Oświatowe związki zawodowe znalazły sposób na wójtów, którzy chcą oszczędzać i zmniejszać wydatki ponoszone na wynagrodzenia dla nauczycieli. Przekonują wojewodów, aby ci złożyli wniosek do premiera o ich odwołanie z funkcji.
Samorządowcy, którzy za wszelką cenę próbują szukać oszczędności w oświacie i decydują się na przekazywanie szkół gminnym spółkom komunalnym lub stowarzyszeniom rodziców, aby nie stosować Karty nauczyciela, powinni mieć się na baczności.
Związki przy pomocy wojewodów próbują pozbawiać funkcji tych lokalnych działaczy, którzy chcą zmniejszyć wydatki na płace nauczycieli. Pierwszy na takie działanie zdecydował się wojewoda opolski, który podpisał już wniosek do premiera o odwołanie wójta Skarbimierza. Zarzuca mu wielokrotne naruszenie prawa oświatowego i niewłaściwe zarządzanie szkołami.
– To jest pierwszy taki wniosek do szefa rządu o odwołanie kierownika jednostki ze swojej funkcji z tego właśnie powodu – wylicza Jacek Szopiński, rzecznik prasowy wojewody opolskiego.
Tłumaczy, że wójt był przez organ nadzorczy wielokrotnie wzywany do usunięcia uchybień, ale bezskutecznie.
Wójt jednak odpiera zarzuty.
– Według mnie placówki niewłaściwie liczyły nauczycielom godziny ponadwymiarowe. Co więcej, zlecona przeze mnie kontrola wskazała, że część z nich nie była realizowana – podkreśla Andrzej Pulita, wójt gminy Skarbimierz. Dodaje, że przez takie działania samorząd w ostatnich trzech latach niepotrzebnie wydał około 0,5 mln zł.
– Mam nadzieję, że moje argumenty przekonają premiera, aby nie odwoływał mnie z tej funkcji. Przecież rolą samorządowca jest szukanie oszczędności, a nie przepłacanie za pracę nauczycieli – argumentuje.
Wojewoda wskazuje natomiast, że w latach 2011–2013 wójt niezgodnie z prawem odwoływał dyrektorów oraz ich powoływał. Zaznaczył też, że naruszenia prawa są stwierdzone w dziewięciu rozstrzygnięciach nadzorczych, potwierdzonych przez sądy administracyjne.
– Organ nadzorczy pod naciskiem oświatowych związków doprowadził do zaskarżania do sądu podejmowanych przeze mnie zarządzeń – wyjaśnia Andrzeja Pulita.
Przyznaje, że najczęstszy zarzut sprowadzał się do tego, że za słabo uzasadniał podejmowane przez siebie decyzje.
Oświatowe związki chcą, aby podobnie postępowały wszystkie organy nadzorcze.
– Mamy nadzieję, że pozostali wojewodowie, w tym lubelski, zachodniopomorski, podlaski i podkarpacki, którzy nie reagują na łamanie przez samorządowców prawa, pójdą śladami opolskiego – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP).
Za przykład podaje wójta gminy Darłowo, który przekształcił szkoły w 2008 r. bez wcześniejszej likwidacji, co wtedy nie było prawnie możliwe.
– W takiej sytuacji powinien natychmiast reagować wojewoda. Bez winy nie jest też Ministerstwo Edukacji Narodowej, które przyznaje, że wskazane przez związek przypadki są łamaniem prawa, ale nic więcej nie robi – oburza się prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Z kolei samorządy uważają, że takie działania mają pełnić role ich zastraszenia ze strony organów nadzorczych.
– Wojewoda postąpił bardzo nieracjonalnie, bo wójta mogą przecież odwołać mieszkańcy, jeśli nie są z niego zadowoleni. Nie uważam też, aby przegrane sprawy przed sądem były podstawą do zakończenia przez niego pracy – uważa Krystyna Mikołajczuk-Bohowicz, wójt gminy Repki (woj. mazowieckie).