Zmiany w prawie, zamieszanie z reformą oświaty, ograniczenia w dorabianiu sprawiają, że dyrektorzy mają trudności ze znalezieniem pedagogów z określonymi specjalnościami.
W ubiegłym roku okazało się, że wskutek reformy w placówkach oświatowych trzeba było zatrudnić ok. 18 tys. nauczycieli. MEN szacuje, że w tym roku może być podobnie. Szczegółowe dane mają być znane na przełomie września i października, ale ostrożne szacunki, na jakie już teraz powołuje się resort, mówią o kilku tysiącach nowych miejsc pracy. Na razie w szkołach trwają ruchy kadrowe i szukanie nauczycieli.
Brakuje przedszkolanek i anglistów
Informacje o ofertach pracy dla nauczycieli udostępniają na swoich stronach kuratorzy oświaty. Mimo stworzenia zbiorczej bazy o wolnych etatach szkoły i przedszkola wcale nie są zasypywane lawiną ofert ze strony pedagogów.
– Od kwietnia 2017 r. dyrektorzy placówek oświatowych opublikowali w Mazowieckim Banku Ofert Pracy dla Nauczycieli łącznie 38, 2 tys. ogłoszeń. W 20,5 tys. z nich wymiar zatrudnienia został określony na 18 lub więcej godzin – wylicza Andrzej Kulmatycki z Kuratorium Oświaty w Warszawie.
– W naszej bazie wolnych miejsc pracy dla nauczycieli, według stanu na 3 września, znajduje się 400 ofert, z czego 180 jest na pełny etat. W sumie od 2017 r. zgłoszono 13,6 tys. ofert – mówi Anna Kij z Kuratorium Oświaty w Katowicach. Jak dodaje, najwięcej dotyczy wychowania przedszkolnego (53), języka angielskiego (30) i matematyki (29). Dla tych trzech najbardziej poszukiwanych specjalności jest 70 ofert na pełen etat.
Z kolei w bazie małopolskiego kuratorium znajduje się ponad 800 propozycji pracy dla nauczycieli różnych specjalności. Sam Kraków wciąż dysponuje ok. 300 wolnymi miejscami.
– Z analizy zarejestrowanych zgłoszeń wynika, iż najwięcej ofert pracy jest dla nauczycieli edukacji przedszkolnej i informatyki, wiele jest przeznaczonych dla nauczycieli języka angielskiego – mówi Dariusz Nowak z Urzędu Miasta w Krakowie.
Natomiast Beata Krzyżanowska z lubelskiego ratusza wylicza, że dyrektorzy szkół wciąż szukają nauczycieli takich przedmiotów, jak: doradztwo zawodowe, języki hiszpański i angielski, matematyka, fizyka, informatyka, technika, historia, wychowanie do życia w rodzinie, edukacja dla bezpieczeństwa, wiedza o społeczeństwie. Są też oferty pracy w bibliotece i dla pedagogów specjalnych.
Problematyczny zakaz dorabiania
Wraz wejściem przepisów o wygaszaniu gimnazjów wprowadzono też przepis, który zakłada, że nauczyciel zatrudniony w szkole samorządowej może dorabiać w innej pod warunkiem, że otrzyma od swojego bezpośredniego przełożonego zgodę. Wielu dyrektorów niechętnie na to pozwala, co skutkuje tym, że inne placówki borykają się z problemami kadrowymi.
– Od początku mówiliśmy, że to złe rozwiązanie, aby ograniczać nauczycielom dorabianie. A w tym roku ten problem się nasili, bo w szkołach niesamorządowych trzeba zatrudniać wyłącznie na etat. A przy zleceniu taka zgoda nie była wymagana – mówi Krzysztof Baszczyński, zastępca prezesa ZNP.
Innego zdania jest Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki i oświaty Forum Związków Zawodowych, który przekonuje, że bez tego przepisu część nauczycieli pracowałaby po półtora etatu, a inni traciliby pracę. – Nauczycielom, którzy mają mało godzin, samorządy powinny dodawać do etatu zajęcia dodatkowe dla uczniów. Ale jak zawsze problemem są finanse – podkreśla.
Małe pieniądze i trudne awanse
Dlaczego tak trudno znaleźć chętnych do pracy w szkole? Problemem są niskie płace, a także krótkoterminowe umowy – w części szkół praktykowane jest bowiem wieloletnie zatrudnianie na zastępstwo.
– Niektóre samorządy wydały zalecenia, że nowych nauczycieli można zatrudniać na rok, choć staż dla nauczyciela początkującego został wydłużony i wynosi teraz rok i 9 miesięcy. Takie działania są niezgodne z prawem i staramy się za każdym razem interweniować – mówi Krzysztof Baszczyński.
– Z drugiej strony wprowadzono w tym roku zasadę, że po tym okresie stażysta musi zdać egzamin i pracować za 1,7 tys. zł netto. To jest kpina i nie dziwię się, że absolwenci pedagogiki szukają pracy poza zawodem – dodaje.
Samorządy mogą jednak płacić nauczycielom więcej niż minimum ustawowe. Tak robi np. Warszawa, która daje dużo wyższe dodatki motywacyjne, niż są w podwarszawskich gminach. W efekcie średnia płaca jest wyższa dla każdego stopnia awansu zawodowego o ok. 500 zł.
– Chętnie podwyższylibyśmy nauczycielom dodatki motywacyjne, ale nie mamy z czego. Subwencja oświatowa w wielu gminach nie wystarcza na pensje. Od początku mówiliśmy, że będą problemy z kadrami. W szkołach zawodowych mamy już nauczycieli, którzy uczą i matematyki, i WF tylko dlatego, że nikt nie przyszedłby do pracy na część etatu z powodu małych zarobków – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
– Nauczyciele będą odpływać z zawodu, bo w tej chwili pracownik niewykwalifikowany może zarobić o wiele więcej. Rząd musi podjąć decyzję o solidnej podwyżce dla tej grupy, ale nie zrzucając na samorządy obowiązku sfinansowania jej – tak jak do tej pory – dodaje.
Na razie od kwietnia nauczyciele otrzymali wzrost uposażeń o 5,35 proc. W 2019 r. i 2020 r. planowane są kolejne podwyżki po 5 proc. Oświatowe związki domagają się już teraz wzrostu wynagrodzeń co najmniej o tysiąc złotych. Nic jednak nie wskazuje, żeby ten postulat miał zostać spełniony.