W sporze o recepty rząd znalazł się w pułapce. Z jednej strony ma do dyspozycji nieskuteczne instrumenty do dyscyplinowania lekarzy, z drugiej możliwość wypowiadania kontraktów ze strony NFZ, co uderzy w lekarzy, ale jednocześnie spotęguje konflikt.
Premier Donald Tusk straszy lekarzy odpowiedzialnością zawodową, ale lekarze nie muszą się bać. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej twierdzi, że prowadzenie postępowania w takich sprawach nie należy do niego, ale do prokuratora. Pacjentowi pozostaje wówczas roszczenie o naprawienie szkody. W praktyce jednak nikt nie będzie wytaczał powództwa o zwrot kilkudziesięciu złotych stanowiących równowartość zapłaconej ceny za leki. Jest to więc martwe uprawnienie.
Zamieszanie w służbie zdrowia w liczbach / DGP
Jeśli jednak pacjent nie wykupi leku i pogorszy się stan jego zdrowia, lekarz może odpowiadać za doznany przez chorego uszczerbek. Tu roszczenia potencjalnie sięgają znacznych kwot. Natomiast od razu ostro może zareagować NFZ, rozwiązując umowę z lekarzem na wypisywanie recept refundowanych. Takie masowe decyzje NFZ mogłyby zaostrzyć sytuację.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy podaje, że w proteście pieczątkowym wzięło udział 75 proc. medyków. Protestują nie tylko przeciw nałożonemu na nich obowiązkowi sprawdzania, czy pacjent jest ubezpieczony. Mianem absurdu określają przepis nakazujący im wpisywać poziom odpłatności za lekarstwo. Do 1 stycznia wystarczyło wpisać na recepcie, że pacjent jest przewlekle chory, a resztę sprawdzał aptekarz. – Teraz, aby wypełnić poprawnie receptę, muszę dokładnie przeszukać 185 stron obwieszczenia – mówi prof. Andrzej Friedman, kierownik Kliniki Neurologii w Bródnowskim Centrum Specjalistycznym. W razie błędu lekarzom grozi kara. Problem mają także aptekarze. Przede wszystkim nie wiedzą, jak interpretować obecne przepisy i na jakich zasadach realizować recepty wydawane w grudniu.
– Co, jeżeli na recepcie z zeszłego roku jest wypisana większa dawka – można ją zrealizować, czy nie? Z jaką ceną wydawać lek – grudniową czy obecną – pytają właściciele aptek.
Są też kłopoty z wydawaniem zamienników (według przepisów można wydać tylko jeden, ten, do którego najmniej dokłada NFZ). Urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia rozkładają ręce i mówią, że skargi należy kierować do byłej minister Ewy Kopacz. I dodają, że nie mogą interpretować prawa. Jutro przedstawiciele lekarzy mają spotkać się ponownie z ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem. Być może zostanie im przedstawiona kolejna propozycja załagodzenia sporu. Na razie z punktu widzenia pacjentów w sprawie recept jest pat.
Opinie prawne
Jolanta Budzowska
radca prawny, kancelaria Budzowska, Fiutowski i Partnerzy
Jeśli pacjent otrzyma pełnopłatną receptę, ma prawo dochodzić praw na drodze sądowej. Jeśli wylegitymuje się ważnym dokumentem potwierdzającym, że jest ubezpieczony, i mimo to lekarz nie wyda mu recepty uprawniającej do zniżki, pacjentowi przysługuje prawo żądania odszkodowania od lekarza. Nawet jeżeli na recepcie będzie widnieć pieczątka „Refundacja do decyzji NFZ” – nie chroni ona lekarza ani nie poprawia sytuacji pacjenta. Aby złożyć pozew, pacjent musi udowodnić, że w czasie wizyty przedstawił ubezpieczenie, mieć dowód w postaci ksero recepty oraz rachunek z apteki. Wtedy może żądać kwoty, jaką wydał dodatkowo.
Jolanta Orłowska-Heitzman
rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Naczelnej Radzie Lekarskiej
Pacjentom, którzy nie mogli zrealizować recepty na lek refundowany, przysługuje skarga do rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Trzeba jednak pamiętać, że mamy złe przepisy, które całą odpowiedzialność finansową za nienależną refundację przerzucają na lekarzy. Oni mają obowiązek zbadać pacjenta, postawić diagnozę i wypisać leki. Robią to, a określanie stopnia refundacji danego leku nie jest ich powinnością.
Paulina Kierzkowska-Knapik
radca prawny w kancelarii Baker & McKenzie
Lekarze zgodnie z rozporządzeniem o receptach są zobowiązani do wpisywania na recepcie poziomu odpłatności. Jeśli lek ma tylko jedną kategorię odpłatności, aptekarz ją poprawia zgodnie z tym samym rozporządzeniem. Jeśli ma więcej kategorii, aptekarz wydaje pacjentowi lek z najwyższą odpłatnością z wykazu. To może oznaczać szkodę dla NFZ, gdy pacjent, któremu nie przysługuje lek po niższej cenie (powinien dostać lek za 100 proc.), skorzysta z refundacji. Sytuacja się odwróci, jeśli pacjent dopłaci więcej, niż powinien – to on poniesie w takiej sytuacji szkodę.