Efekty wysiłku MEiN włożonego w reformowanie oświaty są na razie zupełnie odwrotne od założonych celów – mamy zdemotywowanych i zastraszonych presją światopoglądową nauczycieli i dyrektorów. Wszystko to na tle fatalnego zarządzania kryzysem wywołanym pandemią oraz wojną w Ukrainie.

Sejm uchwalił zmiany w Karcie nauczyciela oraz innych ustawach oświatowych. Czy dodatkowa godzina karciana, która ma być przeznaczona m.in. do dyspozycji rodziców, sprawi, że relacje szkoły z opiekunami będą znacznie lepsze niż dotychczas?

Nie

Sławomir Broniarz prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego / Dziennik Gazeta Prawna
MEiN chce zmienić art. 42 ust. 2 pkt 2 Karty nauczyciela opisujący inne zajęcia i czynności nauczyciela realizowane w czasie jego 40-godzinnego tygodnia pracy. To oznacza, że nauczyciele za realizację godziny karcianej (tzw. czarnkowego) w tygodniu nie otrzymają dodatkowych pieniędzy. W ten sposób tylnymi drzwiami minister Czarnek zwiększa pensum. Dlaczego to robi, skoro jego poprzedniczka Anna Zalewska zniosła godziny karciane, twierdząc, że są one niekonstytucyjne? To ona cztery lata temu mówiła, że „jeśli ktoś zmusza nauczycieli do dodatkowych godzin pracy bez wynagrodzenia, powinni zawiadomić o tym kuratorium, albo Państwową Inspekcję Pracy”.

Nie

Marek Pleśniar dyrektor biura i współzałożyciel Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty / Dziennik Gazeta Prawna
Dyrektorzy pytają m.in. o możliwość kumulacji tych godzin, elastycznego stosowania, bo nie wiadomo dziś, gdzie odbywać takie dyżury w sytuacji braku sal i nauczycieli. Oni obecnie są zajęci godzinami ponadwymiarowymi, ratującymi plany lekcji wobec braku przedmiotowców, natłok zajęć nie pozostawia też za wielu miejsc w szkole, gdzie można przebywać. Rodzice z kolei, gdy jest ich ok. 40 w klasie, do tego ponad 20 uczniów… jak to podzielić, jak to policzyć? Oczywiście szkoły będą się starały zorganizować takie konsultacje i może to przynieść pewną - lecz niewielką - poprawę dostępu rodziców i uczniów do nauczycieli. Nie takiego jednak rozwiązania wszyscy w szkołach oczekują. Jest ono sprzeczne z ważnym postulatem - odciążenia uczniów.
Pensje nauczycieli mają wzrosnąć. Czy obecnie wszyscy nauczyciele zarabiają zbyt mało?

Tak

Niskie wynagrodzenia są powodem odejść doświadczonych nauczycieli z pracy, dlatego są braki kadrowe w szkołach i przedszkolach, szczególnie w dużych miastach. Tego zjawiska jeszcze kilka lat temu nie było. Od września minister edukacji podnosi płace tylko początkujących nauczycieli. Bez tej podwyżki ich zarobki (teraz 3079 zł) byłyby w styczniu 2023 r. o ponad 300 zł niższe niż płaca minimalna! Na wynagrodzenie nauczycieli spójrzmy także z życiowej strony. Mamy prawie 16-proc. inflację, galopujący wzrost cen usług, towarów i kosztów utrzymania - rosną ceny prądu czy opłaty za ogrzewanie. Czy absolwent Uniwersytetu Warszawskiego podejmie odpowiedzialną pracę w szkole z wynagrodzeniem na poziomie płacy minimalnej, czy będzie w stanie sam się utrzymać, wynająć mieszkanie, opłacić rachunki? Czy doświadczony nauczyciel mający rodzinę na utrzymaniu i kredyt, może mówić o stabilnej sytuacji finansowej? Dlatego ZNP domaga się powiązania wynagrodzenia w oświacie z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce.

