Jeśli chce się pomagać uchodźczyniom, to poza pracą trzeba im pomóc w znalezieniu opieki nad dzieckiem. Do takiego wniosku dochodzą przedsiębiorcy i angażują się w tworzenie świetlic i przedszkoli.

– Ponieważ większość uciekających przed wojną w Ukrainie to kobiety z dziećmi, uznaliśmy, że jeśli mają one podjąć pracę, to muszą mieć zapewnioną opiekę nad dziećmi. I tak staramy się konstruować swoje oferty dla nich – mówi Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich. Stąd też pojawił się pomysł tworzenia przez pracodawców punktów przedszkolnych.
– W federacji jest mocno reprezentowany sektor usług, w którym kobiety najszybciej mogą znaleźć pracę. Wysłaliśmy apel do skupionych pod naszym szyldem firm. Dodatkowo przy FPP jest fundacja Aktywizacja bez granic. Do tej pory zajmowała się przywracaniem na rynek pracy osób z niepełnosprawnościami. Teraz wzięła na siebie nowe obowiązki, czyli pomoc w organizacji przedszkoli – tłumaczy i dodaje, że środki na ten cel zapewniają stowarzyszone w federacji firmy. Do końca miesiąca w Polsce chcą mieć siedem przedszkoli, w jednej placówce ma być 20–30 dzieci. Powstaną m.in. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Łodzi, Gliwicach. – Ale to nie koniec, bo nasza fundacja ma przedstawicielstwo w każdym mieście wojewódzkim. Chcemy, by na 10 dzieci przypadała jedna opiekunka. W tej roli również widzimy osoby z Ukrainy – mówi Kowalski.
O miejscach opieki dla małych dzieci myślą też przedsiębiorcy związani z innymi organizacjami. Jak informuje Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan, głównie chodzi o kluby dziecięce dla dzieci w wieku od jednego do trzech lat. – Mamy zapytania od naszych członków, jak je zorganizować, czyli do kogo się zgłosić, jakie warunki formalne należy spełnić, ile to zajmie czasu – wyjaśnia.
Podkreśla, że wiele firm jest zainteresowanych współpracą w tym zakresie z samorządami. Chodzi o udział w kosztach tworzenia nowych miejsc opieki dla najmłodszych dzieci z Ukrainy.
– Są też gotowi na dofinansowanie opieki z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych na takich zasadach, jak ma to miejsce w stosunku do pracowników z Polski – podkreśla Robert Lisicki.
Katarzyna Lorenc, ekspertka BCC ds. rynku pracy oraz zarządzania i efektywności pracy, uważa, że takie rozwiązanie może nawet ostatecznie przeważać na rynku. – Tworzenie własnych miejsc opieki dla dzieci przy zakładzie ma sens w przypadku tych pracodawców, którzy chcą zatrudniać licznie osoby z Ukrainy – dodaje.
Ewa Wernerowicz, prezes Vivusa, nie miała jednak wątpliwości, że przedszkole trzeba otworzyć. – W Warszawie mamy potężną powierzchnię biurową, a w pandemii i tak w większości przeszliśmy na zdalny tryb. Nie było więc problemu z wygospodarowaniem pół piętra z osobnym wejściem w naszym biurowcu – opisuje. Ona, jako pracodawca, wpadła na ten pomysł niezależnie od akcji FPP. – Moi pracownicy mocno zaangażowali się w stworzenie przedszkola. W kilka dni zrobiliśmy szkolenia bhp, pierwszej pomocy. Opiekę nad dziećmi sprawują również Ukrainki, które uciekły przed wojną. Wśród nich jest psycholożka, która była wicedyrektorką szkoły w Ukrainie.
Tu na razie jest 30 miejsc, ale docelowo może być nawet 100. Placówka jest otwarta od 7 do 18, zapewnia wyżywienie, które kosztuje firmę ok. 25 tys. zł miesięcznie. Na pytanie, jak długo będzie funkcjonować, pada odpowiedź: tyle, ile będzie potrzeba. – Mamy umowę najmu tego budynku do połowy 2023 r. – mówi Ewa Wernerowicz. Apeluje do innych przedsiębiorców, by działali podobnie.
Na ten apel odpowiedział m.in. Paweł Gronowski, prezes firmy Rekeep Polska. – Przygotowujemy dwa przedszkola, w Gliwicach i w Łodzi. Mają służyć dzieciom w wieku od trzech do siedmiu lat. Jesteśmy na etapie szukania obsady do przedszkoli. Chcemy, by to byli opiekunowie z Ukrainy i Polski, bo to też jest forma integracji – opisuje. Dodaje, że jego firma jest w Łodzi dużym pracodawcą, zatrudnia przeszło 10 tys. osób, z czego gros to Ukraińcy. – Przez naszych pracowników ściągamy teraz do pracy uchodźców, a do oferty pracy dołączamy tę związaną z opieką. Nasza świetlica ma ruszyć od przyszłego miesiąca.
Pracodawcy przekonują, że chcą też wesprzeć samorządy, które w związku z wojną w Ukrainie mają listę dodatkowych zadań. Sławomir Kurpiewski z UM Siedlce informuje, że dotąd do placówek prowadzonych przez miasto i osoby fizyczne (przedszkola niepubliczne) zostało przyjętych 15 dzieci uchodźców. – Odpowiedziano pozytywnie na wszystkie wnioski obywateli Ukrainy – podkreśla.
W Zabrzu powstało już 600 dodatkowych miejsc, do przedszkoli w Rudzie, która dysponuje 67 miejscami, zostało przyjętych siedmioro dzieci.
– Opieramy się na decyzji ministra edukacji i nauki z 9 marca 2022 r. zmieniającej rozporządzenie w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli, na podstawie której można zwiększyć liczbę dzieci w grupach o nie więcej niż troje dzieci, będących obywatelami Ukrainy, które wjechały na terytorium Polski w związku z działaniami wojennymi – mówi Małgorzata Leśniewska z UM w Nysie. Dzięki temu miasto dysponuje prawie 200 miejscami.
W Toruniu w przedszkolach miejskich i oddziałach przedszkolnych w podstawówkach prowadzonych przez miasto też zwiększono liczbę miejsc, co dało łącznie 516 miejsc dla dzieci będących obywatelami Ukrainy. Sopot stworzył 76 miejsc w przedszkolach dla dzieci w wieku od trzech do pięciu lat. Utworzono jeden dodatkowy oddział przedszkolny.
W Łodzi pięć przedszkoli uruchomiło oddziały dla dzieci z Ukrainy. Po wybuchu wojny przyjęto tu 236 dzieci. Do krakowskich trafiło z kolei 287 dzieci. W Lublinie – 85.