Wystartował Instytut Kolbego, który na polecenie ministra Czarnka szczególną opieką ma objąć Polaków w Niemczech.

ikona lupy />
prof. Jacek Gołębiowski, szef Instytutu Kolbego / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
Instytut im. św. Maksymiliana Marii Kolbego z budżetem rocznym przekraczającym 92 mln zł wśród priorytetów ma wspieranie inicjatyw edukacyjnych Polonii, zwłaszcza niemieckiej. W kwestii rozdziału środków publicznych na ten cel ma mieć monopol. Jego dyrektor zapewnia, że m.in. to rozwiązanie ma pomóc uniknąć takich zawirowań jak ubiegłoroczne, kiedy to pieniądze dla szkół polonijnych w Niemczech zostały wstrzymane na wiele miesięcy.
- Nie jesteśmy podmiotem powołanym bez powodu - podkreśla w rozmowie z DGP prof. Jacek Gołębiowski, dyrektor instytutu. Opisuje, że głównym celem jest uporządkowanie sektora polskiej edukacji za granicą tak, by wszyscy „grantodawcy” znaleźli się w Ministerstwie Edukacji i Nauki. Wcześniej tymi środkami dysponował Senat, MSZ, KPRM i częściowo MEiN poprzez Narodową Agencję Wymiany Akademickiej i Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą. - W ubiegłym roku przez chwilę środki dla Polonii niemieckiej były wstrzymane, bo nie było jasne, kto ma ją finansować - KPRM czy MEiN - mówi. I dodaje, że teraz sektor edukacji polskiej za granicą został skupiony w MEiN. Jest tu więc NAWA, jest ORPEG (który ma 70 szkół przy ambasadach i konsulatach) i Instytut Kolbego, z możliwością współpracy z 1183 polonijnymi szkołami utworzonymi przez różne podmioty i zarejestrowanymi w bazie resortu. - Na start dostajemy dział edukacji z programu „Polacy i Polonia za Granicą”, który jest realizowany w KPRM przez ministra Dziedziczaka. Nie zawężamy się tylko do Niemiec, realizujemy zadania z całego świata.
Chociaż, jak słyszymy, w odpowiedzi na prośbę ministra Przemysława Czarnka instytut ma zwrócić szczególną uwagę na dwumilionową diasporę za Odrą. - Będziemy wspierać tworzenie nowych szkół, ale także pomagać tym, które są finansowane przez rząd za pośrednictwem m.in. Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, Fundacji Wolność i Demokracja, Fundacji Pomocy Polakom na Wschodzie. Szkoły za pośrednictwem tych podmiotów będą aplikować do nas o granty w tym roku - opisuje dyrektor.
W prowizorium budżetowym instytutu jest na razie kwota ok. 58,6 mln zł. Jak słyszymy jednak, istnieje oczekiwanie, że znajdzie się pełna suma. Instytut może szukać sponsorów, może też prowadzić działalność gospodarczą. Na starcie ma mieć ok. 30 etatów, ale powstawać będą oddziały zagraniczne.
- To nie jest przejaw centralizacji zarządzania edukacją polonijną - zapewnia prof. Gołębiowski. - Słyszałem od przynajmniej sześciu lat, że brakuje nam instytutu na miarę Cervantesa, Goethego, British Council. Minister Czarnek uznał, że skoro takiego ciała nie ma, trzeba je powołać.
Zdaniem Krzysztofa Izdebskiego, eksperta Fundacji im. Batorego, nie znika problem mnożenia bytów. - Mamy na świecie kilkadziesiąt instytutów polskich, których zadaniem jest promocja naszego kraju, także w kontekście kultury i nauki. Mamy Polską Fundację Narodową, a jednym z jej zadań jest promocja historii Polski - wylicza. Zwraca uwagę, że pojawianie się kolejnych podmiotów utrudnia śledzenie wydatkowania środków publicznych.
Na ten wątek wskazuje Kazimierz Ujazdowski, przewodniczący senackiej komisji emigracji i łączności z Polakami za granicą. - MEiN odmówiło nam informacji o pełnym budżetowaniu instytutu, dlatego w lutym będziemy chcieli szczegółowo wypytać o to dyrektora - mówi. I jako dowód pokazuje pismo, które resort przesłał na temat wysokości i przeznaczenia środków przewidzianych w budżecie resortu na 2023 r. na rzecz Polonii. Są tu szczegóły wydatków na NAWA, ORPEG, nawet na obozy dla młodzieży. Natomiast w kwestii instytutu - jedno zdanie z kwotą z prowizorium.
- Dyrektor mówi, że nie powtórzy się zeszłoroczny paraliż? To kolejny przykład na to, że obecna władza rozwala dobrze działający system, a potem ustawia się w roli jego modernizatora - opisuje senator.
Polskie Towarzystwo Szkolne „Oświata” w Berlinie rok temu mówiło, że nie dostało środków na funkcjonowanie. Czy dziś może spać spokojnie? - Tak, jeśli tylko zgłosiło się o pieniądze do wspomnianych operatorów. A nawet jeśli się okaże, że szkoła nie zdążyła tego zrobić, to konkursy będą w trybie ciągłym, do wyczerpania środków - przekonuje dyrektor instytutu. Dodaje, że tylko 10 proc. rodziców wysyła dzieci do polskich szkół za granicą. - Naszym wyzwaniem jest zwiększyć ten udział.
Pytamy Jakuba Nowaka, szefa berlińskiej Oświaty, które prowadzi tam jedną z największych szkół polonijnych (prawie 300 uczniów), czy te wyjaśnienia go uspokajają. - Częściowo - przyznaje. Opisuje, że po nagłośnieniu w mediach ich problemów w październiku ubiegłego roku doszło do spotkania ministra Czarnka z organizacjami polonijnymi. Wówczas padła obietnica przekazania ok. 1 mln zł. Im z tej puli przypadło ok. 154 tys. zł. Był jednak już koniec roku, w grudniu z tej kwoty do wydania 108 tys. zł, a reszta do lipca. - To, co mogłem zrobić, to opłacić z tej sumy wynajem powierzchni potrzebnych na funkcjonowanie szkoły na rok z góry. Mniejsze szkoły wypłaciły nauczycielom zaległości w pensjach. My ich nie mieliśmy, a dzięki oszczędnościom udało się podnieść stawki kadrze na 15 euro za godzinę. Mają więc w końcu powyżej godzinowej średniej krajowej, ale nadal znacznie poniżej tego, ile zarabia nauczyciel w niemieckiej szkole (ok. 30 euro). ©℗