Bartosz Arłukowicz mówił, że wszystkie wprowadzone przez niego zmiany miały na celu poprawę funkcjonowania systemu ochrony zdrowia. Wymienił przede wszystkim pakiet onkologiczny, rządowy program zapłodnienia metodą in vitro, przepisy umożliwiające pacjentkom porody bez bólu.
Eksperci są jednak zgodni – były minister nie może mieć powodów do zadowolenia, a liczby mówią same za siebie.
Główną przyczyną zgonów w Polsce są choroby układu krążenia. Na drugim miejscu, a wkrótce – na pierwszym będą choroby nowotworowe. Tymczasem wprowadzony przez Bartosza Arłukowicza pakiet onkologiczny nie tylko nie poprawił sytuacji osób chorych na raka, ale w niektórych przypadkach wręcz ją pogorszył.
Z badań przeprowadzonych przez Fundację Watch Health Care wynika, że sytuacja pacjentów onkologicznych systematycznie się pogarsza. Co prawda wciąż czekają oni na świadczenie mniej niż zakładane przez Ministerstwo 9 tygodni, ale w styczniu tego roku było to 4 tygodnie a w maju już 5,5 tygodnia. W przypadku niektórych świadczeń był on nawet dłuższy niż w zeszłym roku, przed wprowadzeniem pakietu onkologicznego. Z kolei raport Ernst&Young pokazuje, że dostęp chorych na raka do nowoczesnych leków w Polsce jest najgorszy ze wszystkich badanych krajów. Z 30 innowacyjnych leków dopuszczanych do obrotu przez Europejską Agencję Leków (EMA) od 2004 r. w Polsce tylko dwa są refundowane dla wszystkich chorych, którzy dostali receptę. Dla porównania, w Rumunii takich leków jest 11, a na Słowacji 15. Ponadto nowe leki w Polsce wchodzą też do refundacji bardzo późno.
Czas od zarejestrowania leku przez EMA do objęcia go refundacją wynosi średnio dziewięć kwartałów. Dłuższy jest tylko w Rumunii.
Nie dziwi więc, że według 97 proc. onkologów twierdzi, że ich pacjenci mogliby odnieść korzyść terapeutyczną w przypadku bardziej swobodnego dostępu do leków onkologicznych (wśród najczęściej wymienianych są wydłużenie czasu życia, czasu do progresji choroby oraz zwiększenie jakości życia pacjentów).
Procent pacjentów, którzy przeżywają 5 lat od diagnozy (co często oznacza trwałe wyleczenie) w Polsce to 46 na 100 osób. Jest to jeden z najgorszych wyników w Europie. Dystans dzielący nas od liderów jest ogromny – kraje te osiągają wskaźniki przekraczające 60 proc.. Wielokrotnie mówił o tym prof. Cezary Szczylik, autorytet w zakresie onkologii: "Mając na uwadze fakt, że w Polsce odnotowuje się ok. 150 000 nowych zachorowań rocznie, oznacza to, że po 5 latach statystycznie przeżyje z tej grupy ok. 69 000 chorych choć współczesne systemy opieki zdrowotnej pozwalają uratować co najmniej 100 000. Różnica to ok. 30 000 osób rocznie – populacja jednego niewielkiego miasta, która – rok w rok - znika".
- Służba zdrowia jest w rankingach jakości jedna z gorszych i pomimo dobrej kondycji ekonomicznej jej pozycja spada. Został stracony czas ostatnich 4 lat, żeby wprowadzić ochronę zdrowia na nowocześniejsze tory – przejścia od medycyny uprawianej w szpitalach do leczenia ambulatoryjnego, od leczenia skutków do zapobiegania, od płacenia za procedurę do płacenia za efekt, od medycyny analogowej do zinformatyzowanej. Te procesy postępowych zmian podczas kadencji ministra Arłukowicza nie zachodziły – mówi Ewa Borek, prezes Fundacji „My, Pacjenci”.
Wtóruje jej prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz: "Nie powinno się kopać leżącego, ale trzeba przyznać, że minister Bartosz Arłukowicz był najgorszym ministrem zdrowia w Polsce po 1989 roku. Jego słabość polegała na tym, że nie chciał nikogo słuchać - ani środowiska lekarskiego, ani pacjentów, a jego pomysły były zwyczajnie złe. Dobre decyzje pojął tam, gdzie odstąpił na chwilę od tej zasady np. zwiększając liczbę przyjęć na studia lekarskie".
Stracone cztery lata najlepiej widać w raporcie Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia. Nasz kraj znalazł się w nim na 31 miejscu (z 36). Gorzej od Polski wypadły tylko: Litwa, Serbia, Czarnogóra, Rumunia oraz Bośnia i Hercegowina. Tak zły wynik jest tym bardziej niepokojący, że jest on gorszy niż w 2013 r. Autorzy raportu, firma Health Consumer Powerhouse, zwracają uwagę, że od wielu lat dziwi ich brak skupienia polskiej polityki na opiece zdrowotnej i ewidentna bezradność w kwestii poprawy fatalnych warunków. Według nich tak zła sytuacja ochrony zdrowia w Polsce nie może być tłumaczona kryzysem gospodarczym w Europie, ani poziomem zamożności, bo np. Estonia, Łotwa czy Czechy radzą sobie w tym zakresie bardzo dobrze.
- Strategia „doing nothing” była strategią nastawioną na polityczne przetrwanie za cenę braku wprowadzania zmian i usprawniania systemu opieki zdrowotnej. Stagnacja była głębsza, niż w przypadku poprzedników – komentuje Ewa Borek.
W efekcie Bartosz Arłukowicz jest jednym z gorzej ocenianych ministrów zdrowia w ostatnich 25-latach. - Najlepszą decyzję jaką podjął to podanie się do dymisji i ustąpienie miejsca komuś, kto może jednak będzie chciał działać dla publicznego dobra – komentuje Ewa Borek. I gorzko dodaje: - Minister Arłukowicz z lekarzami prowadził wojnę, która zaowocowała spadkiem zaufania do lekarzy jako do grupy społecznej. Z pacjentami współpracował w sposób fasadowy, pozwalając wprawdzie na istnienie ciała jakim był Dialog dla Zdrowia ale nie dopuszczając do rzeczywistego dialogu. Prezentował styl unikania dialogu i sprowadzenia konsultacji społecznych do niezbędnego minimum zaspokajającego wymogi formalne.
Nowy minister zdrowia – prof. Marian Zembala – ma zaledwie cztery miesiące, żeby poprawić wizerunek resortu. - Jest jedno wyzwanie jakim przed nim stoi – doprowadzenie do uchwalenia ustawy o zdrowiu publicznym, w kształcie wychodzącym naprzeciw nie interesom ministerstwa finansów, które dąży do ograniczenia budżetu na zdrowie publiczne, ale w sposób który długofalowo wpłynie na poprawę jakości życia i długości życia w zdrowiu Polaków. To ważne zadanie do wykonania w krótkim czasie. A poza tym, wiele się zrobić nie da, więc pozostaje trzymanie się lekarskiej misji „Po pierwsze nie szkodzić” – podsumowuje Ewa Borek.
- Podstawową rzeczą, którą trzeba zrobić, aby naprawić polską służbę zdrowia, a która nie wymaga nakładów finansowych jest dookreślenie koszyka świadczeń. Nie może być tak, że mając pewną sumę pieniędzy do wydania, nie ma konkretnego planu jak je zagospodarować. Potrzebujemy planu, który określi co pacjenci mogą otrzymać w ramach środków publicznych i jasno powiedzieć, co znajdzie się poza tym koszykiem - dodaje Hamankiewicz.
Najlepszą recenzją tego, co dzieje się w polskiej służbie zdrowia, jest to, że młodzi lekarze nie chcą pracować w naszym kraju: "W Polsce lekarzy jest za mało. Duży wpływ na to ma fakt, że wielu z nich wyjeżdża z kraju, ponieważ ma dość tego systemu. W ubiegłym roku aż tysiąc lekarzy i lekarzy dentystów odebrało zaświadczenia potrzebne do wyjazdu do pracy do któregoś z państw UE. Poza tym średnia wieku lekarza specjalisty to 54,5" - mówi Hamankiewicz.