Tak

Zawód nauczycielski doczekał powrotu ekonomicznej selekcji negatywnej do zawodu - po raz pierwszy od lat 90. ub. wieku. Doszło do tego, że od nauczycieli lepiej zarabiają wszystkie zawody „misyjne” - np. pielęgniarki czy policjanci.
Towarzyszy temu najgorsza od wielu lat atmosfera pracy w oświacie. W zawodach, gdzie się mało płaci, klimat pracy, wolność kreowania i rozwoju jest ważnym czynnikiem stabilizującym kadrę. Pomijanie większości nauczycieli przy podwyżkach, kierowanie ich tylko do kandydatów do zawodu nie zachęca ani młodych, ani nie powstrzymuje starszych nauczycieli przed zmianą zawodu. A same podwyżki dla adeptów zawodu są mizerne - nie zmieniają nic. Oświata wymaga dziś gruntownej korekty płac. Nie kolejnej „deformy”, lecz sensownej motywacji finansowej.
Czy ograniczenie liczby stopni awansu zawodowego jest właściwym kierunkiem?

Nie

Minister likwiduje stopień nauczyciela stażysty i kontraktowego. Nauczyciel wchodząc do zawodu otrzyma status „nauczyciela początkującego”. O stopień mianowanego będzie mógł się starać po czterech latach pracy. W tym okresie przez trzy lata i dziewięć miesięcy ma odbywać nie staż, ale „przygotowanie do zawodu”. Nie jest to dobre rozwiązanie. Stracą na nim nauczyciele. Nikogo do podjęcia pracy w tym zawodzie nie zachęci też to, że przez kilka lat jego pensja będzie na poziomie płacy minimalnej i będzie permanentnie oceniany. Dodatkowo przez pierwsze dwa lata pracy w szkole nauczyciel ma otrzymać umowę na czas określony (obecnie to rok). Wprowadzona zostaje zatem tymczasowość zatrudnienia. Dzisiaj nauczyciel kontraktowy pracuje na czas nieokreślony. Nowe rozwiązanie zakłada, że jeżeli uzyska on co najmniej dobrą ocenę pracy, może swoje zadania wykonywać przez sześć lat, bez konieczności uzyskania stopnia awansu. To rozwiązanie oszczędnościowe z punktu widzenia wydatków na wynagrodzenia nauczycieli, ale w żadnym stopniu nie jest to zmiana pozytywnie kształtująca wymogi zawodu.

Nie

Wprowadzane zmiany niczego nie ulepszają. Są jak mieszanie herbaty bez cukru. Więc po co mieszać? Pomysł z awansem zawodowym nauczycieli zadziałał tylko raz - wraz z reformą Handkego. Zadziałał, bo stanowił część większej, spójnej całości - motywującej ludzi do pracy. Nauczycielom dano zadanie budowania szkół od nowa (gimnazjum, sześcioklasowa podstawówka), prawo do doskonalenia zawodowego za publiczne pieniądze, wreszcie zarobki powiązane z awansem. Dziś nie ma takiej propozycji motywującej, jest reorganizacja stopni awansu. System awansu zawodowego jest przestarzały i łatanie go tego nie zmieni. Ludzie w oświacie potrzebują impulsów do rozwoju, poczucia misji. Od lat postulujemy danie nauczycielom części władzy w szkole, stanowiska liderów szkolnych zespołów nauczycielskich. Chcielibyśmy szkoły, gdzie obowiązują zasady jak w grze w szachy - z licznymi figurami na szachownicy, każda o swoich „supermocach”. Urzędnicy uparcie narzucają nam posługiwanie się samymi pionkami - na szachownicy zarządzania potrafią grać tylko w warcaby.
Czy ostatnie zmiany w prawie oświatowym i Karcie nauczyciela poprawią jakość edukacji?

