W co najmniej trzech województwach inspekcja zweryfikuje wynagradzanie nauczycieli. Samorządy nie wykluczają, że kontrole mogą wykazać nieprawidłowości.
W co najmniej trzech województwach inspekcja zweryfikuje wynagradzanie nauczycieli. Samorządy nie wykluczają, że kontrole mogą wykazać nieprawidłowości.
/>
Organy prowadzące szkoły lub inne placówki oświatowe muszą liczyć się z wizytą inspektora pracy, który sprawdzi, czy właściwie ustaliły wysokość pensji nauczycieli (wraz z dodatkami). Jeśli ujawni nieprawidłowości, samorządowcy będą musieli wypłacić pensje we właściwej wysokości, grozić im także będzie mandat lub grzywna za łamanie prawa.
Na straży wynagrodzeń
Prawidłowość ustalania wynagrodzeń nauczycieli przez organy prowadzące szkoły lub inne placówki oświatowe to jedno z tegorocznych zadań własnych trzech okręgowych inspektoratów pracy: we Wrocławiu, Lublinie i Rzeszowie. Zagadnienie to zostało ujęte w oficjalnym Programie działania Państwowej Inspekcji Pracy na 2015 r. Inspektorzy sprawdzą nie tylko kwestie związane z wynagrodzeniem (w tym prawidłowość ustalania wysokości dodatkówi), lecz także legalność tworzenia i wydatkowania środków z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych (ZFŚS) pracowników oświaty. Niewykluczone, że kontrola zostanie rozszerzona na inne województwa.
– Odbieraliśmy sygnały dotyczące nieprawidłowości w zakresie wypłat z ZFŚS. To skomplikowana materia, bo świadczenia te przysługują m.in. także emerytowanym nauczycielom – wskazuje Wojciech Dyląg, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Rzeszowie.
Podkreśla, że wstępnie wytypowano już jednostki, które zostaną sprawdzone pod omawianym kątem.
Do realizacji zadania przygotowuje się też Dolny Śląsk.
– Wrocławski OIP przeprowadzi 10 kontroli, a oddziały w Legnicy, Wałbrzychu, Jeleniej Górze i Kłodzku po pięć – wyjaśnia Agata Kostyk-Lewandowska, rzecznik OIP we Wrocławiu.
Jest sankcja
O tym, że samorządy nie mogą lekceważyć takiego nadzoru, przekonują przepisy ustawy z 13 kwietnia 2007 r. o Państwowej Inspekcji Pracy (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 404 ze zm.). Zgodnie z nimi inspektor ma prawo do swobodnego wstępu na teren oraz do obiektów i pomieszczeń kontrolowanego podmiotu. Może też żądać pisemnych i ustnych informacji w sprawach objętych nadzorem (nie tylko od pracodawcy, lecz także wszystkich jego obecnych i byłych pracowników). Ma również prawo domagać się przedłożenia akt osobowych i wszelkich dokumentów związanych z wykonywaniem pracy przez podwładnych. – W razie stwierdzenia nieprawidłowości inspektor ma prawo nakazać zatrudniającemu wypłatę należnego wynagrodzenia za pracę, a także innego świadczenia przysługującego pracownikowi, o ile są one bezsporne – tłumaczy Agata Kostyk-Lewandowska.
Nadzorujący może też skierować do pracodawcy wystąpienie lub wydać polecenie usunięcia nieprawidłowości. Co istotne, niewypłacenie w terminie wynagrodzenia lub innego świadczenia przysługującego pracownikowi, jego bezpodstawne obniżenie lub dokonanie potrąceń, jest wykroczeniem przeciwko prawom pracownika. Inspektor może zatem w takim przypadku nałożyć mandat (do 2 tys. lub 5 tys. zł za powtórne naruszenie prawa) lub skierować wniosek o ukaranie zatrudniającego do sądu. Ten ma prawo orzec grzywnę w maksymalnej wysokości 30 tys. zł.
