Do szkół trafia coraz więcej dzieci z Ukrainy. Dotąd nie było przepisów, które w jasny sposób odpowiadałyby na problemy zgłaszane przez placówki. Ma temu zaradzić nowy projekt ustawy. Zdaniem dyrektorów to krok w dobrym kierunku, ale nadal jest kilka pytań bez odpowiedzi

Projekt, do którego dotarł DGP (wersja z 6 marca), zakłada wsparcie JST w realizacji dodatkowych zadań związanych z kształceniem uczniów z Ukrainy przez możliwość zwiększenia rezerwy części oświatowej subwencji ogólnej o środki pochodzące z bud żetu państwa. Upraszcza możliwość tworzenia przez placówki dodatkowych lokalizacji na prowadzenie zajęć podporządkowanych organizacyjnie szkołom lub przedszkolom. W placówce, która utworzyła dodatkowy oddział dla uczniów z Ukrainy, nauczycielowi można przydzielić dodatkowe godziny ponadwymiarowe, ponad te wynikające z Karty nauczyciela, ale za jego zgodą. A na stanowisku pomocy nauczyciela można zatrudnić osobę bez obywatelstwa polskiego, która zna język polski w mowie i piśmie na tyle, że wesprze ucznia z Ukrainy.
Radca prawny Robert Kamionowski zwraca uwagę, że zaprojektowana specustawa otwiera wprawdzie drzwi do zwiększenia finansowania szkół, ale wciąż jest to opisane jako możliwość, a nie wprost. – Wszystko więc zależy od jej realizacji w praktyce – podkreśla. Jako bardzo korzystną zmianę ocenia ułatwienie w tworzeniu filii placówek oświatowych, zarówno ich powoływania, jak i likwidacji, co daje możliwość elastycznego reagowania w zależności od potrzeb i odpowiada na sygnały zgłaszane przez dyrektorów, którzy mówią o problemach lokalowych. Co do zwiększenia liczby godzin ponadwymiarowych to zdaniem eksperta zaprojektowane zapisy należy interpretować tak, że mogą być przyznane każdemu nauczycielowi, o ile tylko w szkole powstał dodatkowy oddział dla uczniów z Ukrainy.
O tym, jak dziś wygląda sytuacja w szkołach, spytaliśmy w kuratoriach i samych placówkach. Jak wylicza kuratorium w Szczecinie, do oddziałów podstawowych lub przygotowawczych zostało przypisanych 56 uczniów. O 50 mówi podlaskie kuratorium. W woj. śląskim od wybuchu wojny do szkół i przedszkoli przyjęto 323 ukraińskie dzieci. W placówkach podległych bydgoskiemu kuratorium – 86. Na pytanie, czy problemem jest bariera językowa, słyszymy, że w woj. zachodniopomorskim języka ukraińskiego uczy 12 nauczycieli. W podlaskim w sześciu szkołach prowadzona jest nauka języka ukraińskiego, w 290 nauczany jest język rosyjski. W śląskim pracuje 42 nauczycieli władających językiem ukraińskim. Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy informuje o 73 nauczycielach ze znajomością języka ukraińskiego.
Jak zauważa Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor LO w Warszawie, już teraz szkoły mogą przyjmować uczniów z innych krajów do istniejących klas lub tworzyć dla nich oddziały z nauką języka polskiego. Do tej pory preferowana była ta pierwsza metoda, bo uczniów nie było wielu. – Teraz jednak sytuacja radykalnie się zmienia – mówi i zaznacza, że dobrym rozwiązaniem byłoby wydzielenie szkół na poziomie miasta i dzielnicy, w których będą powstawały oddziały dla dzieci z Ukrainy. – To dobre z punktu widzenia braków kadrowych.
Marek Krukowski, dyrektor podstawówki w Lublinie, opisuje, że zgodnie z decyzją organu prowadzącego szkoły w tym mieście nie stawiają na oddziały przygotowawcze. Rekomendowane jest dopisywanie dzieci do klas już istniejących. – Tak zrobiłem w przypadku 15 dzieci, które właśnie przyjąłem. Co istotne, w mojej szkole uczy się już kilkudziesięciu uczniów z Ukrainy, którzy w ostatnich latach migrowali do Polski. Przydzielamy więc nowych uczniów tam, gdzie są ich rodacy. Korzystamy z pomocy studentów, którzy wspierają nas jako tłumacze. Mamy miejsca w klasach IV–VIII, ale problemem jest edukacja wczesnoszkolna, gdzie obowiązuje ograniczenie do 25 uczniów w klasie. Jeśli dzieci dalej będzie przybywać w tym tempie, widzę pilną potrzebę zmiany tego przepisu – mówi. Każdy nowy uczeń dostał tu „rówieśniczego doradcę”, czyli ucznia z Polski, który pomoże w pierwszych dniach w szkole. – Gdy problemem jest polski, pomaga znajomość angielskiego.
Marta Hołub, dyrektorka wrocławskiej podstawówki, także opisuje, że w tej szkole od lat uczą się dzieci z innych krajów. To 13 proc. wszystkich uczniów, z czego 90 proc. to osoby z Ukrainy. – Odkąd wybuchła wojna, przyjęłam już 17 dzieci. Prowadzimy dla nich oddziały przygotowawcze, gdy barierą jest język. Te, które znają polski na poziomie komunikacyjnym, trafiają do klas – opisuje. Ona również widzi potrzebę zmiany przepisów. Dziś, jak mówi, do oddziału przygotowawczego może przyjąć maksymalnie 15 dzieci i ten limit trzeba zwiększyć. – Powinno się też zrezygnować z realizacji podstawy programowej, akcentując naukę polskiego, angielskiego, matematyki. I dopiero później wraz z rodzicami podjąć decyzję, co dalej.
Krzysztof Dudek, dyrektor szkoły podstawowej w Gdańsku, również ma już grupę kilkunastu nowo przyjętych uczniów. – U nas powstał jeden z miejskich punktów informacji edukacyjnej. Jego zadaniem jest pomoc w skontaktowaniu ucznia ze szkołą, do której będzie chodził. Chodzi o to, by szkoła była jak najbliżej miejsca zamieszkania i by zminimalizować sytuację, w której rodzina wędruje od placówki do placówki – opisuje. Tu jest też asystent migracyjny, który mówi po ukraińsku. Do tego dwóch nauczycieli z kwalifikacjami do nauczania polskiego jako języka obcego i dwóch polonistów po szybkich kursach kwalifikujących. Szkoła we własnym zakresie przygotowuje ulotki po ukraińsku z informacjami o karcie miejskiej, dostępnych podręcznikach, pracy świetlicy i obiadach. – W przypadku tych ostatnich nie ma przepisów, które dawałyby możliwość systemowego ich opłacania. Dopóki ktoś o tym nie pomyśli, zrzucamy się na nie my, nauczyciele i rada rodziców. ©℗