Szkół mistrzostwa sportowego przybywa, na zawodach nasi zawodnicy z reguły nie należą do faworytów. Nie każdy, kto uczęszcza do SMS-ów, zostanie drugim Robertem Lewandowskim czy następczynią Justyny Kowalczyk.
Zanim Dorota Rabczewska została Dodą, w dzieciństwie i jako nastolatka trenowała lekkoatletykę. Na Mistrzostwach Polski Juniorów w 1997 r. zdobyła brąz w biegu na 100 m. Do tego złoto w zawodach mistrzostw szkolnych szczebla wojewódzkiego – w biegach na krótkich dystansach, w skoku w dal i w pchnięciu kulą. Ale ostatecznie sport pomógł jej zostać piosenkarką. – Dał mi fundamenty, na których oparłam karierę: samodyscyplinę, wytrwałość w dążeniu do celu, odporność – opowiada Doda.
Jej pierwszym trenerem był tata – Paweł Rabczewski, sztangista, który zajął 6. miejsce na igrzyskach olimpijskich w Moskwie. Mimo rodzinnych tradycji oraz ukończenia sportowego ogólniaka, córka nie poszła w ślady ojca. – Wybrałam muzykę chyba z powodu kobiecej próżności. Światła reflektorów, MTV, różowe ciuchy, fani. A jak się ma duży biceps i wygrywa z facetami, to chłopaki nie chcą chodzić z tobą randki – żartuje Doda.
Nie ma co gdybać, co by było, gdyby postawiła na sport. I czy odnosiłaby sukcesy takie jak przed wojną w pchnięciu kulą Halina Konopacka.
Sport masowy w elitarnej szkole
Według danych resortu edukacji z września 2018 r. Szkół Mistrzostwa Sportowego (SMS) było 212. Ta liczba rośnie, jeśli dodać do niej placówki, które posiadają jednocześnie oddziały sportowe oraz mistrzostwa sportowego – takich jest 75. Oddziały sportowe mogą powstawać w podstawówkach oraz szkołach ponadpodstawowych i prowadzić szkolenie w jednej lub kilku dyscyplinach w co najmniej trzech kolejnych klasach danej szkoły dla minimum 20 uczniów. SMS-y składają się co najmniej z jednego takiego oddziału i szkolą młodzież w większym wymiarze godzinowym tygodniowo (min. 16 godz.) niż szkoły sportowe (min. 10 godz.).
Pracownicy Zespołu Sportu Młodzieżowego z Instytutu Sportu – Państwowego Instytutu Badawczego podają inne dane dotyczące liczby SMS-ów. – Szkół pozostających pod kuratelą związków sportowych jest 64. Wyłączamy z tego grona placówki stworzone przez profesjonalne kluby gier zespołowych, bo te są pomyślane jako ich zaplecze. Istnieją też SMS-y powoływane np. przez samorządy lub inne organizacje, ale nie są pod nadzorem polskich związków sportowych – wyjaśnia Jan Żółkiewski z Instytutu Sportu.
Dlatego szkół mistrzostwa sportowego przybywa. Trzy lata temu rozpoczęto nabór do otwieranej placówki gimnazjalnej w Ustce. Utworzono cztery klasy sportowe, w których szkolą się piłkarze nożni i ręczni, pływacy oraz lekkoatleci. Półtora roku temu podobna szkoła powstała w Tychach. Mają z niej wyjść następcy Roberta Lewandowskiego, ale w planie lekcji – poza kopaniem piłki – przewidziano również zajęcia z psychologiem sportowym, dietetykiem oraz pływanie. W tym samym czasie co tyski SMS zainaugurowała działalność niepubliczna szkoła o podobnym profilu w Częstochowie. Chce być elitarna, choć postawiła na masową piłkę nożną. Z kolei w ubiegłym roku X LO im. Józefa Wybickiego w Kielcach przekształcono w SMS. Miasto miało już jedną szkołę sportową zajmującą się doskonaleniem warsztatu młodych szczypiornistów, ale chciało stworzyć placówkę publiczną, która pozwoliłaby zwiększyć liczbę zajęć sportowych z 3 do 20 w tygodniu oraz zorganizować je w mniejszych grupach.