Trudne kwestie
Inicjatywę Państwowej Inspekcji Pracy chwalą oświatowe związki.
– PIP w tej kwestii ma dużo pracy, bo w samorządach jest coraz więcej nieprawidłowości z ustalaniem płac, a także z ich czasem pracy – stwierdza Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Tłumaczy, że wśród nadużyć lawinowo rośnie liczba umów na czas określony, które trwają kilka lat, a w praktyce już po roku pracy nauczyciel powinien mieć zagwarantowane zatrudnienie na czas nieokreślony. Tymczasem dyrektorzy szkół w arkuszach organizacyjnych wykazują, że określone etaty są potrzebne na dany rok, a w kolejnym ich nie będzie np. z powodu niżu. Jednak przy planowaniu kolejnego roku znów okazuje się, że terminowe etaty są niezbędne.
Związkowcy domagają się też kontroli, czy prawidłowo są naliczane średnie płace na podstawie art. 30 Karty nauczyciela. – Co roku pedagogom wypłaca się wyrównanie w postaci jednorazowego dodatku uzupełniającego. Nie mamy pewności, czy są one właściwie liczone – potwierdza Sławomir Broniarz.
Lokalne władze uważają, że to samo zagadnienie nie powinno być weryfikowane przez kilka instytucji. Podkreślają, że wynagrodzenia w oświacie sprawdzają już regionalne izby obrachunkowe. – To jest przerost funkcji kontrolnych, a przecież to się dzieje za publiczne pieniądze. Nie jest dobrze, że to samo zagadnienie jest sprawdzane przez kilka instytucji. Wnioski mogą się wzajemnie wykluczać – oburza się Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
RIO nie widzi nic złego w takich kontrolach.
– Inspekcja jest wyspecjalizowanym organem i pewnie będzie sprawdzała jakiś wycinek dotyczący wynagradzania. Nasza weryfikacja zapewniania średnich płac dla nauczycieli odbywa się przy okazji kontroli kompleksowej, która jest przeprowadzana co cztery lata. Z pewnością wyniki PIP uzupełnią działania naszych kontrolerów – stwierdza Grażyna Wróblewska, przewodniczącą Krajowej Rady Regionalnych Izb Obrachunkowych i prezes Regionalnej Izby Obrachunkowej w Poznaniu.
Odpowiadają szkoły
Niektóre samorządy uważają, że za ewentualne naruszenia powinny odpowiadać placówki oświatowe, a nie organy prowadzące.
– Przekazujemy pieniądze szkołom i przedszkolom, a tam są służby kadrowe, które wypłacają pensje, w tym również za godziny ponadwymiarowe i zastępstwa. Za to odpowiadają dyrektorzy szkół i przedszkoli – wskazuje Irena Koszyk, naczelnik wydziału oświaty w Urzędzie Miasta Opole.
Jej zdaniem kontrolerzy PIP mogą przyjść z żądaniami do samorządu tylko wtedy, gdy dyrektor nie wypłacił należnych środków, bo mu ich zabrakło w budżecie.
– Nie wykluczam, że PIP może stwierdzić jakieś nieprawidłowości. Sama pensja nauczyciela składa się z kilkunastu składników, więc mogą być jakieś pomyłki przy naliczaniu – zastrzega.
– Nie obawiam się takiej kontroli, choć sama osobiście zaleciłam, aby nauczyciele dłużej pracowali w szkole. Jeśli robiłabym to niezgodnie z prawem, to już miałabym na karku kontrolerów. Domagaliby się tego związkowcy – zauważa Krystyna Mikołajczuk-Bohowicz, wójt gminy Repki (woj. mazowieckie). – Mam nadzieję, że wszelkie tego typu wizyty inspekcji pracy będą się kończyć co najwyżej na zaleceniach, które wdrożymy, a nie karami i mandatami – dodaje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama