia, czyli licencjackich i inżynierskich. Tu rezygnuje nieco ponad jedna czwarta. W przypadku pozostałych studiów (jednolitych studiów magisterskich i studiów drugiego stopnia) mówimy o nieco ponad 20 proc. dropouterów. Aż 60 proc. porzucających studia pierwszego stopnia robi to na pierwszym roku.
Czy z uwagi na trudną sytuację ekonomiczną i wysoką inflację wzrósł odsetek osób, które podejmują decyzję o dropoucie?
Dane za ubiegły rok poznamy dopiero za kilka miesięcy, na przełomie lipca i sierpnia. Na razie trudno więc powiedzieć, czy faktycznie tak jest. Z całą pewnością możemy jednak stwierdzić, że dropout się nie opłaca. Porównaliśmy losy dropouterów z losami osób, które studia kończą, i okazuje się, że ekonomicznie lepiej radzą sobie na rynku pracy ci z dyplomem szkoły wyższej. Mogą liczyć na wyższe zarobki. To oczywiście zależy od ukończonego kierunku studiów - różnice są większe w przypadku studiów medycznych, mniejsze w naukach przyrodniczych i kierunkach artystycznych.
Jakie to są różnice w zarobkach?
Na początku to dropouterzy zarabiają nieco lepiej niż osoby świeżo po studiach, np. o kilka procent. Z czasem ta różnica jednak maleje, a po czterech latach przewaga osób z dyplomem jest już wyraźna. Różnice w zarobkach wynoszą wtedy 10 proc. na korzyść tych, którzy studia ukończyli.
Z czego to wynika?
Aktywność zawodowa drop outerów jest na początku większa niż aktywność absolwentów. Studenci już rok przed decyzją o dropoucie podejmują różne działania, np. częściej niż ich koledzy decydują się na samozatrudnienie. Nie znaczy to oczywiście, że to są sami biznesmeni, gdyż pracownicy często są skłaniani do takiej formy zatrudnienia, bo oczekują tego pracodawcy.
Dlaczego studenci porzucają studia?
Może być tak, że student rezygnuje z kształcenia z uwagi na atrakcyjną ofertę pracy. Zdarza się też, że dochodzi do wniosku, że studia to jednak nie jest coś, do czego został stworzony. Wtedy przed porzuceniem kształcenia podejmuje działania, które pozwolą mu na miękkie lądowanie, czyli szuka pracy. Nadal nie oznacza to jednak, że te osoby są bardziej kreatywne i sprawniejsze w szukaniu zatrudnienia. Znajdują je, bo co mają zrobić? Nie mają zbyt wielu innych możliwości. Kolejną przyczyną rezygnacji z nauki jest sytuacja, gdy praca, która miała być jedynie dodatkiem, utrudnia kontynuację kształcenia. A trzeba zauważyć, że coraz więcej osób w trakcie studiów jest zmuszonych podejmować pracę. W dobie kryzysu muszą dorabiać. Zwracają na to uwagę pracownicy dziekanatów. Wskazują, że wśród przyczyn podejmowania pracy w trakcie studiów jest nie tylko chęć uzyskania doświadczenia zawodowego, które przełoży się na budowanie fundamentów przyszłej kariery, lecz także konieczność poprawiania sytuacji ekonomicznej rodziny, budżetu rodziców, bo np. jedno z nich straciło pracę i nie są w stanie utrzymać kształcących się na studiach dzieci.
Jak pan ocenia zjawisko dropoutu?
Zawsze powtarzam moim studentom: nie ma przymusu studiowania, nie każdy musi mieć dyplom ukończenia szkoły wyższej, aby być bardzo dobrym, użytecznym pracownikiem. W Polsce nastąpiła kiedyś masowa skolaryzacja na poziomie szkolnictwa wyższego, a teraz ten trend się odwraca. Jeszcze kilka lat temu praktycznie każda osoba, która zdała maturę, zapisywała się na studia. W tej chwili to się weryfikuje i być może dlatego wiele osób ze studiów rezygnuje. Z roku na rok mamy coraz mniej absolwentów. To nie jest dramatyczny spadek, ale w moim przekonaniu po tym boomie na studiowanie ludzie uświadamiają sobie, że studia nie dla każdego muszą być źródłem sukcesu, można wybrać też inne ścieżki zawodowe. Nie ma potrzeby, aby zmuszać wszystkich do ich kończenia, jeżeli nie wszyscy się do tego kwalifikują. Tym bardziej że nauka w szkole wyższej to nie jest kształcenie zawodowe. Studia mają poszerzyć horyzonty, a nie jedynie wyposażyć w kwalifikacje niezbędne w danej profesji. Niewykluczone, że studia zaczynają wracać do swojej elitarności. Masowa scholaryzacja w szkolnictwie wyższym niekoniecznie sprzyjała jakości kształcenia, którego poziom zależy nie tylko od wysiłków uczelni, lecz także od możliwości i postaw studentów. ©℗