Po raz pierwszy od 2012 r. nauczyciele otrzymają od 1 kwietnia 2018 r. tak znaczące, bo 5-proc. podwyżki. W kolejnych latach ma być podobnie. Czy to oznacza, że praca nauczycieli została wreszcie doceniona?





NIE
Doceniona – przez swój obóz polityczny – została tylko Anna Zalewska, która w ubiegłym roku otrzymała ponad 75 tysięcy zł ekstrabonusu. To nagroda za fatalną reformę, chaos w szkołach i biedę nauczycieli. Nagroda, która wywołała oburzenie w środowisku nauczycielskim. Szczególnie w zderzeniu z tym, co MEN proponuje pedagogom od 1 kwietnia – podwyżki od 100 do 150 zł. W praktyce oznacza to, że wzrost wynagrodzeń w skali roku wyniesie 3,7 proc. A jeśli do tego uwzględnimy inflację, podwyżki nie przekroczą nawet 2 proc. Płaca zasadnicza stażysty wyniesie 2417, nauczyciela kontraktowego – 2487, mianowanego – 2824, dyplomowanego – 3317 zł. Brutto. Trzeba wysiąść z rządowej limuzyny, by zobaczyć ogłoszenia o pracę wiszące na przystankach autobusowych: pensje w supermarkecie zaczynają się od 3,5 tys. zł. I pamiętajmy, że te podwyżki nauczyciele sami sobie sfinansują – ze środków ze zlikwidowanego przez MEN dodatku mieszkaniowego.
TAK
Jako samorządowcy zawsze uważaliśmy, że zawód nauczyciela jest szczególny i powinien być odpowiednio wynagradzany. Muszę jednak zwrócić uwagę, że bardzo często jest tak, że rząd podejmuje decyzję o podwyżkach, ale nie dba o to, aby subwencja oświatowa całkowicie pokryła wydatki związane z wynagrodzeniami dla pracowników oświaty czy koniecznymi inwestycjami. Jeśli pokrywa ona od 80 do 100 proc. kosztów związanych z pensjami dla pracowników zatrudnionych w szkołach, to z czego mamy wziąć pieniądze na inne rzeczy? Teraz też, wraz ze wzrostem wynagrodzeń, zmuszeni będziemy podwyższać dodatki motywacyjne, aby wywiązać się z obowiązku nałożonego przez Kartę nauczyciela – czyli zapewnienia średniej płacy na poszczególnych stopniach awansu zawodowego.
MEN pracuje nad zmianami systemowymi. Pod uwagę bierze likwidację części dodatków i wyrównań do średniej płacy. W zamian pensje nauczycieli wzrastałyby automatycznie i procentowo wraz ze wzrostem średniego wynagrodzenia. Czy to korzystne rozwiązanie?
Sławomir Broniarz
NIE
Nie rozumiem postawy oświatowej Solidarności, zgadzającej się na likwidację niektórych składników nauczycielskiej pensji. To skandaliczne zachowanie, jakby nie było, związkowców. Anna Zalewska już odebrała niektóre dodatki, skazała nauczycieli na przymusowy wolontariat w szkołach, a teraz szykuje koleją „dobrą zmianę”. A za jej plecami stoi oświatowa Solidarność. A gdybym chciał być złośliwy, powiedziałbym również, że siedzi w kuratoriach oświaty, do których przeszli związkowcy z Solidarności, np. w Gdańsku czy Lublinie.
Marek Olszewski
TAK
Samorządy stoją na stanowisku, że wynagrodzenia nauczycieli już dawno powinny zostać uproszczone. Powinno być mniej dodatków socjalnych na rzecz wyższego wynagrodzenia zasadniczego. Jeśli pensje nauczycieli będą wzrastać procentowo wraz ze wzrostem średniej płacy w kraju, to mam nadzieję, że taki sam automat zadziała przy podziale subwencji. Inaczej znów na nasze barki spadnie realizowanie obietnic rządowych.
Czy właściwym ruchem MEN było utworzenie specjalnego dodatku dla nauczycieli dyplomowanych za wyróżniającą się pracę?
Sławomir Broniarz
NIE
Taki dodatek nie powinien być wprowadzony w takiej formie. Przecież to będzie wirtualny dodatek, przyznawany tylko na trzy lata i to dopiero od 2022 roku. Żeby go dostać, trzeba będzie otrzymać ocenę wyróżniającą. A to będzie możliwe tylko po spełnieniu wyśrubowanych i niejasnych kryteriów określonych przez MEN i dyrektora szkoły. Droga do tego bonusu nie będzie łatwa. Obawiam się, że pieniądze na jego sfinansowanie pochodzić będą z oszczędności na nauczycielskich dodatkach oraz z wydłużenia ścieżki awansu zawodowego. Jeszcze na etapie prac legislacyjnych nad tym rozwiązaniem ówczesny wicepremier oraz minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki potwierdził, że rząd nie dopłaci do tego ani złotówki. Poza tym, dlaczego dodatek za wyróżniającą pracę mają otrzymywać tylko dyplomowani, a nie wszyscy nauczyciele, którzy otrzymają najwyższą ocenę pracy?
Marek Olszewski
NIE
Wprowadzenie przez MEN tzw. 500 plus dla nauczycieli z najwyższym awansem zawodowym jest niczym innym jak propagandą. Jeśli na ten cel nie będzie środków, to będzie to martwe prawo. Może dochodzić to takich sytuacji, że dyrektorzy szkół będą przyznawać je wszystkim uprawnionym, bo uznają, że się starają, a my i tak tego nie zrealizujemy, bo nie będzie pieniędzy. Jednak moim zdaniem przypadki przyznawania tego dodatku będą bardzo nieliczne.
W tym roku weszły w życie zmiany dotyczące wydłużenia awansu zawodowego, likwidacji archaicznych dodatków, a także uszczelnienia zasad udzielania urlopu dla poratowania zdrowia. Czy popiera pan te rozwiązania?
Sławomir Broniarz
NIE
Te zmiany spowodowały obniżkę pensji! Nauczycielom odebrano m.in. dodatek mieszkaniowy, który np. w podwarszawskich miejscowościach wynosił 150 zł miesięcznie. Teraz nauczyciele zarabiają tam poniżej dwóch tysięcy zł. Kto będzie chciał pracować w szkole – po studiach – za takie pieniądze? Już dramatycznie brakuje w Warszawie chętnych do pracy w przedszkolach oraz w klasach I – III szkoły podstawowej, bo rynek pracy oferuje lepsze warunki. Niekorzystnych zmian od 1 stycznia jest więcej. To m.in.: wydłużony awans z 10 do 15 lat (dłużej będzie trzeba poczekać na wyższe zarobki, które w oświacie są uzależnione od stopnia awansu zawodowego), ograniczenie możliwości skorzystania z urlopu zdrowotnego, likwidacja dodatku na zagospodarowanie i prawa do mieszkań służbowych. Anna Zalewska obcina po plasterku uprawnienia nauczycieli.
Marek Olszewski
TAK
Wszystkie te zmiany są zgodne z naszymi oczekiwaniami. I nie można tu mówić, że ostatnia nowelizacja Karty nauczyciela zabrała jakiekolwiek przywileje. To nie są radykalne zmiany, a jedynie o charakterze porządkującym. Weźmy na przykład urlop zdrowotny – i tak w dalszym ciągu będziemy musieli co roku płacić za niego ponad pół miliarda złotych. Chcieliśmy przecież, aby ten obowiązek przeszedł na barki ZUS, a jedyny kompromis polegał na tym, że o urlopie zdrowotnym będzie decydował lekarz medycyny pracy, a nie pierwszego kontaktu. Odnosząc się do wydłużenia awansu zawodowego z 10 do 15 lat – to bardzo dobre rozwiązanie, które wpłynie na podwyższanie przez nauczycieli kwalifikacji i większe zaangażowanie w pracę.