Grupa 25 byłych studentów Wyższej Szkoły Handlu w Piotrkowie Trybunalskim przejdzie do historii jako pierwsza, która złożyła pozew zbiorowi przeciwko swojej uczelni. Absolwenci domagają się od szkoły zwrotu opłaty (po 600 zł na osobę), którą musieli wnieść w 2013 roku, żeby móc przystąpić do obrony pracy dyplomowej

Pozew zbiorowy do sądu okręgowego złożyli absolwenci Wyższej Szkoły Handlu im. Króla Stefana Batorego w Piotrkowie Trybunalskim. Podpis pod nim złożyło 25 osób. Domagają się zwrotu od swojej byłej uczelni po 600 zł (łącznie pozew opiewa na kwotę 15 tys. zł plus odsetki), które musieli zapłacić w 2013 r. za obronę pracy dyplomowej, mimo że od 1 stycznia 2012 r. obowiązuje katalog opłat zakazanych. Został on wprowadzony nowelizacją ustawy z 18 marca 2011 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. z 2011 r. nr 84, poz. 455 ze zm.).
Zgodnie z tymi przepisami uczelnia nie ma prawa pobierać zapłaty m.in. za egzaminy, w tym dyplomowe. A jednak WSH je naliczyła i mimo interwencji rzecznika praw studenta zdania nie zmieniła. Brak zastosowania się do wymagań uczelni i uiszczenia opłaty skutkowałby skreśleniem z listy studentów i niedopuszczeniem do egzaminu dyplomowego.
– Sprawa jest na etapie weryfikacji formalnej pisma. Sąd teraz sprawdza, czy złożenie pozwu zbiorowego jest zasadne, czy nasi klienci mogli skorzystać z tego trybu, czy raczej powinni kierować indywidualne pisma. Już niebawem, czyli na przełomie 2014 i 2015 roku, zapadnie rozstrzygnięcie w tej sprawie. Potem jego oceną merytoryczną zajmie się sąd – mówi Maciej Broniecki, radca prawny z Kancelaria Radcy Prawnego Tomasz Dauerman, pełnomocnik studentów.
Kłopotliwa data
W pozwie absolwenci wskazali, że pobranie opłaty za obronę po 1 stycznia 2012 r. było działaniem bezprawnym i bezpodstawnym.
„Egzamin dyplomowy jest bowiem integralną częścią toku studiów, a jego zaleczenie warunkuje ich ukończenie. W związku z tym nie można domagać się, innych niż czesne, opłat związanych z weryfikowaniem wiedzy, kompetencji i umiejętności. To stanowisko zostało uwzględnione przy wprowadzaniu tzw. katalogu opłat zakazanych, który wszedł w życie 1 stycznia 2012 r.” – czytamy w pozwie.
Z tą interpretacją nie zgadza się uczelnia.
– Prawo nie może działać wstecz. Ten przepis dotyczy osób, które podpisały umowę z uczelnią dopiero od 1 stycznia 2012 r., a nie wcześniej. Tamtych obowiązują ówczesne regulacje, a wtedy nie było katalogu opłat zakazanych – stwierdza w rozmowie z DGP dr Dariusz Kotłowski, pełnomocnik Wyższej Szkoły Handlowej im. Króla Stefana Batorego w Piotrkowie Trybunalskim.
Do argumentacji uczelni przychyla się Ministerstwo Nauki, Szkolnictwa Wyższego.
– Postanowienia wynikające z umów zawartych z uczelniami przed 1 stycznia 2012 r. są wiążące, czyli rację ma szkoła wyższa – stwierdza krótko Łukasz Szelecki, rzecznik resortu.
Lawina wniosków
W kolejce ze złożeniem pozwu zbiorowego czekają już kolejne grupy studentów, którzy czują się oszukani przez swoje szkoły. To, czy podejmą takie działanie, uzależniają w dużej mierze od wyroku Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim.
– Sprawa nie jest jednostkowa. Na początku prowadziliśmy rejestr uczelni, które nadal pobierają opłaty, mimo że są one zakazane. Takie sygnały dotarły do nas z kilkudziesięciu szkół wyższych, ale szacujemy, że mogą one obejmować nawet 100 uczelni – informuje nas Adam Szot, rzecznik praw studenta.
Dodaje, że niektóre szkoły po interwencji rzecznika same się wycofywały z pobierania pieniędzy. Nadal jednak jest liczne grono poszkodowanych, którzy są zmuszani do uiszczania różnego rodzaju opłat, choćby za rejestrację na następny semestr.
RPS uzupełnia, że już w tej chwili jest wiele osób zainteresowanych złożeniem kolejnego pozwu.
– Dla nas to bardzo ważna sprawa, ponieważ może odstraszyć uczelnie przed podobnymi praktykami. Ponadto jeżeli ten spór zostanie wygrany, to w skali kraju łączne roszczenia mogą wynosić miliony złotych – mówi Piotr Müller, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Na orzeczenie czekają też rektorzy.
– Przecież uczelnia musi planować swoją gospodarkę finansową. Nie jest dopuszczalne, ale pozbawiać ją zysków, na które liczyła w momencie zawierania umów ze studentami. Przecież kalkulowała, ile ją będzie kosztowało kształcenie. Dlatego wedle naszej opinii uczelnie powinny mieć prawo pobierać te opłaty, jeśli kontrakty były zawarte przed 1 stycznia 2012 r. – mówi prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.