Założenia resortu są ambitne. Od września liczba specjalistów w szkołach ogólnodostępnych ma wzrosnąć z obecnych 22 tys. do 38 tys., a od 1 września 2024 r. – do 51 tys. Co to oznacza w praktyce?

Jak tłumaczy MEiN, jeśli np. w szkole uczy się 180 uczniów, a obecnie ma ona 11 godzin dla pedagoga i 11 godzin dla logopedy, to zgodnie z przepisami przejściowymi od najbliższego września powinna mieć co najmniej 1,5 etatu specjalisty. Czyli przy założeniu, że pensum specjalistów liczy 22 godziny tygodniowo, oznacza to co najmniej 8,25 godzin dla psychologa, 8,25 godzin dla pedagoga specjalnego oraz 16,5 godzin (łącznie) dla pozostałych specjalistów (pedagoga, logopedy lub terapeuty pedagogicznego).
– A to nic innego, niż zatrudnianie na ułamkowe etatu. Pytanie, który ze specjalistów się na to zdecyduje, skoro praca w szkole może oznaczać bieganie z jednej placówki do drugiej? Zatem ogromny wysiłek w skali miesiąca, by dostać pieniądze za cały etat – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Na dodatek pieniądze – jak zauważają dyrektorzy – dużo niższe od tych, które za swoją pracę otrzymają specjaliści na wolnym rynku.
– Młodej osobie po studiach, a na pozyskanie takiej szkoły mają największą szansę, mogę zapłacić jak nauczycielowi bez stopni awansu, czyli 3070 zł brutto. To mało atrakcyjne wynagrodzenie. Walka o specjalistów będzie więc zacięta. Szkoły w dużych miastach może sobie poradzą. Te w mniejszych będą miały problem ze skompletowaniem kadry – przewiduje Ryszard Sikora, dyrektor podstawówki w Krakowie.
Od szkół słyszymy także, że miernikiem powodzenia nowego przedsięwzięcia może być to, co udało się zrobić w ramach zajęć specjalistycznych z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej w dodatkowym wymiarze godzin realizowanych już od 1 marca do końca grudnia, także z funduszy MEiN (w wysokości 180 mln zł).
W liceum w Malborku odbyło się z tej puli raptem osiem godzin, choć, jak mówi nam dyrektor, mogłoby nawet kilka razy więcej. – Nie było chętnych – podkreśla Zbigniew Kowalski. Wiele razy przypominał o tej możliwości rodzicom uczniów niepełnoletnich. Bez ich zgody nie można wysłać dziecka na takie zajęcia. Ma świadomość, że jego szkoła nie wykorzystała środków na ten cel. – Z rozmów z dyrektorami w moim regionie wiem, że nie jestem w tym osamotniony – dodaje.
Dlaczego tak się dzieje, skoro o potrzebie szerszej pomocy uczniom mówi się nieustannie? – Szkoła jest od nauki. Owszem, od wstępnej diagnozy psychologicznej uczniów także. Ale remedium nie powinny być pogadanki w szerszym gronie, tylko indywidualne spotkania, a na to szkoły nie mogą sobie pozwolić – słyszymy.
– To dlatego, że trudno zachęcić specjalistów do pracy, nie ma ich na rynku – powtarza słowa poprzedników Zbigniew Kowalski. Jego szkoła liczy 600 uczniów. Ma na etacie psychologa i pedagoga. Wylicza, że zgodnie z wytycznymi resortu powinien od września zatrudnić jeszcze kogoś. – Najpewniej skończy się na tym, że będziemy dzielić się specjalistami między szkołami. Ktoś u mnie na rano, w szkole obok na popołudnie. Przy założeniu, że w ogóle się zgodzą, będziemy mieli lotne brygady specjalistów – ironizuje.
Małgorzata Targosz, dyrektorka I LO w Kędzierzynie-Koźlu, już od marca szukała psychologów i terapeutów. – Słyszałam wiele razy, że są zaangażowani w poradniach i nie chcą się z nimi rozstawać. Owszem, mogliby pojawiać się w szkole po godz. 15, ale wtedy uczniów już nie ma – opisuje.
Zdaniem większości spytanych przez DGP dyrektorów potrzeba zwiększenia zatrudnienia specjalistów w szkołach jest, ale należało zacząć od ich wykształcenia, zwiększenia bazy.
Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 23 we Wrocławiu Lucyna Cempel wskazuje, że jej szkoła jest w wyjątkowo korzystnej sytuacji. – Na dziś mamy już po dwóch psychologów, pedagogów, jednego logopedę, ośmiu pedagogów specjalnych. Nasza oferta wykracza więc poza minimum, które wprowadza ministerstwo. To efekt tego, że mamy przeszło 20 dzieci z orzeczeniami z poradni psychologiczno-pedagogicznych. W porównaniu z poprzednimi latami, gdy było to raptem kilku uczniów, wzrost zapotrzebowania jest olbrzymi – opisuje. Teraz z kolei szuka tyflopedagoga, czyli osoby do pracy z dziećmi niedowidzącymi, bo tacy uczniowie w ostatniej rekrutacji trafili do jej szkoły. – I tu znów ściana. Słałam pytania w tej sprawie do okolicznych uczelni, bez echa. Domyślam się, że barierą są pieniądze – mówi.
Resort w korespondencji z DGP uspokaja, że wprowadzenie standardów zatrudnienia nauczycieli specjalistów zostanie sfinansowane z budżetu państwa. Wzrośnie oświatowa część subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego – na zadania w 2022 r. przeznaczono 520 mln zł. ©℗