ElectroMobility Poland przesunęła termin zgłaszania projektów do konkursu, nie chciała ujawnić, kto zasiada w jury, ani ile ostatecznie zgłoszeń wpłynęło. W końcu wczoraj zabrała głos. Ale niewiele powiedziała.
Spośród kilkunastu zgłoszonych projektów spółka ElectroMobility Poland wybierze auto elektryczne, które w przyszłości ma szansę trafić do masowej produkcji
200 chętnych, naście pomysłów
„Niemal 200 podmiotów chce zbudować prototyp polskiego samochodu elektrycznego” – ogłosiła wczoraj ElectroMobility Poland (EMP), firma powołana w celu uruchomienia masowej produkcji polskiego samochodu elektrycznego. Firmy, projektanci i konstruktorzy, którzy zamierzają wziąć w udział w przetaczającej się przez branżę motoryzacyjną rewolucji, połączyły się w konsorcja, czego efektem jest kilkanaście projektów zgłoszonych do EMP.
– Dzięki temu zmaksymalizowali swój potencjał, a do EMP trafiły wartościowe propozycje. Poziom zgłoszeń, jest – jak się spodziewaliśmy – zróżnicowany, ale wiemy już, że zawierają one ciekawe rozwiązania, które będą mogły zostać przez nas praktycznie wykorzystane w pracach nad e-autem – tak liczbę i jakość zgłoszeń komentował Piotr Zaremba, dyrektor zarządzający EMP.
Porozumienie, którego efektem jest zgłoszenie do konkursu, zawarło m.in. kilkanaście firm skupionych wokół Polskiej Grupy Motoryzacyjnej (PGM). To stowarzyszenie skupiające polskich producentów części i podzespołów dla przemysłu motoryzacyjnego. W skład porozumienia weszli członkowie PGM i firmy współpracujące ze stowarzyszeniem. Między innymi Sanok Rubber Company, notowany na warszawskiej giełdzie dostawca wyrobów gumowych, wytwarzający filtry PZL-Sędziszów czy produkująca komponenty z tworzyw sztucznych i formy wtryskowe Sierosławski Group.
– Jeśli nasza oferta zostanie zaakceptowana, a jednocześnie warunki, na jakich EMP wspierać będzie dalszym rozwój projektu, to jesteśmy gotowi przekształcić się w konsorcjum i zbudować prototyp. Skupione wokół projektu firmy gotowe są wnieść swoją wiedzę i doświadczenie zebrane w trakcie wieloletniej współpracy z branżą motoryzacyjną. Nie chcą na konstruowaniu prototypu zarobić, ale liczą, że EMP zrekompensuje im poniesione nakłady – mówi Bartosz Mielecki, dyrektor zarządzający PGM.
Do porozumienia należy także zespół projektowy kierowany przez Mateusza Tomiczka, stylisty współpracującego m.in. ze Skodą. Jest on jednym ze zwycięzców rozstrzygniętego pod koniec września konkursu na wizualizację nadwozia polskiego auta elektrycznego. Uznanie jury zyskały wtedy cztery prace, w tym przedstawiony przez Tomiczka CURIE+. To na bazie tego projektu ma powstać prototyp auta.
– To najbardziej zaawansowany projekt, wykraczający poza wymagania pierwszego etapu konkursu. Oceniliśmy, że ma duże szanse na przejście do kolejnego etapu – mówi Mielecki.
Najpierw 70 tys. zł, później 3 mln zł
Ile pieniędzy dostaną wybrane przez EMP konsorcja na zbudowanie prototypu, tego dokładnie nie wiadomo. Zwycięzcy konkursu na wizualizację nadwozia otrzymali po 50 tys. zł. Na obecnym etapie zespoły zainteresowane współpracą ze spółką EMP miały dostarczyć wstępną koncepcję techniczną prototypu oraz zarys biznesowego pomysłu na jego seryjną produkcję wraz z kosztorysem. Zgłoszenie musiało zawierać m.in. opis designu, systemów technicznych samochodu, proponowany model sprzedaży, a także cenę auta dla klientów. Za włożoną pracę w przygotowanie koncepcji EMP zapłaci 70 tys. zł. Na zbudowanie jeżdżącego prototypu, według wstępnych założeń, będzie można uzyskać 2,5–3 mln zł w przypadku nieco większego auta miejskiego kategorii M1 lub 1–1,5 mln na zbudowanie mniejszego pojazdu kategorii L7e (masa nie większa niż 400 kg, moc silnika do 15 kW). Nie dla wszystkich firm takie warunki okazały się atrakcyjne.
– Prace nad przygotowaniem dokumentacji prototypu całkowicie zaangażowałby nasz zespół i opóźniły realizację naszych własnych projektów, takich jak eKarta (pierwsza na świecie liga gokartów elektrycznych) i gokarta autonomicznego. A jednocześnie wynagrodzenie nie uwzględniłoby oddania praw autorskich do rozwiązań technologicznych wypracowanych wcześniej przez naszą firmę, które byłyby częścią projektu – mówi Włodzimierz Gołębiowski, prezes Born Energy. Spółka dysponuje układami napędu elektrycznego i innowacyjnym systemem zarządzania bateriami. Firma wzięła udział w konkursie na wizualizację nadwozia polskiego auta elektrycznego, ale jej projekt nie znalazł uznania jury.
– Chcemy natomiast kontynuować współpracę z EMP i skorzystaliśmy z możliwości zgłoszenia współpracy w zakresie technologii zarządzania bateriami do ewentualnego wykorzystania w konstruowanych prototypach – dodaje Gołębiowski.
Eksperci dość sceptycznie odnoszą się do kwoty, która ma zostać przeznaczona na zbudowanie prototypu elektrycznego auta.
– Założenie, że niskim kosztem zbudujemy tanie auto, może okazać się trudne do zrealizowania. Wymagania klientów rosną, poprzeczka wisi wysoko także ze względu na wyśrubowane normy techniczne i bezpieczeństwa. To wszystko kosztuje – zwraca uwagę dr inż. Stanisław Gawron z instytutu Komel, który nad napędami elektrycznymi pracuje już ponad dekadę.
Pod koniec zeszłego roku firma Exact Systems, zajmująca się kontrolą jakości w branży motoryzacyjnej, zapytała działające w niej firmy, czy plan rozwoju elektromobilności przedstawiony przez rząd jest możliwy do realizacji w zakładanych ramach czasowych i ilościowych. Odpowiedzi twierdzącej udzieliło 24 proc. przedsiębiorców, dwie trzecie są przekonane, że się nie uda. Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju premiera Mateusza Morawieckiego zakłada, że do 2025 r. po polskich drogach jeździć będzie milion elektrycznych aut. EMP jest głównym narzędziem tego planu.
Auta nie ma, ale są chętni
Pierwsze prototypy, które zbudują uczestnicy trwającego konkursu, mają pojawić się na drogach wiosną 2019 r. Ich zakupem i testowaniem zainteresowani są udziałowcy EMP. Samochody zamierzają kupić Enea, Energa, PGE i Tauron. Także Telewizja Polska chce testować polskie auta elektryczne i promować ideę elektromobilności w swoich programach.
– Ta koncepcja ma sens, bo pozwoli wyeliminować wady i udoskonalić samochód, zanim trafi do produkcji – ocenia Bartosz Mielecki.
Testowanie aut w spółkach z grupy kapitałowej Skarbu Państwa to sposób EMP na nadrobienie dystansu do największych koncernów motoryzacyjnych na świecie, z którymi na końcu będzie się musiał zmierzyć polski samochód elektryczny. A te inwestują w rozwój aut elektrycznych coraz intensywniej i to kwoty bez porównania większe niż EMP. Ostatnio nową strategię w tym obszarze ogłosił Ford. Koncern z Detroit zamierza wydać na rozwój oferty aut elektrycznych nie 4,5 mld dol., jak planował wcześniej, ale 11 mld dol. do 2022 r. Na rynku ma się pojawić do tego czasu 40 modeli elektrycznych. EMP według planów rządu ma zostać dokapitalizowana kwotą 1 mld zł, dotychczas otrzymała od udziałowców 10 mln zł.
O postępach prac nad polskim autem elektrycznym EMP informuje z dużą wstrzemięźliwością. Jeszcze w zeszłym tygodniu rzecznik firmy Ewa Baldys twierdziła, że żadnych informacji w sprawie obecnego etapu konkursu spółka, która korzysta z publicznych pieniędzy (EMP nie zgadza się z tym sformułowanie, choć wpłaty na jej kapitał dokonały firmy kontrolowane przez państwo), nie będzie udzielać do końca lutego. W tym terminie powołana przez EMP Komisja Oceniająca ma wybrać te projekty, na podstawie których powstanie jeden lub kilka prototypów. „Obecnie trwa etap wstępnej selekcji otrzymanej dokumentacji oraz ich oceny pod kątem potencjału biznesowego i zgodności z wymogami technicznymi. Zakończy się on wyborem projektów, które w opinii ekspertów z Komisji Oceniającej stwarzają realną szansę na uruchomienie produkcji seryjnej polskiego samochodu elektrycznego. W skład komisji, powołanej do oceny i selekcji najlepszych projektów, weszło 12 ekspertów z różnych dziedzin” – napisała spółka we wczorajszym komunikacie. EMP odmówiła podania nazwisk ekspertów, zapewniając jedynie, że „w tym gronie znaleźli się przede wszystkim specjaliści z branży motoryzacyjnej, projektanci i konstruktorzy pojazdów, a także przedstawiciele branży badawczo-rozwojowej, naukowej i technicznej związanej z tematyką automotive”.