Recepta w SMS-ie, zapisy przez internet czy historia choroby jak konto bankowe. Na razie tak nie będzie: projekt, nad którym pracowano siedem lat, nie zadziałał.
Historia upadku / Dziennik Gazeta Prawna
Jak mówią nieoficjalnie osoby związane z projektem, nikt nie chce podpisać faktur i potwierdzić odbioru „produktu”. Bo nic jeszcze nie działa. Tymczasem jeżeli nie zostanie to zrobione do końca roku, nie otrzymamy pieniędzy z KE, która współfinansuje projekt.
Choć część systemów już powstała, to nie ma nadal szyny spajającej całość, tak by poszczególne funkcje mogły się między sobą komunikować – np. lekarz wypisujący e-receptę widzi równocześnie historię choroby i może wypisać e-skierowanie do lekarza specjalisty.
Prace nad szyną trwają już od 2012 r. Wówczas były rozstrzygnięte pierwsze przetargi. Z powodu zawirowań firma, która miała skończyć prace do końca 2014 r., wycofała się. Zatrudniono nową, która miała skończyć prace do końca tego roku. Już wiadomo, że tak się nie stanie.
Jedyne, co działa, to Platforma Publikacyjna, na której będą gromadzone informacje o refundacji leków, prowadzonych konsultacjach społecznych dotyczących ochrony zdrowia, o kolejkach oczekujących na świadczenia medyczne czy też komunikaty Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego.
Jest też szansa, że do końca roku powstanie internetowe konto pacjenta. Dzięki niemu pacjent będzie miał dostęp do danych o tym, gdzie, kiedy, u jakiego lekarza był, z jakim rozpoznaniem wyszedł i jaką mu zalecono terapię. To jednak zaledwie około jednej trzeciej całości planowanej cyfrowej służby zdrowia.
Nie działa choćby Główna Platforma Gromadzenia, Analizy i Udostępniania zasobów cyfrowych o zdarzeniach medycznych. W końcowej fazie prac głównym problem był brak przepisów, które decydowałyby o kształcie przygotowywanych produktów. Na przykład w przypadku e-recepty firma przygotowująca rozwiązania informatyczne musi znać szczegóły konkretnych rozwiązań, np. kto ją będzie wystawiał (lekarz czy pielęgniarka), jakie dane mają się na niej znaleźć, co będzie się działo z receptą w przypadku awarii systemu etc. Część z tych rozwiązań dopiero określą rozporządzenia. Mogą one powstać po przyjęciu ustawy i muszą zostać notyfikowane państwom członkowskim UE. Czas przyjęcia w procedurze europejskiej wynosi od 3 do 6 miesięcy. Do tego należy jeszcze doliczyć okres opracowania i skonsultowania rozporządzeń w kraju. W sumie potrzebnych jest jeszcze ok. 30 rozporządzeń.
– Ta ustawa (nowela ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia – red.) powinna być przyjęta już dwa lata temu, bez niej jakieś tam prace nad systemem P1 trwały, ale nie można było wielu zadań porządnie wykonywać – ocenia Grzegorz Siwiec ze Stowarzyszenia Twórców Oprogramowania Rynku Medycznego. – Co więcej, w czasie prac w podkomisji posłowie narobili nam nadziei, że przywrócone zostaną zapisy dotyczące kart ubezpieczonych. Ostatecznie jednak tego nie zrobiono. Czyli nie rozwiązano podstawowego problemu tego systemu, czyli braku jednolitego, łatwego sposobu identyfikacji i autoryzacji pacjenta – dodaje Siwiec.
Bez tej nowelizacji groziła nam konieczność zwrotu części unijnych funduszy, jakie otrzymaliśmy m.in. na uruchomienie e-recepty, e-skierowania, e-zlecenia, a także internetowego konta pacjenta. Teraz, jak uważa Siwiec, jest szansa, że do końca roku część systemu zostanie „oddana i rozliczona”. – Wszystko zależy od tego, kto wygra wybory i czy będzie mu zależało na tym, by ten system przed Komisją rozliczyć. Co nie oznacza jego uruchomienia. Nie ma co się oszukiwać. Dopóki nie będzie rozwiązanego problemu identyfikacji, nie mamy co liczyć na to, że zadziałają e-recepty, e-skierowania czy e-zlecenia lekarskie – dodaje ekspert.
Kolejną przeszkodą na ostatnim odcinku prac jest zwykły brak ludzi. Jak mówią nam pracownicy CSIOZ – osoby pracujące w zespołach projektowych odchodzą z pracy.
– Wiedzą, że nie będzie dla nich etatów, więc szukają nowego zatrudnienia – twierdzi jeden z pracowników. Do tego wraz z objęciem urzędu przez nowego ministra zdrowia prof. Mariana Zembalę wprowadzono wiele zmian. W lipcu utworzono departament infrastruktury i e-zdrowia, który przejął nadzór nad CSIOZ oraz wszystkimi sprawami związanymi z telemedycyną i koordynacją tworzenia rejestrów medycznych oraz prowadzeniem spraw legislacyjnych dotyczących e-zdrowia. – Co ważne, ten właśnie departament będzie też odpowiadał za zadania związane z funkcją instytucji pośredniczącej w Programie Operacyjnym Infrastruktura i Środowisko, czyli za rozliczanie przyszłych projektów wdrażanych właśnie przez CSIOZ. Wtedy też zaczęto dokładniej sprawdzać, jak idą prace w tej jednostce – opowiada nam osoba zatrudniona w resorcie cyfryzacji.
Zdaniem pracowników w efekcie z dnia na dzień zaproponowano m.in. nowego kierownika zespołu realizującego projekt. To był jeden z powodów rezygnacji szefa CSIOZ.
Czarne chmury nad projektem gromadzą się od początku. Największym problemem okazało się zorganizowanie przetargu. Odpowiedzialny za wdrożenie rewolucji CSIOZ przetarg o wartości blisko 400 mln zł ogłosił w 2011 r. Zamówienie podzielono na cztery części: szynę usług, portal informacyjny, bazę danych medycznych oraz hurtowni danych wraz z systemem wykrywania nadużyć. Nadużycia w tym przetargu wykrył jednak Urząd Zamówień Publicznych, według którego firmy, jakie zgłosiły się do konkursów, tak grały między sobą referencjami, aby dokonać ustawki.
W efekcie podejrzeń UZP Komisja Europejska wstrzymała certyfikację środków unijnych, z których finansowana jest e-rewolucja. Krajowa Izba Odwoławcza odrzuciła to oskarżenie i pieniądze udało się odzyskać. Jednak nie był to koniec kłopotów.
– W środowisku już nikt nie wierzy, że kiedyś doczekamy się tego systemu. Jeszcze trzy lata temu, gdy prowadziłem szkolenia, ludzie byli pełni nadziei i zainteresowani. Dziś na hasło P1 tylko się gorzko uśmiechają – dodaje Siwiec. – W najgorszej sytuacji są te jednostki, które naprawdę starały się działać zgodnie z planami, inwestowały w sprzęt i oprogramowanie niezbędne do obsługi tego systemu. Dziś zostały ze starzejącymi się, niepotrzebnymi zakupami – dodaje.
Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia w rządzie PiS, uważa, że w pracach nad e-zdrowiem popełniono wiele błędów, czego najgorszym skutkiem może być utrata finansowania unijnego. – Niezależnie od wszystkiego i tak każdy kolejny rząd będzie musiał dokończyć prace. Bez informatyzacji nie da się sprawnie zarządzać ochroną zdrowia – kwituje Piecha. Pytanie, czy za pieniądze polskie, czy unijne.