Nie

Środowisko nauczycielskie nie widzi żadnych zmian służących podniesieniu jakości kształcenia i poprawie warunków pracy i nauki w szkołach. Nauczyciele, którzy odchodzą z zawodu, mówią także o braku nadziei na jakąkolwiek poprawę w najbliższym czasie. To jest bardzo frustrujące. I niepokojące z punktu widzenia całego społeczeństwa, któremu powinno zależeć na dobrej edukacji. Dlatego razem z organizacjami pozarządowymi zaproponowaliśmy Obywatelski pakt dla edukacji. To dokument opisujący najważniejsze obszary edukacji wymagające naprawy i kierunki zmian. Chodzi o przekształcenie szkoły z „ministerialnej” i centralnie sterowanej, opartej na starym modelu przekazywania masy szczegółowych wiadomości, na szkołę na miarę wyzwań XXI w., z naciskiem na autonomię, kształcenie złożonych umiejętności, jak np. krytyczne myślenie czy praca zespołowa, stawiającą na współpracę.

Nie

Ekipa ministerialna nie zna się na zarządzaniu oświatą, pedagogice. Nie wykreuje zmiany, bo nie umie nią zarządzać. Nikt za nimi nie pójdzie, bo nie są naszymi liderami. Efekty wysiłków MEiN są na razie zupełnie odwrotne - mamy zdemotywowanych i zastraszonych presją światopoglądową nauczycieli i dyrektorów. Wszystko to na tle fatalnego zarządzania kryzysem wywołanym pandemią oraz wojną w Ukrainie. To wszystko również frustruje rodziców. Jakość edukacji zapewnia się poprzez dobrych i zapalonych do pracy nauczycieli. Kto takich znajdzie w efekcie zmian wprowadzonych właśnie uchwalonymi ustawami? Ja tego nie widzę. Tacy nauczyciele są tylko tam, gdzie urzędnicy nie mają wpływu na ich pracę. Oni są w organizacjach pozarządowych, grupach w mediach społecznościowych. Tam aż kipi od aktywności. Tyle że właśnie niezależnym organizacjom ogranicza się dostęp do uczniów w szkołach, a dyrektorów karze za jego ułatwianie.
Czy ocenianie nauczycieli przez dyrektorów według nowych kryteriów może być dokonywane w sposób stronniczy?

Tak

Twórcy tego rozwiązania napisali, że nowy awans uprości i odbiurokratyzuje system. To nieporozumienie. Czym są nowe kryteria oceny? Powrotem do pomysłu Anny Zalewskiej. Strajk w tamtym czasie spowodował, że rząd wycofał się z pomysłu. Kryteria to biurokracja. Nie będzie planu rozwoju tylko analiza spełniania wymagań, czy są zgodne z kryteriami określonymi przez resort edukacji. Właśnie otrzymaliśmy projekt rozporządzenia w tej sprawie. Kryteria oceny pracy budzą wiele wątpliwości, bo są rozbudowane i niewymierne. Obawiamy się, że mogą się one stać narzędziem nieobiektywnych działań niektórych dyrektorów podejmowanych wobec nauczycieli. Poza tym, czy da się stworzyć uniwersalny system oceniania we wszystkich szkołach i placówkach, skoro praca nauczyciela jest nieporównywalna? Mają na nią wpływ różne uwarunkowania, jak np. rodzaj placówki (ogólnokształcąca, specjalna, przedszkole, poradnia).

Tak

A nawet tym bardziej - bo nowe zasady oceniania to istny generator biurokracji. Przy presji na szkoły, by nauczyciele byli prawomyślni i wykazywali się nadzwyczajnymi talentami („umiejętność rozwiązywania konfliktów wśród uczniów, umiejętność rozpoznawania i stosowania komunikacji niewerbalnej”) biurokrację trzeba rozwijać, by się obronić przed zarzutami. I jak zwykle, to ona pozwala uzasadnić każdy zarzut.
Przygotował Artur Radwan