Na blisko 14 tys. szkół podstawowych zaledwie 3,5 tys. złożyło wnioski o udział w pilotażowym programie „Cyfrowa szkoła”. Część z nich nie mogła się o takie wsparcie ubiegać, nawet gdyby chciała, bo samorządy nie mają pieniędzy na wkład własny. Są też placówki, które nie spełniają określonych standardów związanych z szerokopasmowym internetem.
Wyłonią najlepszych
Do wczoraj wojewodowie mieli czas na wyłonienie kilkunastu szkół ze swoich regionów do udziału w pilotażowym programie ich cyfryzacji. Dziś wyników prac specjalnych zespołów można już szukać na stronach urzędów (w biuletynie informacji publicznej). Pierwsze pomoce dydaktyczne, m.in. w formie tabletów, mają trafić do szkół w październiku.
– Potrzebujemy tablic multimedialnych i innych pomocy dydaktycznych, o które nie śmiemy nawet prosić, bo znvamy sytuację finansową organu prowadzącego. Już teraz brakuje nam około 200 tys. na zakup niezbędnego sprzętu – mówi Ewa Józefowicz, dyrektor Gimnazjum nr 21 w Gorzowie Wielkopolskim.
Dodaje, że pilotaż „Cyfrowa szkoła”, choć jest szczytną ideą, jest wprowadzany bez wcześniejszego sprawdzenia, czy placówki będą mogły z nowych rozwiązań korzystać.
Mała przepustowość
Samorządy przyznają, że program na razie nadaje się do wdrożenia w dużych miastach, gdzie nie ma problemu z szerokopasmowym internetem.
– Największą bolączką na wsiach jest dostęp do szybkich łączy. Bardzo często prędkość internetu nie przekracza jednego mega – przyznaje Zenon Szewczyk, członek komisji rewizyjnej w Radzie Gminy Spytkowice.
Dyrektorzy obawiają się, że tablety mogą stać się bezużyteczne, jeśli np. wczytywanie stron internetowych będzie spowolnione.
– Dlatego jestem zwolenniczką zakupu komputerów stacjonarnych podłączonych do sieci. Wtedy mogliby z nich korzystać uczniowie również na lekcjach informatyki – mówi Ewa Józefowicz.
Dodaje, że spowolniony internet może skutecznie zniechęcać nauczycieli i uczniów do takiej formy prowadzenia zajęć.
Konieczne szkolenie
„Cyfrowa szkoła” to wyzwanie również dla nauczycieli. Ci starsi już alarmują, że mogą sobie nie poradzić z realizacją zajęć przy wykorzystaniu nowoczesnego sprzętu (szczególnie tabletów).
– Rozumiem obawy nauczycieli i dlatego zamierzam im pomoc. Na przykład lekcje polskiego poprowadzi dwóch nauczycieli – polonista i informatyk, który zapewni mu wsparcie przy obsłudze tabletu czy komputera – mówi Beata Dzięcioł, dyrektor Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Tłuszczu.
Pieniądze na szkolenia prowadzących zajęcia obiecał resort edukacji. Łącznie 167 mln zł ze środków UE miało być przekazanych na doskonalenie nauczycieli i wsparcie szkół. Na razie ośrodki doskonalenia zawodowego nic nie wiedzą o tym, że mają szkolić pedagogów z obsługi komputerów i prowadzenia zajęć w formie elektronicznej.
Problemu nie byłoby, gdyby kandydaci podczas egzaminu na nauczyciela mianowanego byli weryfikowani ze znajomości obsługi komputerów. Komisje egzaminacyjne jednak tego nie sprawdzają. Wszystko sprowadza się do autoprezentacji. A przecież nauczyciele, według ministerialnych standardów kształcenia, powinni znać jeden język obcy, posługiwać się komputerem, korzystać z internetu i uczyć dwóch przedmiotów. Te wymogi bardzo często są martwe i widnieją jedynie na papierze.
Wciąż bez e-dzienników
Niechęć części nauczycieli do elektronicznych nowinek była już znana wcześniej. Od trzech lat oceny i uwagi o uczniu mogą być wpisywane wyłącznie do elektronicznych dzienników lekcyjnych. Szkoły mogły prowadzić je już wcześniej, ale tylko wraz z ich papierową wersją. Resort edukacji, zmieniając w ten sposób przepisy, zachęcał szkoły do prowadzenia e-dzienników. Przed trzema laty korzystało z nich zaledwie 0,3 proc. szkół.
– Obecnie nie prowadzimy żadnego rejestru i nie dysponujemy tego typu danymi. Przypuszczam, że odsetek szkół korzystających z e-dzienników jednak się zwiększył – mówi Bożena Skomorowska z Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Przy wprowadzaniu takich rozwiązań dyrektorzy szkół często przegrywają w starciu z radą pedagogiczną. To właśnie ona ma decydujące zdanie, czy wprowadzać elektroniczną wersję dzienników, czy też pozostawić wszystko po staremu.
– Nauczyciele są niechętnie usposobieni do e-dzienników, bo wymagają więcej pracy i bieżącego wypełniania. A w przypadku formy papierowej nie ma tego problemu – mówi Marek Pleśniar, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Tłumaczy, że starsi nauczyciele, którzy nie śledzili na bieżąco nowinek technicznych, stawiają największy opór przy ich wprowadzaniu.
– Nie mamy elektronicznych podręczników, ale w 2015 roku zamierzamy je wprowadzić – mówi Beata Dzięcioł.
Brak stanowisk pracy
O komputery dopytują się również oświatowe związki zawodowe. Samorządy od ponad roku mają obowiązek wyposażyć w nie stanowiska pracy dla nauczycieli.
– Rzeczywistość wygląda tak, że w pokoju nauczycielskim jest tylko jeden komputer z dostępem do internetu. Nauczyciele, jeśli chcą coś sprawdzić, muszą swoje odczekać – mówi Andrzej Antolak z Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Dyrektorzy szkół i samorządowcy obawiają się więc, że pilotaż „Cyfrowej szkoły” może okazać się takim samym fiaskiem jak masowe wdrożenie e-dzienników. Może się bowiem potwierdzić, że ani placówki, ani nauczyciele jeszcze długo nie będą gotowi na prowadzenie zajęć tylko z wykorzystaniem nowoczesnych technologii. O ile jednak pilotaż ma kosztować tylko 50 mln zł, o tyle na wieloletni plan cyfryzacji szkół rząd zamierza przeznaczyć docelowo 1,8 mld zł.