Wszczęcie przez Komisję Europejską procedury w sprawie niemieckiej ustawy o płacy minimalnej (MiLoG) nic nie zmieniło dla polskich przewoźników. Tamtejsze służby celne wysyłają już pisma do polskich firm z żądaniem udostępnienia dokumentów dotyczących wynagrodzeń pracowników.
Zgodnie bowiem z obowiązującą od początku roku ustawą, każdy pracownik wykonujący pracę na terenie Niemiec ma prawo do wynagrodzenia nie mniejszego niż 8,5 euro za godzinę.
Oprócz tego firmy wykonujące przewozy na niemieckich drogach (tranzytowe, międzynarodowe i kabotażowe) musiały zgłosić taki zamiar i podać personalia kierowców, którzy będą je wykonywać. Przedsiębiorcy musieli też zobowiązać się do udostępnienia na żądanie celników całej dokumentacji dotyczącej wynagrodzenia pracownika.
Pierwsze firmy już takie wezwania dostają. „Ponieważ w przypadku ruchu tranzytowego obowiązek zgłaszania pracowników jest obecnie zawieszony, a Państwo mimo to przekazali plan zatrudnienia zgodnie z Rozporządzeniem o obowiązku meldunkowym w związku z zapłatą płacy minimalnej, wychodzę z założenia, że zatrudniali Państwo pracowników w transporcie kabotażowym lub w transporcie drogowym przy załadunku lub wyładunku” – czytamy w piśmie do jednej z firm transportowych. A jeśli tak, to przedsiębiorca ma dostarczyć niemieckiemu urzędowi takie dokumenty, jak umowy o pracę, rozliczenia płacowe, dowody przekazania wynagrodzenia, rejestracja czasu pracy itp.
– Cała korespondencja, która przychodzi do polskiej firmy, jest w języku niemieckim. Także żądane dokumenty trzeba przetłumaczyć na ten język i odesłać, co tylko generuje dodatkowe koszty – mówi Maciej Wroński, prezes Organizacji Pracodawców Transport i Logistyka Polska.
Nieprzekazanie wymaganej dokumentacji albo niedochowanie wymaganych terminów może skutkować karą w wysokości do 30 tys. euro. Jeśli jednak się okaże, że wynagrodzenie kierowcy (za czas przepracowany na terytorium Niemiec) było niższe niż 8,5 euro/h, przedsiębiorca może zapłacić karę do 500 tys. euro.
19 maja Komisja Europejska co prawda uznała niemieckie przepisy za niezgodne z unijną swobodą świadczenia usług i przepływu towarów (jako „tworzące nieproporcjonalne bariery administracyjne, które uniemożliwiają właściwe funkcjonowanie rynku wewnętrznego”), jednak ustawa formalnie obowiązuje. Zwłaszcza że Niemcy mają dwa miesiące na odpowiedź i dopiero po tym czasie KE zdecyduje ewentualnie o skierowaniu sprawy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Co więcej, ze stanowiska Komisji jasno wynika tylko to, że sprzeczne z unijnym prawem jest stosowanie MiLoG do przewozów tranzytowych. Co do kabotażu, przewozów dwustronnych, a nawet tranzytu połączonego z przeładunkiem na terytorium Niemiec, nie ma jasnego stanowiska.
Dlatego Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce, zwrócił się do premier Ewy Kopacz, by ta wystąpiła do niemieckiego rządu z postulatem „zawieszenia stosowania przepisów MiLoG dla wszystkich operacji transportowych realizowanych przez zagranicznych przewoźników”.