Jak nigdy wcześniej temat organizacji edukacji zajmuje wszystkich, bo trudno przewidzieć, jak długo szkoły pozostaną zamknięte. W tej sytuacji pedagodzy i rodzice są zmuszeni, często ad hoc, sami organizować lekcje online.
Ten brak przygotowania państwa do prowadzenia nauczania zdalnego przekłada się na różnice w dostępie do nauki i jakość edukacji domowej. Badacze przekonują, że powstałe w ciągu kilku miesięcy zaległości mogą nie zostać już przez uczniów nadrobione.
Zespół Alison Andrews z Institute for Fiscal Studies zbadał, jak z perspektywy rodziców i dzieci wygląda zdalna edukacja w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że w zamożnych rodzinach uczniowie spędzają średnio 5,8 godziny dziennie na nauce, a ich koledzy z biedniejszych rodzin – 4,5 godziny. Wydaje się, że różnica jest niewielka. Ale w perspektywie trzech miesięcy zamknięcia szkół, to łącznie ponad dwa tygodnie (z sobotami i niedzielami), w których jedne dzieci się uczą, a drugie nie. A wystarczy zaledwie jedna godzina tygodniowo (!) dodatkowej nauki, jak przekonują badacze IFS, by różnice w umiejętnościach były znaczące.
To nie wszystko – zamożni rodzice znacznie częściej deklarują, że ich dzieci mają dostęp do interaktywnych źródeł zdalnej edukacji, takich jak zajęcia online czy indywidualne spotkania wideo z nauczycielami oraz korepetytorami. Z takich możliwości nie może skorzystać ponad połowa uczniów szkół podstawowych z biedniejszych rodzin. Wreszcie, w zamożnych domach znacznie częściej rodzice deklarują, że czują się na siłach pomagać dzieciom w nauce.
Do podobnych wniosków doszedł Thijs Bol (Uniwersytet Amsterdamski), który badał zdalną naukę w Holandii. Ustalił, że zamożność gospodarstwa domowego w znaczący sposób przekładała się na dostęp do komputera czy innych urządzeń elektronicznych, które mogą służyć do nauki, a także na czas poświęcany przez rodziców na pomoc dzieciom. Nie bez znaczenia był też poziom wykształcenia rodziców: ci po studiach nie tylko częściej mieli poczucie, że są w stanie pomóc dzieciom, lecz także faktycznie znajdowali na edukację domową znacząco więcej czasu. W Danii analogiczne nierówności zaobserwowano dla częstotliwości wypożyczania online książek dla dzieci i młodzieży.
Pandemia otworzyła nowy rozdział edukacji elektronicznej. Andrew Bacher-Hicks, Joshua Goodman (Uniwersytet Bostoński) i Christine Mulhern (Uniwersytet Harvarda) przeanalizowali dane dotyczące poszukiwania w internecie materiałów do edukacji zdalnej. Zaobserwowali powszechny i znaczący (średnio dwukrotny) wzrost zainteresowania nauką online wśród amerykańskich rodziców i dzieci w czasie lockdownu. Tutaj ponownie widoczne są jednak znaczące różnice ze względu na majętność i wykształcenie rodziców.
Trudne czasy wymagają trudnych i kosztownych decyzji – podejmując je, warto mieć na uwadze długofalowe koszty. Strach przed chorobą i skojarzenie jej rozprzestrzeniania się z dużymi skupiskami ludzi, jakimi są szkoły, są naturalne. Ale konsekwencje zamknięcia stacjonarnej edukacji mogą być poważniejsze, niż jesteśmy to sobie na dziś w stanie wyobrazić. Wiele państw jako priorytetowe traktuje niedopuszczenie do kolejnego edukacyjnego lockdownu. U naszych zachodnich sąsiadów mimo działających szkół udaje się utrzymać pandemię pod kontrolą. Jednak Niemcy wdrożyli wiele szczegółowych procedur sanitarnych, ograniczyli biurokrację, przygotowali się do pandemicznej jesieni i zimy w szkole – i trzymają się narzuconego reżimu. Bo o to, żeby edukacja była naprawdę powszechna i równa, zadbać musimy my wszyscy.