Sukces lub porażka „Cyfrowej szkoły” będą kwestią przypadku
Środowisko informatyczne miażdży projekt rozporządzenia MEN, zgodnie z którym już za kilka tygodni ma ruszyć pilotażowy program „Cyfrowa szkoła”. Zakłada on, że do wybranych, a potem do wszystkich szkół podstawowych, ma trafić sprzęt niezbędny do nauki z wykorzystaniem technologii informacyjno-komunikacyjnych. Eksperci wskazują, że rozporządzenie jest tak nieprecyzyjne, że szkoły w ramach tego programu zamiast np. laptopów mogą zakupić aparat fotograficzny czy odtwarzacz multimedialny.
Środowisko informatyczne miażdży projekt rozporządzenia MEN, zgodnie z którym już za kilka tygodni ma ruszyć pilotażowy program „Cyfrowa szkoła”. Zakłada on, że do wybranych, a potem do wszystkich szkół podstawowych, ma trafić sprzęt niezbędny do nauki z wykorzystaniem technologii informacyjno-komunikacyjnych. Eksperci wskazują, że rozporządzenie jest tak nieprecyzyjne, że szkoły w ramach tego programu zamiast np. laptopów mogą zakupić aparat fotograficzny czy odtwarzacz multimedialny.
Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji ostrzega, że zaproponowane przez MEN definicje pomocy dydaktycznych są zbyt enigmatyczne i ogólne. „Już samo sformułowanie »przenośny komputer lub inne urządzenie mobilne mające funkcje komputera« może oznaczać przecież nie tylko laptop czy tablet, ale także smartfon, czytnik e-booków, konsolę do gier, a nawet aparat fotograficzny” – wskazuje PIIiT. Polskie Towarzystwo Informatyczne bardzo ostro ocenia braki dotyczące kwestii ochrony sprzętu i jego połączenia z internetem. – Ostatnie wydarzenia związane z zabezpieczeniami witryn rządowych udowodniły, że jest to problem, którego nie można bagatelizować – mówi Janusz Dorożyński z PTI. Dodaje, że w projekcie rozporządzenia zapomniano o tak podstawowych kwestiach jak wymóg posiadania oprogramowania antywirusowego.
/>
Roman Lorens, trener e-learningu i dyrektor jasielskiego liceum ogólnokształcącego, wskazuje na bardziej prozaiczne problemy. – Największą słabością tego projektu jest to, że uczniowie otrzymują urządzenia mobilne z dostępem do internetu, jednocześnie nie otrzymując treści, do których wykorzystania te urządzenia mogą być pomocne. Nie mając e-podręczników, ograniczą się do korzystania z tego, co niesie im sieć – podkreśla Lorens. W podobnym tonie wypowiada się PIIiT. Wskazuje, że zabrakło przepisów, które wskazywałyby, że sprzęt zakupiony przez szkoły będzie umożliwiał korzystanie z dotychczasowego dorobku edukacyjnego, czyli np. pozwoli łączyć się z portalem Scholaris lub korzystać z multimedialnych treści edukacyjnych np. Centrum Nauki Kopernik czy Narodowego Instytutu Audiowizualnego. PIIiT ostrzega, że „wiele urządzeń mobilnych nie potrafi odtwarzać ich wcale lub odtwarza je nieprawidłowo”. Jak zwykle pojawiają się problemy natury finansowej.
– MEN wskazało, że wraz ze sprzętem pojawią się w szkołach e-koordynatorzy i nauczycielskie zespoły samokształceniowe, które wspierać mają dyrektora szkoły i nauczycieli w organizacji pracy szkoły z zakupionym sprzętem – mówi Roman Lorens. Problem w tym, że nie wiadomo, kto zapłaci za ich dodatkową pracę. Do tego niejasna jest kwestia zasilania komputerów czy przepustowości sieci i szybkości łączy.
Następna słabość: program przewiduje, że szkoły dostaną wsparcie finansowe na zakup pomocy dydaktycznych. A także na zainstalowanie, uruchomienie i zintegrowanie zakupionego sprzętu i urządzeń oraz przeprowadzenie technicznego szkolenia nauczycieli z funkcji i obsługi sprzętu. Eksperci przekonują, że samorządy będą miały problem z oszacowaniem kwoty przetargu na te czynności. Tymczasem projekt zakłada, że do 6 kwietnia zgłoszą wojewodzie, ile pieniędzy potrzebują. Jednym z zagrożeń jest fakt, że szkoły zakupią sprzęt, kierując się głównie ceną. – Cwaniaków, którzy mogliby wcisnąć szkołom złom, taki jak np. tablety po 50 dolarów, nie brakuje. Taka wpadka mogłaby zaowocować tym, że na lata pogrzebano by dalsze prace nad informatyzacją szkół – ocenia Michał Jaworski, wiceprezes PIIiT. MEN pomimo ostrej krytyki przekonuje, że projekt trafi pod obrady rządu jeszcze pod koniec lutego. Jeżeli tak się nie stanie, to konsekwencje będą dotkliwe. „Cyfrowa szkoła” jest pierwszym od lat projektem informatyzacji edukacji, który zaszedł tak daleko w pracach rządowych. – Jeżeli nie zostanie dobrze przygotowany, sukces lub porażka będą kwestią przypadku – podkreśla Jaworski.
Zapowiedzi ciągle bez pokrycia
2006 r. NIK alarmowała o nieprawidłowościach związanych z programem dotyczącym wyposażania szkolnych pracowni komputerowych. MEN przelało na konta wykonawców 400 mln zł, tymczasem okazało się, że wiele pracowni istniało jedynie na papierze. W 2007 r. NIK ponownie informowała o problemach MEN z informatyzacją szkół. Z 1,3 mld zł przeznaczonych na ten cel resort wydał jedynie jedną trzecią. W 2008 r. Donald Tusk powiedział, że od września 2009 r. do każdego gimnazjalisty trafi spersonalizowany komputer. Skończyło się na zapowiedziach. Pomysł wrócił w ub.r. Netbooki miały trafić w ręce pierwszoklasistów z gimnazjum. Efekt? Ponowne fiasko.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama