Zagraniczni kierowcy, którzy jadą naszymi drogami płatnymi bez uiszczania e-myta, są bezkarni, o ile nie zostaną złapani na drodze. Stacjonarny system kontroli, budowany za miliardy , jest wobec nich bezradny.
Za każdy przypadek, gdy bramownica wyposażona w kamerę nie odnotuje pobrania e-myta, kierowcy grozi grzywna w wysokości 3 tys. zł. Od momentu uruchomienia Systemu Elektronicznego Poboru Opłat ViaTOLL, Główny Inspektorat Transportu Drogowego wydał 7386 decyzji o nałożeniu kary na cudzoziemców. Nawiasem mówiąc, co ósma decyzja została potem uchylona, po ponownym rozpoznaniu sprawy. Dla porównania, wobec Polaków GITD do końca stycznia wszczęła 18 470 postępowań o nałożenie kary administracyjnej.
Nie oznacza to jednak, że cudzoziemscy kierowcy płacą za korzystanie z dróg. Według naszych niepotwierdzonych jeszcze informacji samochody zagraniczne dokonały kilkuset tysiecy przejazdów bez opłaty. Tyle wychwytują bramownice. O ile w przypadku rodzimych kierowców gros postępowań w sprawie nieopłacenia przejazdu wszczynane jest na podstawie kontroli stacjonarnej (zdjęć z kamer na bramownicach), to w przypadku cudzoziemców w taki sposób nie wszczęto żadnego postępowania. Dlaczego?

Schylić się po trzy tysiące

– Wystawianie decyzji o nałożeniu kary pieniężnej na kierowców mających miejsce zamieszkania za granicą, jest utrudnione z przyczyn wynikających z obowiązującego systemu prawnego i specyfiki działania Systemu Elektronicznego Poboru Opłat – mówi Alvin Gajadhur, rzecznik GITD.
– Bariery administracyjne w znacznym stopniu ograniczają możliwość ustalenia sprawcy naruszenia i nałożenia stosownej kary w ramach kontroli stacjonarnej – tłumaczy.
Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców, z której korzysta GITD, nie obejmuje bowiem pojazdów zarejestrowanych za granicą. To skutkuje problemami w ustaleniu danych właściciela pojazdu uwiecznionego przez kamerę.
– Nawet w przypadku pozyskania takich informacji i wydania rozstrzygnięcia nakładającego karę znacznym problemem będzie jej wyegzekwowanie od osoby mającej miejsce stałego zamieszkania poza granicami RP. Koszty egzekucji kary mogą przekroczyć jej wysokość – wyjaśnia rzecznik GITD.
Czy rzeczywiście? Do opłacenia e-myta zobowiązani są kierowcy TIR, autobusów oraz samochodów osobowych z przyczepkami czy kamperów. Jednak ta ostatnia grupa stanowi bardzo niewielki odsetek użytkowników dróg płatnych (ok. 3 proc.). Głównie mamy więc do czynienia z samochodami służbowymi. Nawet więc jeśli pojazd należy do firmy zarejestrowanej w innym kraju, ustalenie personaliów kierowcy nie jest tak trudne, jak w przypadku aut prywatnych.
– Praktyczna bezkarność cudzoziemców za naruszenia przepisów o e-mycie wynika z niewłaściwych rozwiązań o charakterze organizacyjno-technicznym. I nie pomogą tu żadne zmiany obowiązującego prawa. Nie ma bowiem porozumień międzynarodowych o wzajemnej egzekucji kar administracyjnych, szczególnie ze wschodnimi państwami nieunijnymi, których pojazdy najczęściej przejeżdżają tranzytem przez polskie drogi – potwierdza Maciej Wroński, szef działu prawnego Ogólnopolskiego Związku Przedsiębiorców Transportu Drogowego.
– Jednak argument, że kara w wysokości 3 tys. zł jest zbyt niska, aby ją wyegzekwować od zagranicznych kierowców, jest śmieszny. W Niemczech za przejazd bez wniesienia e-myta wysokość kary wynosić może zaledwie 100 euro i jakoś nie przeszkadza to w skutecznej egzekucji prawa – mówi prawnik.
Z kolei mec. Paweł Judek z kancelarii Działyński i Judek, który specjalizuje się w prawie transportowym, uważa, że zachowanie GITD jest racjonalne.
– Koszty egzekucji należnych opłat nie powinny przekraczać zysków z nich uzyskiwanych. W tym przypadku rzeczywiście każdorazowo byłby to spory problem. Egzekucja polskich decyzji administracyjnych w innym kraju byłaby co najmniej problematyczna, jeśli nie niemożliwa – twierdzi.
W tej sytuacji aby zagraniczni kierowcy nie czuli się bezkarni, należy zatrzymać ich na drodze. Trzeba więc przyznać, że obce tablice rejestracyjne działają na inspektorów jak magnes i to takie pojazdy są zatrzymywane do kontroli w pierwszej kolejności.
– Problem polega na tym, że kontrolowane są tylko te auta, które mają tego pecha, że znajdą się w pobliżu patrolu. A to system w czasie rzeczywistym powinien przekazywać informacje o naruszeniu do mobilnych patroli, które powinny wówczas reagować – wskazuje Maciej Wroński z OZPTD.

Przepisy dla wybranych

Tak czy owak, mamy do czynienia z dyskryminacją grupy kierowców.
– W tym przypadku polskie państwo dyskryminuje polskich obywateli. Zresztą dotyczy to nie tylko egzekucji kar za przejazd pojazdu bez wniesienia e-myta, ale także mandatów nakładanych za naruszenia przepisów ruchu drogowego ujawniane za pomocą fotoradarów. Jest to dość dziwna sytuacja, która może sugerować, iż egzekucja prawa nie ma na celu prewencji, ale wyłącznie zapewnienie wpływów do Krajowego Funduszu Drogowego – twierdzi Maciej Wroński.
Co ciekawe, jeśli inspektorzy stwierdzą naruszenie popełnione przez zagranicznego kierowcę, wystawiają od razu decyzję o nałożeniu kary administracyjnej.
– Takie decyzje są wydawane z rażącym naruszeniem podstawowych zasad gwarantowanych stronie przez kodeks postępowania administracyjnego. Na drodze inspekcja może wydać najwyżej zawiadomienie o wszczęciu postępowania administracyjnego – uważa Iwona Szwed z biura prawnego Arena 561.
– Kierowca, który jest stroną postępowania, musi mieć czas na odniesienie się do zarzutów i wniesienie wyjaśnień. Musi mieć szansę zalogowania się do systemu viaTOLL i sprawdzenia sald na rachunku, przedstawienia dokumentu reklamacyjnego lub przesłuchania w charakterze świadka np. osoby odpowiadającej w firmie za uiszczanie elektronicznej opłaty – podkreśla prawniczka.
Trzeba przyznać, że obce tablice działają na inspektorów jak magnes