Rosnące rachunki, inflacja, malejące zainteresowanie kandydatów studiami – z takimi problemami mierzą się uczelnie prywatne. Rektorzy obawiają się, że nie przetrwają przyszłego roku, i apelują o pomoc do rządu.

Trudna sytuacja szkół wyższych to wina m.in. drastycznie rosnących kosztów utrzymania oraz przepisu, który blokuje możliwość podnoszenia czesnego w trakcie kształcenia. - Więcej płacimy za prąd, ogrzewanie, wodę, ochronę itp., podwyższane są wynagrodzenia minimalne, więc i czesne proporcjonalnie powinno być wyższe. Nakładane są na nas różne dodatkowe ciężary bez wskazania źródeł ich zaspokojenia. Są pewne granice wytrzymałości - mówi prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich, rektor Ateneum - Akademii Nauk Stosowanych w Gdańsku. Ostrzega, że w momencie, w którym rektorzy dojdą do ściany i skończą się pomysły na cięcie kosztów, trzeba będzie zamykać uczelnie. - Innej drogi nie ma - podkreśla.

Szkoły prywatne nie mogą zmieniać cennika w trakcie studiów

Z art. 80 ust. 3 ustawy z 20 lipca 2018 r. - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 574 ze zm.) wynika, że do ukończenia studiów przez osoby przyjęte na dany rok akademicki uczelnia nie może zwiększyć wysokości ustalonych dla nich opłat ani wprowadzić nowych. - Obowiązujący przepis jest ukłonem w stronę studentów. Nie uwzględnia wskaźnika inflacji - wskazuje prof. Tłokiński. Student płaci więc zgodnie z cennikiem, jaki został mu przedstawiony, gdy rozpoczynał studia, nawet jeżeli koszty utrzymania uczelni wzrosną w trakcie kilkuletniego kształcenia. Szkoła może jedynie zaproponować wyższe opłaty nowym kandydatom na studia.
Artykuł 80 ust. 3 uderza przede wszystkim w szkoły prywatne, które nie dostają dotacji z budżetu państwa i utrzymują się głównie z opłat od studentów. - Uczelnie publiczne otrzymują na jednego studenta średnio 20 tys. zł rocznie dotacji, a niektórzy wyliczają, że nawet 30 tys. zł. Tymczasem średnie czesne na uczelni niepublicznej zazwyczaj wynosi nie więcej niż 6 tys. zł - mówi prof. Tadeusz Pomianek, prezydent Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Zdaniem rektorów przepis powinien dopuszczać możliwość podniesienia co roku czesnego o wskaźnik inflacji. Z takim apelem do Ministerstwa Edukacji i Nauki wystąpiło m.in. Centrum Rozwoju Szkolnictwa Wyższego - TEB Akademia. - Zmiana art. 80 ust. 3 zabezpieczy sektor szkolnictwa wyższego przed sytuacjami mogącymi w istotny sposób zachwiać kondycją finansową uczelni, których budżety składają się w znaczącej części z opłat wnoszonych przez studentów - przekonuje Arkadiusz Doczyk z TEB Akademia.

Mniej osób zainteresowanych studiowaniem prywatnie

Dodatkowo sytuację uczelni pogarsza malejąca liczba osób zainteresowanych studiami, obserwowana przez niektóre prywatne placówki. - Niestety obserwujemy spadek liczby kandydatów na studia. W tej chwili mamy ich ok. 20-30 proc. mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Te 20 proc. to bardzo dużo - mówi prof. Tłokiński. Nie dziwi go, że ludzie rezygnują z kształcenia, zwłaszcza że problem dotyczy głównie studiów drugiego stopnia, czyli kontynuacji nauki po otrzymaniu tytułu licencjata. - To czysta kalkulacja, jeżeli komuś rośnie np. rata kredytu i ma do wyboru zapłacić rachunki albo czesne, najpierw opłaci rachunki. Dla nas liczba przyjętych studentów jest wykładnikiem potencjału finansowego uczelni. Teraz już wiemy, że szykuje się trudny rok - mówi prof. Tłokiński.
Wskazuje, że z uwagi na rosnące koszty na pewno trzeba będzie wdrożyć systemy oszczędzania światła i ogrzewania, a w skrajnych przypadkach nie jest wykluczone, że na okres mrozów trzeba będzie przejść na kształcenie zdalne. - Nie będzie innego wyjścia. Ciężko nam nawet przewidzieć rozmiar potencjalnych trudności. Na razie staramy się odsunąć tę katastroficzną wizję, dywersyfikujemy środki, szukamy rozwiązań, które wymagają systemowego spojrzenia, akademickiej współpracy oraz adekwatnych do sytuacji i szybkich działań władz resortowych - mówi prof. Tłokiński.
Podobnie uważa prof. Pomianek. - Musimy szukać różnych źródeł przychodów - pozyskujemy granty, świadczymy usługi na rzecz otoczenia uczelni. Już teraz przychody pozadydaktyczne sięgają ponad 50 proc. Niestety niektóre źródła powoli zaczynają wysychać - przyznaje.

Obcokrajowcy ratunkiem dla uczelni niepublicznych

Szansą dla uczelni publicznych i niepublicznych jest kształcenie obcokrajowców. Ich liczba rośnie, ale możliwości są zdecydowanie większe. - Kraje Europy Zachodniej, ale i np. Czechy, mają przemyślaną politykę migracyjną i zachęcają do studiowania u siebie m.in. poprzez rozbudowane systemy stypendialne, u nas jednak do tej pory żaden rząd takiego nie opracował. Co więcej, procedury wizowe są „ślamazarne” i niewydajne. Przecież to potencjał intelektualny daje przewagę w międzynarodowej rywalizacji, a nasze państwo we współpracy z uczelniami powinno intensywnie zachęcać młodych, zdolnych ludzi z całego świata, aby studiowali u nas - mówi prof. Pomianek.
Środowisko oczekuje rządowego wsparcia. - Kondycja finansowa uczelni niepublicznych, ale też publicznych jest gorsza niż w poprzednich latach. Uważamy, że wymaga to od rządu systemowych działań, które obejmą wszystkie instytucje niepubliczne i publiczne z sektora edukacji i kultury. Te działania osłonowe wydają się kluczowe dla podtrzymania potencjału polskich uczelni - przekonuje Renata Czeladko rzeczniczka prasowa z Uniwersytetu SWPS. Jej zdaniem w tej sytuacji jeszcze większej wagi nabiera od lat podnoszona kwestia zrównania szans w dostępie do studiowania dla studentek i studentów uczelni publicznych oraz niepublicznych, krokiem w tym kierunku byłoby np. wprowadzenie częściowego zwrotu kosztów studiowania w postaci ulg podatkowych.
MEiN nie odpowiedział DGP, jakie działania zamierza podjąć, aby chronić sektor uczelni niepublicznych.
Zasady ustalania czesnego / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe