Największe po 1989 roku zakupy zrobiły wrażenie podczas defilady 15 na Święto Wojska Polskiego zarówno na widzach, jak i ekspertach. Głównym hasłem wyborczym partii rządzącej w nadchodzących wyborach jest „Bezpieczna przyszłość Polaków” i politycy PiS nawet nie kryją, że zakupy MON-u to to, co chcą pokazywać podczas kampanii.

Wojna rosyjsko-ukraińska doskonale pokazała Polakom zagrożenia – zarówno ich kierunek, jak i możliwe metody działań. Nasz kraj od początku znalazł się również wśród najbardziej aktywnych w przekazywaniu Siłom Zbrojnym Ukrainy sprzętu. Powstałą w ten sposób lukę załatano jednocześnie modernizując polską armię. Powstaje w tym momencie pytanie: czy kupno tego sprzętu się opłaciło? Obyśmy się nigdy mieli nie doczekać odpowiedzi, bowiem w przemyśle zbrojeniowym prawdziwą odpowiedź na to pytanie daje konflikt.

Ziemia – czołgi, haubice, borsuki i żmije

Polacy oddali Ukrainie łącznie ok. 250 czołgów (przede wszystkim poradzieckich, ale zmodernizowanych T-72), podarowaliśmy także polskich wersji rozwojowe czołgu, czyli PT-91. Do tego dochodzą armatohaubice „Goździk” oraz Bojowe Wozy Piechoty, o których wymianę korpus szeregowych prosił od lat. W ich miejsce pojawi się najnowocześniejszy sprzęt opancerzony na świecie, a ugrupowanie 1 Brygady Pancernej im. T. Kościuszki w Warszawie-Wesołej stanie się najpotężniejszą „żelazną pięścią” na kontynencie.

Polacy łącznie zamówili 180 czołgów K2 z Korei Południowej oraz 366 abramsów, w tym 250 w najnowszej eksportowej wersji. Pierwsze maszyny już przyjechały, ale zakładając nawet błyskawiczne zrealizowanie zamówień, to wprowadzenie do jednostek to żmudny proces – należy wyszkolić załogi, przystosować infrastrukturę i logistykę. Oprócz nich na służbie pozostają m.in. PT-91 Twardy oraz poniemieckie Leopardy-2, m.in. w polskiej modernizacyjnej wersji Leopard 2-PL.

Wysłużone BWP nareszcie doczekają się wymiany. Ich następcą będzie rodzimej produkcji „Borsuk”. Ten gąsienicowy wóz wyposażony jest w zdalnie sterowany system wieżowy z działem 30 mm. Załogę stanowi 3 żołnierzy: dowódca, operator uzbrojenia oraz kierowca. Pojazd jest przeznaczony do transportu 6 żołnierzy w rejon pola walki, przy zapewnieniu odpowiedniego poziomu ochrony. W polu „Borsuki” działać mają razem z czołgami K2. Łącznie zamówionych ma zostać 1,4 tys. wozów tego typu. Ich wsparciem na lądzie będą nowoczesne samobieżne haubice. Do konstruowanych w Polsce „Krabów” dołączyły koreańskie K9 Thunder. Obecnie mamy już 48 armat samobieżnych tego typu, łącznie ma trafić do nas 212. Wywołało to spore zamieszanie, biorąc pod uwagę fakt, iż „Kraby” zbierają świetne recenzje. Spowodowane jest to małymi „mocami przerobowymi” producenta – Huty Stalowej Wola – rocznie do służby mogą trafić 24 „Kraby”. W założeniach MON-u K-9 Thunder będą produkowane również w Polsce.

To nie wszystkie zamówienia – Wojsko Polskie kupiło także efektowne wozy bojowe piechoty MRAP-Coguar z USA oraz zamówiły lekkie wozy „Żmija”. Te ostatnie wydają się bardzo istotnymi, w kontekście zagrożeń hybrydowych, jak na granicy polsko-białoruskiej. Lekkoopancerzone pojazdy rozpoznawcze LPU-1 Wirus, kryptonim "Żmija", zostały dostarczone na podstawie umowy zawartej z Polskim Holdingiem Obronnym. Mają one zapewnić możliwość dynamicznego przemieszczania się zarówno po drogach jak i w trudnym terenie, niezależnie od pory dnia i nocy oraz warunków klimatycznych. Tego typu uniwersalny sprzęt sprawdzający się w ciężkich warunkach może być istotnym

A co dla zwykłej, lekkiej piechoty? Zamówiono kolejne partie karabinku 5,56 mm „Grot”. Opracowano i rozpoczęto wdrażanie karabinu wyborowego MSBS Grot 7,62 x 51 mm NATO dla Sił Zbrojnych RP.Polska firma Lubawa przygotowała kamizelki, które wreszcie nadążają za współczesnym polem walki – „Gryf”. Polska produkcja tych podstawowych elementów wyposażenia jest istotna, konflikt na Ukrainie pokazał, że „wojnę rozpoczynają zawodowi żołnierze, a kończy rezerwa” – jak mówi stare, wojskowe powiedzenie. Możliwość krajowego wyposażenia piechoty może więc okazać się niezwykle istotna.

Wojska rakietowe – nareszcie je mamy?

Wojna lądowa na Ukrainie pokazała również, jak ważne jest precyzyjne niszczenie celów na odległość – tu najważniejsze są wyrzutnie nowoczesnych, naprowadzanych rakiet. Amerykańskie HIMARS-y mają stać się wizytówką polskiej armii, której zadaniem strategicznym jest zmasowany atak i eliminacja przeciwnika już na granicach kraju. W lutym 2019 Polska kupiła wyrzutnie – na razie 18 sztuk, chociaż mówi się aż o 500 zestawach w przyszłości. Dodatkowo z Korei miałyby zostać zakupione K239 Chunmoo, czyli odpowiednik strategiczny amerykańskich wyrzutni.

Wraz z systemem obserwacji za pomocą dronów, samolotami F-35 i FA-50 700 armatami i nowoczesną bronią pancerną miałyby stworzyć zaporę ogniową, która nie pozwoli wrogom wedrzeć się w głąb naszych granic. Samo istnienie takiego systemu ma skutecznie odstraszać potencjalnych napastników, czyli Rosję i Białoruś.

Wojska lotnicze – MIG-29 idzie do lamusa

Trwa, zapoczątkowana kilkanaście lat temu, rewolucja w polskich wojskach lotniczych. Poradzieckie MIG-29 zastępowane są już nie tylko F-16, ale również koreańskimi F-50 i amerykańskimi, supernowoczesnymi F-35. W pierwszej umowie pomiędzy Skarbem Państwa – Agencją Uzbrojenia a Korean Aerospace Industries dostarczono12 lekkich samolotów bojowych FA-50. Ta umowa to koszt 705 mln USD netto, zaś samoloty trafią do Polski w II połowie 2023 r. Przedmiotem drugiej umowy z Koreańczykami jest z kolei dostawa 36 lekkich samolotów bojowych w wersji stworzonej dla Polski - FA-50PL wraz z pakietami szkoleniowym i logistycznym oraz usługą wsparcia technicznego. Wartość umowy wynosi ok. 2,3 mld USD netto, a dostawy samolotów rozpoczną się w 2025 r. i zostaną zrealizowane do końca 2028 r.

Z kolei 31 stycznia w Dęblinie, szef MON podpisał umowę na zakup 32 wielozadaniowych samolotów piątej generacji F-35 dla Sił Powietrznych. Wartość umowy wynosi 4,6 mld USD. Jej przedmiotem jest dostawa 32 samolotów F-35A wraz z pakietem szkoleniowym i logistycznym. Samoloty F-35 są jedynymi dostępnymi obecnie na rynku produkowanymi seryjnie statkami powietrznymi posiadającymi właściwości „stealth”, które stanowią kluczowy element umożliwiający skuteczną realizację zadań w przypadku konfliktu z przeciwnikiem posiadającym zaawansowane systemy antydostępowe. Stare, wysłużone myśliwce MIG-29 trafiają do hangarów oraz na Ukrainę.

Naruszenie przestrzeni powietrznej przez białoruskie śmigłowce pokazało skuteczność tych statków powietrznych w zderzeniu z systemami radarowymi. Otóż, lecących nisko helikopterów niemalże nie da się wykryć. Również i w tym aspekcie czeka nas rewolucja. Podpisana umowa z Leonardo przewiduje zakup 32 wielozadaniowych śmigłowców typu AW-149 produkowanych w Świdniku. Śmigłowce wraz z pakietem logistycznym mają zostać dostarczone w latach 2023-2029. Kontrakt będzie wart 1,1 mld euro i będzie największym zamówieniem śmigłowców dla polskiego przemysłu lotniczego.

W momencie powstawania tego artykułu Departament Stanu USA zatwierdził potencjalną sprzedaż 96 śmigłowców AH-64E Apache i związanego z nimi sprzętu do Polski w ramach umowy o wartości do 12 mld USD. To byłaby prawdziwa rewolucja, zarówno jakościowa, jak i ilościowa w polskiej armii. Transakcja jest jednak jeszcze negocjowana. Na pytanie, kiedy pierwsze egzemplarze mogłyby trafić do polskiej armii, minister Mariusz Błaszczak odpowiedział: "Teraz negocjujemy cenę, gdyż w dokumentach amerykańskich podana została cena maksymalna. Zawsze cena wynegocjowana jest niższa, dowodzą tego nasze doświadczenia odnośnie zamówienia czy to systemu PATRIOT czy HIMARS, cena była niższa, niż ta maksymalna".

Gorzej natomiast jest z obroną przeciwlotniczą. Rząd uruchomił programy Pilica, Mała Narew i Wisła, które łączą ze sobą systemy strzeleckie i radary, ale na razie media huczały o pocisku pod Bydgoszczą i balonie meteorologicznym z Białorusi. Wywołało to dyskusję w kierunku jakości zamówień. Systemy są bardzo kosztowne – cena dla programu Wisła szacowana jest na 60 mld zł. Należy jednak pamiętać iż są one dopiero wdrażane i minie jeszcze sporo czasu, zanim niebo będzie w 100 proc zabezpieczone.