Jedne SMS-y powstają, drugie walczą o przetrwanie. Sześć lat temu czarne chmury zebrały się nad szkołą w Policach, która szkoli młode siatkarki z całej Polski. Władze powiatowe wstrzymywały nabór do szkoły, przebąkiwano o likwidacji placówki z powodu zbyt wysokich kosztów utrzymania. Wątpliwości zgłosiło też Ministerstwo Edukacji Narodowej, zwracając uwagę, że licealny SMS nie może funkcjonować równolegle w jednym zespole szkół z liceum ogólnokształcącym, bo taka formuła była niezgodna ze stanem prawnym w momencie zakładania SMS. Ostatecznie lokalny samorząd podpisał umowę z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej na prowadzenie w szkole w Policach Siatkarskiego Ośrodka Szkoleniowego i SMS został ocalony.
Bić rekordy, liczyć całki
Z raportu „Szkolenie młodzieży uzdolnionej sportowo w Polsce” opracowanego na zlecenie Ministerstwa Sportu i Turystyki (MSiT) wiemy, że w ciągu ostatnich lat coraz więcej uczniów kształci się w oddziałach mistrzostwa sportowego. W roku szkolnym 2014–2015 z takiego szkolenia skorzystało 10,5 tys., obecnie to 14 tys. Aż o połowę wzrosła frekwencja w SMS-ach zorganizowanych w gimnazjach.
W częstochowskiej podstawówce niepublicznej trenuje 102 uczniów. Ale zainteresowanie jest ogromne, więc uczęszcza tu młodzież z miejscowości oddalonych nawet o 50 km od miasta. Kryteria naboru są restrykcyjne. – Zgłaszają się rodzice dzieci, które nigdy nie kopały piłki, ale bardzo im zależy, aby ich pociechy zostały przyjęte. Testy kwalifikacyjne są łatwe, pod warunkiem, że dziecko miało kontakt z futbolówką. Szukamy dzieciaków o określonych predyspozycjach i z charakterem – mówi Tomasz Musiał, wiceprezes ds. szkoleniowo-sportowych Skry Częstochowa.
W SMS-ie w Jarosławiu uczy się nieco ponad 150 dzieci. Istniejąca od 2015 r. niepubliczna szkoła podstawowa połączona z gimnazjum preferuje dwie dyscypliny – tenis stołowy i piłkę nożną. Ale posiada też sekcję pływacką oraz, od niedawna, akrobatykę. Podstawą szkolenia jest zrównoważony rozwój, czyli zajęcia na poziomie wczesnoszkolnym w klasach I–III z podstaw wspomnianych czterech dyscyplin. Kiedy uczeń zdaje do IV klasy – musi już określić, jaki sport dalej chce trenować.
W SMS-ie równie ważna jest nauka, bo nie każdemu jest pisane zawodowstwo, więc trenerzy potrafią zawiesić start ucznia w zawodach, dopóki ten nie poprawi ocen. Opowieści, że do sportu garną się najgorsi, trzeba potraktować jako krzywdzący stereotyp. Nauka zwykłych przedmiotów musi iść w parze z graniem, bieganiem czy pływaniem. – Jeśli młode talenty nie otrzymają odpowiedniego wykształcenia i możliwości godzenia nauki ze sportem, będą odchodziły od sportu. Trzeba zapewnić indywidualny tok nauczania dla najzdolniejszych, sieć internatów z całodobową opieką wychowawczą oraz kompetentnych i dobrze wynagradzanych nauczycieli, którzy będą jeździć z dzieciakami na zgrupowania szkoleniowe – wylicza Włodzimierz Pazik z Instytutu Sportu i przyznaje, że być może SMS-ów jest za dużo. Wystarczyłyby dwie takie szkoły w każdym województwie. Ale elitarne, które widzą m.in. sens tworzenia jednej klasy dla pięciu uzdolnionych sportowo uczniów. Dziś ten model nie opłaca się żadnemu dyrektorowi szkoły, bo to zbyt kosztowne rozwiązanie.
Deficyt mistrzów
Działaniom szkół mistrzostwa sportowego przyjrzała się trzy lata temu NIK. Choć Izba odnotowała wzrost liczby młodych zawodników i nie dopatrzyła się też złej organizacji procesów szkoleniowych, to jednak SMS-om daleko do ideału. Kuleje proces naboru uczniów, co przekłada się na późniejsze wyniki podczas zawodów mistrzowskich. A wiadomo – w sporcie liczą się medale i rekordy. Co z tego, że sportowiec ma sponsorów, ma sprzęt, ma bazę treningową, skoro nie ma osiągnięć? NIK zwróciła uwagę, że w latach 2013–2015 aż 568 uczniów spośród 1012 objętych szkoleniem w sportach zespołowych (reprezentantów w hokeju na lodzie, koszykówce i piłce ręcznej) nie zdobyło żadnego medalu na zawodach rangi mistrzostw świata czy Europy. Takim samym dorobkiem „popisali się” zawodnicy ośmiu sportów indywidualnych: akrobatyki sportowej, badmintona, biathlonu, gimnastyki, łyżwiarstwa figurowego, snowboardu, saneczkarstwa i żeglarstwa.
Jak wykazała NIK, prawie co piąty uczeń nie wziął udziału w zaplanowanych zawodach bądź nie uzyskał zamierzonych wyników. I ten trend niestety się wzmagał – w 2013 r. odsetek takich uczniów wynosił 15 proc., a dwa lata później już 22 proc. Być może częściową odpowiedzią na pytanie jest problem z ciągłością nauczania w SMS-ach. Ponad połowa absolwentów podstawówek nie kontynuowała nauki w sportowym gimnazjum, około dwie trzecie absolwentów gimnazjów nie zdecydowało się pójść do liceum dla przyszłych profesjonalnych piłkarzy, siatkarzy czy pływaków. Ale nawet sportowa matura nie czyni jeszcze z ucznia zawodowca, skoro 60 proc. młodych ludzi z wykształceniem średnim predestynowanych do biegania po bieżni czy boisku nie uprawia później wyczynowego sportu.
– Rodzice powinni mieć świadomość, że ich pociechy nie zawsze będą uprawiać sport na najwyższym poziomie. Nie możemy oszukiwać młodych ludzi, że wszyscy zostaną mistrzami olimpijskimi, ponieważ ich potencjał sportowy jest ograniczony. Ale trzeba stworzyć warunki rozwoju: jeśli jesteś perspektywiczny, idziesz na studia i dostajesz stypendium, a jeśli nie – pomagamy ci znaleźć zatrudnienie – uważa Pazik.
Czy nie za dużo młodzieży rezygnuje z wyczynowego uprawiania sportu? Dlaczego mimo rosnącej liczby SMS-ów, nie przywozimy coraz więcej medali z igrzysk olimpijskich? Cóż, system szkolenia, a więc i działania SMS-ów, daleki jest od ideału.
Po pierwsze, bolączką szkół jest trzymanie za wszelką cenę zawodników rezygnujących z wyczynowego uprawiania sportu tylko po to, żeby mogli dokończyć edukację. Po drugie, nie wszyscy trenerzy, którzy sprawdzili się w klubie, sprawdzają się na etacie nauczyciela w szkole, w której nadal pracują, bo dyrektorzy obawiają się wręczyć im wypowiedzenia. Po trzecie, dominuje myślenie „tu i teraz”, więc młodym zdolnym zawodnikom nie stawia się dalekosiężnych celów. Mają wygrać mistrzostwa w kategoriach juniorskich, bo to interesuje ich dzisiejszego trenera, którego niespecjalnie obchodzi kariera podopiecznych za kilka lat, ponieważ ktoś inny będzie ich już szkolił. Po czwarte, jest wiele dyscyplin, jak np. kajakarstwo, gdzie do czołówki trudno się przebić. W skali całego kraju funkcjonuje pięć SMS-ów, w których szkoli się 130 kajakarzy rokrocznie przywożących medale z mistrzostw świata i Europy juniorów, ale młodzi muszą czekać na swoją szansę do momentu, aż któryś z reprezentantów straci formę albo zakończy karierę.
Jest jeszcze jeden powód, który sprawia, że pod naszą szerokością geograficzną nie rodzą się na pniu przyszli złoci medaliści olimpijscy. – Dziś sport nie jest tak atrakcyjny jak kiedyś, można inaczej realizować pasje. Poza tym rodzice, szukając dzieciom szkoły, kierują się rankingami, więc niekoniecznie wybierają SMS-y. A dyrektor najlepszego liceum w małym mieście nie chce zwalniać uczniów na kilkunastodniowe obozy sportowe, bo wrócą nieprzygotowani, dostaną gorsze oceny i szkoła spadnie w rankingach – mówi Żółkiewski.
NIK w swoim raporcie wskazuje także na brak współpracy Ministerstwa Sportu z Ministerstwem Edukacji Narodowej w „zakresie efektywnego działania systemu szkolenia młodzieży”. MEN odpiera ten zarzut i mówi o rozporządzeniu z 27 marca 2017 r. „w sprawie oddziałów i szkół sportowych oraz oddziałów szkół mistrzostwa sportowego”, które zostało przygotowane właśnie we współpracy z resortem sportu. – Wskazano w nim, że we wszystkich oddziałach i szkołach sportowych oraz oddziałach i szkołach mistrzostwa sportowego realizowane jest szkolenie na podstawie programu, który opracowuje polski związek sportowy. Program zatwierdza szef Ministerstwa Sportu – tłumaczy Anna Ostrowska z biura prasowego MEN. – Ma to na celu ujednolicenie programu szkolenia, poszczególnych testów naboru lub sprawdzianów okresowych, tak aby dane z różnych szkół stały się porównywalne – dodaje Anna Ulman, rzeczniczka prasowa MSiT. Oba resorty współpracują też przy promowaniu programów Szkolnych Klubów Sportowych, zajęć pozalekcyjnych prowadzonych przez nauczycieli wychowania fizycznego. W latach 2017–2018 MSiT przeznaczył na SKS-y 95 mln zł, dzięki czemu w ciągu dwóch lat zorganizowano ponad półtora miliona zajęć dla dzieci i młodzieży w przeszło 70 dyscyplinach sportowych.
Finansowy bonus od ministra
Dotację dla szkół mistrzostwa sportowego przekazuje MEN, a jej wysokość jest ustalana corocznie. W 2019 r. przeciętna kwota dotacji na utrzymanie jednego ucznia oddziału sportowego wyniesie ok. 1120 zł, na ucznia szkoły mistrzostwa sportowego – ok. 5635 zł.
Część środków tym placówkom przekazuje także MSiT, podpisując umowy z polskimi związkami sportowymi (jest ich w sumie 70, a każdy zrzesza reprezentantów innej dyscypliny sportu, np. bokserów, golfistów, karateków, piłkarzy), które szkołą młodzież. Każdy ze związków sam decyduje, ile pieniędzy przekazać na szkolenie centralne (kadry narodowe), a ile na grupowe (w tym na szkoły mistrzostwa sportowego). Ale z raportu „Szkolenie młodzieży uzdolnionej sportowo w Polsce” wynika, że przynajmniej od pięciu lat te nakłady rosną. W 2016 r. na grupowe szkolenie przeznaczono ok. 29 mln zł. Pieniądze otrzymało 55 SMS-ów.
– Uczniowie szkół mistrzostwa sportowego mogą być członkami kadr wojewódzkich, których finansowanie – dla juniora młodszego i juniora – przywróciliśmy, znacząco zwiększając nakłady na ten cel. Poszliśmy też o krok dalej i wprowadziliśmy subsydiowanie młodzieżowców. W stosunku do 2015 r. nakłady na kadry wojewódzkie wzrosły o 125 proc. – ubiegłoroczny budżet wynosił prawie 33 mln zł. Te środki trafiły na szkolenie 22 tys. młodych sportowców z różnych roczników. Naszym założeniem jest, by młody człowiek dostał ministerialne wsparcie na każdym etapie sportowego rozwoju – podkreśla Ulman.
Najzdolniejsi i najbardziej perspektywiczni młodzi sportowy w wieku 18–23 lata – w tym także uczniowie i absolwenci SMS-ów – mogą liczyć na bezpośredni bonus finansowy od ministra sportu. Z programu „team100” każdy z wybranych dostaje ok. 40 tys. zł rocznie. Pieniądze te może przeznaczyć na m.in. naukę i podnoszenie kwalifikacji zawodowych, fizjoterapię, konsultacje lekarskie, dietetyczne i psychologiczne czy wynajem mieszkania. Obecnie z takiego wsparcia korzysta 250 zawodników.
Miesięczny koszt wyszkolenia ucznia w Częstochowie i Jarosławiu jest mniej więcej taki sam. Wynosi ok. 900 zł. Z tego trzeba sfinansować dowóz dzieci do szkół, wynajem budynku, wypłacić pensje nauczycielom i trenerom. Kwota dotacji nie pokrywa koniecznych wydatków. – Gdyby nie pomoc klubów, z którymi współpracujemy, nie dalibyśmy rady. Oczywiście wspierają nas drobni lokalni sponsorzy, finansując remont szkoły, wyposażenie sali informatycznej czy opłacając dzieciom wycieczkę, ale to nie zaspokaja wszystkich potrzeb – przyznaje Michał Cebula. A tych pieniędzy potrzeba więcej. SMS z Częstochowy od nowego roku szkolnego otwiera liceum, teraz trzeba pogłówkować, skąd wziąć środki. Jest projekt rozbudowy szkoły, postawienia bursy, dobudowania nowych boisk. Sponsorzy są pilnie poszukiwani.
Miesięczne czesne w Jarosławiu wynosi 200 zł. W Częstochowie jest niższe – 160 zł. – Do tego dochodzą zniżki – dopowiada Tomasz Musiał. – Szkoła dopłaca 50 proc. do wartości każdego zakupionego sprzętu sportowego oraz 40 proc. do ceny obozów sportowych. To duża ulga dla rodziców, zwłaszcza tych spod Częstochowy, którzy samochodami dowożą dzieciaki na zawody.
Gortat, Hajto i Iwan
Prestiż szkoły podnosi osoba patrona. Twarzą młodej placówki w Ustce jest były reprezentant Polski w piłce nożnej Tomasz Iwan, który przygodę z futbolem zaczynał w miejscowym Jantarze Ustka. V LO w Bytomiu korzysta z wizerunku i dorobku zmarłej dziesięć lat temu złotej medalistki olimpijskiej z Sydney Kamili Skolimowskiej. Z kolei najpopularniejszy koszykarz Marcin Gortat firmuje swoim nazwiskiem aż cztery SMS-y z dużych polskich miast: Łodzi, Krakowa, Poznania i Gdańska.
Znana postać ze środowiska sportu zdecydowanie wyżej pozycjonuje szkołę w rankingu. Wiedzą o tym także małomiasteczkowe ośrodki, jak choćby SMS Jarosław, która w ubiegłym roku zaangażowała w roli ambasadora znanego z boisk Bundesligi i reprezentacji Polski Tomasza Hajtę. – Reprezentował naszą szkołę w rozmowach z działaczami z innych klubów, z producentami sprzętu sportowego, a także z przedstawicielami władz samorządowych z innych regionów Polski. Pomagał w promowaniu naszych zawodników – wylicza przymioty tej współpracy dyrektor Cebula. Ale trudno oszacować, jakie konkretnie profity wynikły dla szkoły z tego współdziałania z Hajtą.
/>
Pytam szefa jarosławskiej szkoły o powody do dumy. Lista nie jest krótka. Jakub Chrupcała gra w juniorach starszych Cracovii, Sebastian Dulemba przebił się do Piasta Gliwice, a Szymon Płocica i Jakub Skupień trafili do Korony Kielce; to są wszystko zespoły grające w ekstraklasie. To jeśli chodzi o piłkę nożną, zaś w tenisie stołowym jeden medalowy sukces goni drugi. Rok temu Dawid Jadam został mistrzem Polski żaków w grze podwójnej i wicemistrzem w singlu podczas zawodów w Kraśniku. A przed dwoma laty zawody Andro Kids Open w Dusseldorfie wygrała Anna Brzyska, zostając tym samym mistrzynią Europy młodziczek.
Może już niebawem doczekamy się więc następcy Roberta Lewandowskiego, Kamila Stocha czy Justyny Kowalczyk. Trzymajmy kciuki.