Policja przesłuchuje studentów Uniwersytetu Śląskiego w sprawie skargi złożonej na jedną z wykładowczyń. Władze uczelni są zaniepokojone.
Chodzi o głośny przypadek prof. Ewy Budzyńskiej, której konserwatywne poglądy nie spodobały się studentom. W konsekwencji uruchomiona została wobec niej procedura dyscyplinarna.
Sprawa wyszła jednak poza mury uczelni. Organy ścigania przesłuchują bowiem studentów, którzy zdecydowali się wnieść skargę. Budzi to niepokój władz UŚ. Tym bardziej że czynności organów ścigania podejmowane są w czasie, gdy toczy się postępowanie na uczelni, co może być odbierane jako ingerencja w jej autonomię. W mediach zaczęły pojawiać się doniesienia o kilkugodzinnych przesłuchaniach studentów UŚ.
Komenda Miejska Policji w Katowicach stanowczo temu zaprzecza. Agnieszka Żyłka, rzeczniczka tamtejszej policji, w odpowiedzi na pytanie DGP przyznała, że jest prowadzone dochodzenie, nadzorowane przez Prokuraturę Rejonową Katowice Południe, w związku ze złożeniem zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 235 k.k. Zgodnie z tym przepisem osoba, która przez tworzenie fałszywych dowodów lub inne podstępne zabiegi kieruje przeciwko innej osobie ściganie o przestępstwo, wykroczenie lub przewinienie dyscyplinarne, albo w toku postępowania podejmuje takie działania, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.
Jak zaznacza Agnieszka Żyłka, zawiadomienie zostało złożone po doniesieniach medialnych przez osobę prywatną, która nie jest związana z żadną ze stron postępowania.
– Strony uczestniczące w czynnościach mają status świadka i są poinformowane o przysługujących im prawach, obowiązkach, a także powodzie wezwania – mówi Agnieszka Żyłka. Wskazuje przy tym, że zgodnie z art. 87 par. 1 k.p.k. strona inna niż oskarżona może ustanowić pełnomocnika. Jak dodaje, z tego uprawnienia skorzystała w pierwszej kolejności prof. Budzyńska, a także studenci. Podkreśla jednocześnie, że postępowanie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutów.