30 marca 2020 r. ma ruszyć platforma e-Zdrowie. To przesunięcie projektu o kolejnych pięć lat. Nie wiadomo, czy Polska zdoła ocalić 400 mln zł wydanych już na ten cel z budżetu UE.
Do Polski przyjechali właśnie kontrolerzy z Komisji Europejskiej. Od ich decyzji zależy, czy nie stracimy unijnych dotacji, które już poszły na stworzenie systemu łączącego w spójną całość pakiet różnego rodzaju usług związanych z ochroną zdrowia. Budowa e-Zdrowia, która trwała od 2007 r., zakończyła się fiaskiem.
– Nie ma nic i długo nie będzie – mówił minister Konstanty Radziwiłł. Nie ma e-recepty, nie ma Konta Pacjenta, dzięki któremu chory miał mieć dostęp do wszystkich danych o swoim zdrowiu, placówki medyczne nie mogą się wymieniać informacjami. Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia (CSIOZ), które jest odpowiedzialne za projekt, zerwało kontrakty z realizującymi przedsięwzięcie firmami informatycznymi. Większość nie dostała ani grosza, a część będzie musiała zapłacić kary umowne: wstępne oczekiwania to kwota rzędu 60 mln zł.
Choć system nie został zakończony na czas, czyli do końca 2015 r., i Komisji Europejskiej trzeba go było zaraportować jako niefunkcjonujący, to i tak trzeba go uruchomić, aby nie stracić tych produktów, które wybudowano. Wartość całego projektu opiewa na 712 mln zł. 85 proc. kosztów miała sfinansować UE. Do tej pory rozliczono 479 mln zł. I jeżeli system nie ruszy, to tę kwotę trzeba będzie zwrócić. A czas na uruchomienie systemu minie 30 marca 2020 r. To data już ostateczna i nieprzesuwalna. Jeżeli CSIOZ tym razem się nie wyrobi, trzeba będzie oddać wszystko, co na ten cel dostaliśmy.
Dlatego chcąc nie chcąc, projekt trzeba kontynuować. Resort zdrowia planuje, by odbyło się to z pieniędzy unijnych, ale z nowego rozdania. Wniosek został złożony do Komisji w lutym. Decyzja jeszcze nie zapadła.
Do tej pory wszystko było budowane naraz. Teraz pomysł jest taki, by poszczególne elementy składowe powstawały po kolei. Jako pierwsza e-recepta, potem e-skierowanie i gromadzenie danych medycznych na końcu. Faza pierwsza ma obejmować wytworzenie produktów składających się na P1, czyli to, co już wykonano z dotacji unijnych z poprzedniej perspektywy. Faza druga, czyli integracja zbudowanych już części z dotacji z Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa. By to się udało, trzeba jednak zrezygnować z kilku zakładanych początkowo elementów całego systemu, m.in. aplikacji dla pacjentów, systemu wspomagania rozliczeń´ i rozliczania refundacji leków czy z pomocniczej Bazy Rozszerzonych Danych Medycznych.
By tym razem prace szły sprawniej, resort zdrowia proponuje tzw. przyrostowy model cyklu wytwórczego, w którym kolejne funkcje będą realizowane dopiero wtedy, gdy poprzednie już zadziałają. Przygotowano wstępny harmonogram prac. Do końca tego roku mają być podpisane umowy o dofinansowanie i rozstrzygnięte przetargi. System ma być wdrożony do końca 2019 r., a całkiem rozliczony przed końcem marca 2020 r.
– Jest na to spora szansa. Tak naprawdę cała budowa e-Zdrowia rozbiła się o tzw. szynę usług, która miała połączyć wszystkie elementy systemu. Albo trzeba tę szynę sprawnie zbudować, albo podjąć decyzję o innym sposobie zagregowania elementów – tłumaczy Krzysztof Król, ekspert ds. e-administracji w Polskiej Izbie informatyki i Telekomunikacji. Jego zdaniem pojawiają się nowe wyzwania, bo po kilkunastu latach od pierwszego planu informatyzacji ochrony zdrowia jednak zmieniło się sporo i inaczej korzystamy z nowych technologii. – Nie ma co się oszukiwać, że sama karta będzie za kilka lat wystarczająca, skoro już dziś coraz częściej płacimy i tym samym identyfikujemy się choćby za pomocą smartfonów, a w kolejce stoją kolejne urządzenia: smartwatche czy okulary. Trzeba dokładnie też przemyśleć, w jaki sposób dane medyczne będą zabezpieczone. W końcu to informacje bardzo wrażliwe – podkreśla Król.

Za fiasko projektu nikt personalnie nie odpowie. Prokuratura przed kilkoma dniami zdecydowała o umorzeniu dwóch śledztw prowadzonych w związku ze skandalami przy budowie platformy P1. Śledczy badali sprawę przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy przez pracownika Centrum Systemów Informatycznych Ochrony Zdrowia. Mimo że prac nie wykonano w całości, pracownik miał potwierdzić odbiór zamówienia. Teraz nic się nie toczy. Winnego nie wskazał też właśnie zakończony audyt resortu zdrowia. Jedynie rekomendował, aby wzmocnić zatrudnienie w CSIOZ oraz nadzór nad pracą wykonawców. Brak nadzoru miał być jedną z głównych przyczyn porażki. Ponoć do samego końca CSIOZ nie zdawał sobie sprawy, że przygotowywane produkty nie zadziałają.