Od pewnego czasu na Węgrzech znów mówi się o konieczności przeprowadzenia gruntownych zmian w systemie edukacji. Debata jest spowodowana katastrofalnymi wynikami uczniów w testach PISA. Opozycja dowodzi, że to efekt reform wprowadzonych przez rząd Viktora Orbána, znacznie centralizujących szkolnictwo.
Kiedy na wiosnę 2010 r. Fidesz wraz z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową (KDNP) doszedł do władzy, postulował przebudowę Węgier. Nowy model moralności, patriotyzmu czy narodowej dumy trzeba było budować od podstaw. To zaś można było uczynić tylko poprzez gruntowną reformę edukacji. Po ośmioletniej szkole podstawowej, podzielonej na dwa poziomy – niższy i wyższy – uczeń może iść do gimnazjum, które jest ogólnokształcącą szkołą średnią pierwszego i drugiego stopnia. Przez termin „gimnazjum” na Węgrzech rozumieć można różne typy szkół. W tym przypadku jest ono odpowiednikiem polskiego liceum ogólnokształcącego, a edukacja w nim kończy się zdaniem matury w wieku 18 lat. Równolegle skrócono obowiązek szkolny i teraz uczeń może rzucić szkołę już w wieku 16 lat.
Jednak nastolatek może przejść do gimnazjum już po czterech bądź sześciu klasach szkoły podstawowej. Wówczas okres gimnazjum wydłuża się odpowiednio o osiem bądź sześć lat. W wieku 13–14 lat uczeń może też wybrać średnią szkołę zawodową, będącą odpowiednikiem polskiego technikum. W takiej placówce można się uczyć według czteroletniego programu LO albo po dwóch latach przejść na profil zawodowy. Taką szkołę wieńczy, podobnie jak w liceum, egzamin maturalny, jednak po nim abiturient odbywa jeszcze roczne obowiązkowe szkolenie zawodowe. Może też kontynuować edukację w szkole wyższej. Trzecią możliwością są szkoły zawodowe, jednak rząd robi wiele, by ten typ szkolnictwa zanikł, głównie przez zmniejszanie dotacji.
Głównym problemem są nie tyle poszczególne szczeble edukacji, ile centralizacja procesu nauczania. Rząd Orbána zdecydował, że wszelkie decyzje administracyjne i finansowe dotyczące szkolnictwa podejmuje Centrum Utrzymania Instytucjonalnego im. Kuna Klebelsberga (KLIK). Kuno Klebelsberg był prawnikiem, posłem, a także m.in. ministrem edukacji i wyznań w latach 1922–1931. KLIK podlega wiceministrowi zasobów ludzkich odpowiedzialnemu za edukację. Po protestach nauczycieli, związanych m.in. z faktem, że szefem KLIK została siostra prezydenta Jánosa Ádera, KLIK podzielono na kilkadziesiąt mniejszych podmiotów. Mimo to nie będzie przesadą stwierdzenie, że nawet o kupnie pinezek w wiejskiej szkole decyduje urząd, a nie dyrektor, którego rola sprowadza się do wykonywania odgórnie zarządzonych decyzji. Państwo zapewnia też szkołom podręczniki.
Efekt? W ostatnich badaniach PISA węgierscy uczniowie we wszystkich parametrach wypadli gorzej niż średnia w europejskich państwach OECD. Paradoksem jest, że Klebelsberg, który przyczynił się do drastycznego zmniejszenia analfabetyzmu na Węgrzech, patronuje urzędowi, który w dużej mierze jest odpowiedzialny za wzrost funkcjonalnego analfabetyzmu. Termin ten zamknąć można w krótkim stwierdzeniu – co człowiekowi po wiedzy, której nie jest w stanie wykorzystać w praktyce. Według protestujących od blisko roku nauczycieli, uczniów i rodziców podstawa programowa w szkołach jest zbyt obszerna. W marcu 2015 r. w czasie manifestacji w Budapeszcie, w której wzięło udział 80 tys. Węgrów, sformułowano 12 postulatów, spośród których do najważniejszych należą: powrót do systemu kształcenia zawodowego, swoboda w doborze podręczników, odmrożenie puli etatów w szkołach, ograniczenie liczby godzin pracy i likwidacja nadgodzin, podjęcie dialogu w sprawie przyszłości edukacji.
Rok temu odbył się pierwszy okrągły stół poświęcony edukacji, przy którym zabrakło jednak miejsca dla tych, którzy uważają system szkolnictwa za niewydolny. Opozycja twierdziła, że rząd zorganizował spotkanie, w czasie którego o edukacji rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi i własnymi dziećmi. Problemu nie dało się jednak zamieść pod dywan. Zwłaszcza że ubiegłoroczne wyniki PISA znów zelektryzowały opinię publiczną i wszystkie partie polityczne. Analiza wyników pokazała zależność między autonomią systemu edukacji a wynikami. Im bardziej scentralizowany system, tym gorsze rezultaty.
Chociaż edukacja jest jednym z filarów moralnej odnowy i budowy nowej węgierskiej tożsamości, którą proponuje od 2010 r. koalicja Fidesz–KNDP, środki przeznaczane na edukację regularnie maleją. W latach 2008–2013 spadły z 5,3 proc. do 3,9 proc. PKB. Należy mieć oczywiście na uwadze dwa elementy – kryzys gospodarczy i spadek liczby uczniów w latach 2005–2013 o blisko 295 tys. Nie chodzi tylko o zmiany demograficzne; skrócenie obowiązku szkolnego spowodowało gwałtowny odpływ uczniów w wieku 16–18 lat, który w poszczególnych grupach wiekowych sięgnął nawet 16 pkt proc. Niemniej jednak edukacja pozostaje niedofinansowana. Wysokość wynagrodzenia nauczycieli, wyrażona jako odsetek pensji osób o podobnych kompetencjach w innych miejscach pracy, w 2009 r. wynosiła średnio 56 proc., a w 2013 r. 50,4 proc. Wśród nauczycieli z tytułem magistra spadek wyniósł z 58,4 do 47,7 proc.
Minister zasobów ludzkich Zoltán Balog tłumaczył słabe wyniki uczniów tym, że od roku szkolnego 2013/2014 został wdrożony nowy Narodowy Program Nauczania, którego efekty poznamy za kilka lat, a testy PISA miałyby sprawdzać jeszcze poprzednią podstawę. Ale efekty reformy edukacji budzą wątpliwości nawet wśród członków Fideszu. Szef parlamentu László Kövér stwierdził, że koalicja uchwaliła kilka tysięcy ustaw i tylko jedna nie była dobra – ta dotycząca edukacji. Jednak rząd odrzuca te oskarżenia. Szef kancelarii Orbána János Lázár stwierdził, że za wyniki testów nie można rozliczać członków rządu, ponieważ „to nie oni uczą i nie oni wypełniają testy”. Choć zmiany przeprowadzone przez Fidesz i KDNP sprawiły, że to politycy z KLIK wydają dyspozycje, nauczyciele zaś są jedynie ich wykonawcami, co więcej – nie mają żadnego wpływu na ich charakter.
Dominik Héjj, węgierski politolog, redaktor naczelny portalu Kropka.hu