Wchodzenie w buty związków zawodowych, a nawet krok w kierunku wyrugowania ich ze szkół wyższych. Nowa instytucja na uczelniach wywołuje wiele emocji.
DGP
Rzecznik praw i wartości akademickich to nowy organ w systemie szkolnictwa wyższego, który na mocy nowych statutów wprowadzają niektóre uczelnie w Polsce.
– Pierwszy „academic ombuds man” zostanie wybrany u nas do końca kwietnia 2020 r. – wyjaśnia prof. Tomasz Pietrzykowski, prorektor ds. współpracy międzynarodowej i krajowej Uniwersytetu Śląskiego, współautor statutu tej uczelni oraz uczestnik międzyuczelnianego zespołu ekspertów opracowującego koncepcję statutu 2.0.
Jak wyjaśnia profesor, na UŚ ma on zajmować się sprawami dotyczącymi kadry akademickiej, sygnalizować organom uczelni dostrzeżone nieprawidłowości oraz domagać się podjęcia działań zmierzających do ich usunięcia. Ma zatem pełnić rolę swego rodzaju wewnętrznego sygnalisty. Na wniosek pracownika ma też uczestniczyć np. w dotyczącym go postępowaniu dyscyplinarnym.
– Rzecznik może zajmować się teoretycznie wszystkimi sprawami pracowników, gdyż nie jest formalnie ograniczony zakresem podejmowanych interwencji. Jednak ze swojej istoty obszarem jego zainteresowania powinny być raczej problemy nie tyle ogólnopracownicze, ile związane z specyfiką funkcjonowania pracowników jako badaczy i dydaktyków, które organizujemy w uczelni w dużej mierze zupełnie inaczej niż dotąd – wyjaśnia prof. Pietrzykowski.
Jak dodaje, ostatecznie wszystko wyjaśni się w praktyce.
Nowy organ ma pojawić się też na Uniwersytecie Jagiellońskim do 31 grudnia 2020 r. Jego powołanie rozważa obecnie też Uniwersytet Rzeszowski, a Uniwersytet w Białymstoku nie wyklucza tego w przyszłości.

Zmiany wymusiła reforma

Academic ombudsman funkcjonuje np. na Harvardzie. W Polsce to nowość. Jak tłumaczy prof. Tomasz Pietrzykowski, stało się to za sprawą statutu 2.0, w którym pojawił się on po raz pierwszy. Jest to zbiór przykładowych rozwiązań mających wspierać uczelnie we wdrażaniu przepisów Konstytucji dla nauki (Dz.U. z 2018 r. poz. 1668 ze zm.), taka ściągawka dla zainteresowanych, nad którą pracował zespół badaczy i praktyków w obszarze zarządzania instytucjami akademickimi.
– Miał on wyjść naprzeciw niektórym obawom, które pojawiały się w związku z ustawą – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Nowe przepisy sprzyjają wzmocnieniu władzy rektora poprzez m.in. powoływanie i odwoływanie wszystkich osób pełniących w uczelni funkcje kierownicze. Co w przypadku konfliktu z administracją uniwersytecką stawiałoby pracownika w trudniejszej niż dotąd sytuacji. Rzecznik ma być zatem takim buforem zapewniającym wsparcie, gdy po stronie uczelni pojawiałyby się jakieś nieprawidłowości – wyjaśnia prof. Pietrzykowski.

Związkowcy przeciwni

Negatywnie do nowej instytucji podchodzą jednak związki zawodowe.
– Powołanie rzecznika praw i wolności akademickich to wchodzenie w buty związków zawodowych. My generalnie prawidłowo wypełniamy swoje zadania i mamy do tego odpowiednie instrumenty. Współpracujemy np. z organami uczelni w kwestiach dotyczących pracowników na podstawie przepisów ustawy o związkach zawodowych. Natomiast kodeks pracy stanowi, że przedstawiciele związków wchodzą w skład komisji pojednawczych na uczelniach, które mają za zadanie doprowadzenie do polubownego załatwienia sporu pracownika (naukowca) z pracodawcą (uczelnią). Nowy organ nie jest tu potrzebny – mówi Janusz Rak, prezes Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP.
Bardziej dosadny jest z kolei dr Marek Kisilowski z Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”.
– Podczas prac nad ustawą 2.0 było słychać postulaty władz uczelni, dotyczące wyłączenia szkół wyższych z ustawy o związkach zawodowych. Pojawienie się na niektórych z nich rzecznika praw i wartości akademickich jest krokiem w kierunku faktycznego wyrugowania związków zawodowych ze szkół wyższych – uważa związkowiec.
Jak wskazuje, już teraz na wielu uczelniach władze umyślnie nie realizują zagwarantowanych przepisami uprawnień związków zawodowych.
– Nie uzgadniają z nimi kwestii funduszu wynagrodzeń pracowników, regulaminów pracy, nie dopuszczają przedstawiciela związku do postępowania przeciwko pracownikowi – wskazuje Marek Kisilowski.
Zwraca jednocześnie uwagę, że podobnie sytuacja wygląda ze społecznym inspektorem pracy, który funkcjonuje na uczelniach tak jak w innych zakładach pracy pod nadzorem związków. Może on kontrolować m.in. przestrzeganie przepisów prawa pracy u danego pracodawcy.
– Jego rola na uczelniach jest jednak często ograniczana wyłącznie do spraw bhp. Właśnie jego obowiązki przejmie rzecznik – uważa związkowiec.
Innego zdania są jednak przedstawiciele uczelni.
– Ja jestem przeciwko monopolizowaniu ochrony pracownika. Idąc tą logiką, można powiedzieć, że powinien być tylko jeden związek zawodowy, bo inne będą z nim konkurować w ochronie pracowników. Punkt ciężkości działalności rzecznika będzie zapewne istotnie różny od działalności związków, nie widzę więc tu jakiegoś szczególnego zagrożenia, choć oczywiście życie to zweryfikuje. My będziemy uważnie monitorować sytuację, związki zapewne także – wyjaśnia prof. Tomasz Pietrzykowski.
Janusz Rak argumentuje też, że rzecznik nie jest niezależny od władz uczelni tak jak związki. To kolejny argument za tym, że jego powołanie nie jest dobrym pomysłem.
Profesor Pietrzykowski przekonuje jednak, że uczelnia zabezpieczyła niezależność rzecznika tak, jak to tylko było możliwe.
– Ta osoba będzie wybierana przez senat, a rektor co do zasady nie będzie miał wpływu na jego sytuację, także jako pracownika uczelni. Będzie korzystał z silnych, statutowych gwarancji, choć oczywiście niezależność jest ostatecznie również w jakieś mierze kwestią indywidualnej osobowości. Rzecznika jednak wybiera senat, a kandydować na tę funkcję może praktycznie każdy nauczyciel akademicki o odpowiednim stażu. Dodatkowo kadencja rzecznika jest dłuższa niż rektorska – wyjaśnia.