Marynarka Wojenna z programem „Orka”

Najgorszą prasę miała od lat Marynarka Wojenna. Brak zakupów spowodował, że jeszcze nie dawno polskie okręty podwodne pochodziły lat 60. XX wieku (kobbeny ze Szwecji, oparte konstrukcyjnie na U-Bootach niemieckich). Agencja Uzbrojenia poinformowała o rozpoczęciu wstępnych konsultacji rynkowych dotyczących zamówienia okrętów podwodnych nowego typu pod kryptonimem "Orka". W projekcie mają brać udział polskie stocznie, które będą podwykonawcami. Transfer technologii ma natomiast odbyć się z Australii.

Na mocy podpisanego w kwietniu 2019 r. kontraktu polska zamówiła także cztery śmigłowce AW101 dla Marynarki Wojennej. Nowe maszyny będą służyły w 44. Bazie Lotnictwa Morskiego, gdzie zastąpią służące obecnie stare i wysłużone śmigłowce Mil Mi-14PŁ i Mi-14PŁ/R. To na razie tylko część potrzeb, ale oznacza zmianę jakościową. Nowe śmigłowce są przeznaczone m.in. do niszczenia celów -na i podwodnych.

Koszty i zyski transformacji polskiej armii

Jednocześnie minister Mariusz Błaszczak zapowiada budowę 300 tysięcznego wojska. Procesy te nie będą jednak nagłe. Wyjazd nowych wozów podczas defilady z okazji Święta Wojska Polskiego stwarzał wrażenie, że są one gotowe do działań. W rzeczywistości proces wprowadzania na stan, szkolenia załóg oraz dostosowywania systemów trwać będzie od kilku miesięcy do kilku lat.

Ile to wszystko będzie kosztowało? Wydatki na modernizację armii wzrosły z 8,3 mld złotych w 2014 roku, poprzez 28 mld w 2022 roku, aż do 75 mld w roku bieżącym. Polska szybko stała się liderem w NATO pod względem wydatkowania pieniędzy ma armię. Zaplanowane do 2035 roku wydatki na nowe uzbrojenie przewidują co najmniej 650 miliardów przeznaczonych z budżetu. Dodatkowo istnieje Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Do wzmiankowanego 2035 roku wydatki mogą sięgnąć nawet biliona złotych! Gorszą dla podatników informacją jest ta, że koszt zakupu to zaledwie około 20-30 proc. kosztów użytkowania w ciągu 30-40 lat, czyli okresie amortyzacji sprzętu w nowoczesnej armii. Potrzebny będzie więc stały wzrost gospodarczy, aby podołać zakupom dla polskiego wojska.

Drugim problemem jest kwestia wyszkolenia personelu – potrzeba dopływu młodych rekrutów, by wyszkolić odpowiednią liczbę specjalistów. Wojsko walczy o kandydatów, ale są oni… coraz starsi. Średnia wieku w Wojskach Obrony Terytorialnej oraz na Dobrowolnej Zasadniczej Służbie Wojskowej przekracza 30-stkę i w wielu regionach ma tendencję wzrostową. Żarty dawnej kadry wojskowej wzbudzają w wojsku „mamuśki”, czyli kobiety po 40, 50 roku życia, które po odchowaniu dzieci decydują się na służbę.

Ostatnią, często poruszaną, kwestią jest fakt, iż zamówiliśmy głównie amerykański i koreański sprzęt. Część ekspertów z dziedziny wojskowości wskazuje, że więcej sprzętu mogłoby pochodzić od lokalnych producentów. Polski przemysł zbrojeniowy mógłby bowiem umocnić swoją pozycję na świecie, rywalizując z zagranicznymi koncernami militarnymi. Potęga militarna Polski bowiem może nie iść w parze ze zbrojeniówką. Nie musi tak jednak być – polskim towarowym eksportowym mają szansę się stać: zestawy przeciwlotnicze „Piorun”, drony „Flye eye”, wozy „Borsuk” czy armatohaubice „Krab”. Ukraińcy chwalą sobie i domawiają karabinki „Grot”, które za sprawą publikacji medialnych nie miały dobrej prasy w Polsce. Ważne jest też jak wykorzystamy formułę business-to-business – zastąpiła ona w większości dawne umowy offsetowe w transakcjach na dostawę uzbrojenia. Tym niemniej wciąż nie wiadomo, czy nas w ogóle stać na tak potężne zbrojenia. I co z płatnościami za sprzęt w przypadku pogarszającej się koniunktury? Tego nikt nie wie. Ta ewentualność jednak czeka nas dopiero po wyborach, a na samą elekcję pozostaje obrazek najnowocześniejszych czołgów świata z syrenką 1. Warszawskiej Brygady Pancernej.