Spółka PKP Polskie Linie Kolejowe chce w czerwcu rozpocząć modernizację linii E20 między Warszawą i Poznaniem. Prace pochłoną ok. 2,2 mld zł. Tym kosztem kolejarze osiągną skrócenie czasu przejazdu dla ekspresów jadących z Warszawy do Poznania o zaledwie... pięć minut.
Prezes Fundacji Pro Kolej Jakub Majewski twierdzi, że PKP zaplanowały tę inwestycję w rozdmuchanej skali po to tylko, by przerobić pieniądze z UE. Gdyby remontu nie wykonano, środki trzeba by zwrócić. A to byłoby kompromitacją resortu infrastruktury.
Kontrowersje polegają na tym, że kolejarze z PKP Polskich Linii Kolejowych zaplanowali, iż do wymiany pójdą m.in. tory i trakcja, które mają zużycie na poziomie jedynie 30–40 proc. Czyli jeszcze przez wiele lat mogłyby przenosić obecny ruch.
– W Europie Zachodniej nikt nie rozbiera torów w dobrym stanie technicznym, żeby położyć nowe i jeździć po nich z taką samą prędkością, czyli nie więcej niż 160 km/h – mówi Jakub Majewski.
W tej sprawie istnieje podejrzenie, że przedstawiona Unii przez PKP prognoza skrócenia zakładanych czasów przejazdu opiera się na podkręconych parametrach. Poza tym projekt przewiduje również prace w miejscach wyremontowanych w ostatnich trzech latach.
Fundacja Pro Kolej złożyła w Dyrekcji Generalnej ds. Mobilności i Transportu Komisji Europejskiej zawiadomienie o nieprawidłowościach w tej sprawie. Jeśli KE potwierdzi te zastrzeżenia i dopatrzy się uchybień, może wstrzymać albo ograniczyć dofinansowanie. Tu wynosi ono 85 proc. wartości.
Od początku roku PKP PLK podpisały 58 umów na modernizację infrastruktury o wartości 1,8 mld zł. Prace na E20 tę wartość podniosą ponad dwukrotnie.
Linia E20 to kolejny problem ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka po tym, jak prokuratura postawiła zarzuty czterem członkom zarządu PKP.
Czy minister od dróg przejedzie się na kolei?
Szef resortu infrastruktury Andrzej Adamczyk nie ma dobrej passy. Został zmuszony do odwołania zarządu PKP po tym, jak na początku miesiąca prokuratura postawiła czterem jego członkom zarzuty niegospodarności. Chodzi o umowę z firmą Sensus Group na udział w zabezpieczaniu antyterrorystycznym dworców kolejowych.
Władze PKP pod wodzą Mirosława Pawłowskiego podpisały z Sensus Group umowę wartą 1,9 mln zł. Firma miała opracować procedury w zakresie zagrożenia atakami terrorystycznymi na dworcach PKP, szkolić pracowników kolei i wspierać ochronę pirotechniczną w trakcie Światowych Dni Młodzieży. Jak wykazały audyty, w trakcie zawierania kontraktu spółka nie figurowała jednak w KRS. Do tego ceny sprzętu, który zgodnie z umową miała kupić (m.in. kamizelki taktyczne, ręczne detektory metali, lustra do kontroli podwozi aut), były zawyżone ponad czterokrotnie. Z audytu wynika, że powinien kosztować 92 tys. zł, podczas gdy spółka wyceniła go na 380 tys. zł.
– Minister natychmiast po otrzymaniu wiarygodnych informacji, w tym dokumentów wskazujących na możliwe nieprawidłowości związane z zawarciem umowy na ochronę dworców podczas ŚDM, skierował 5 lipca 2016 r. pisemne zawiadomienie do CBA – usłyszeliśmy w resorcie. Radio RMF zauważa jednak, że minister Adamczyk o sprawie dowiedział się 16 czerwca ubiegłego roku. A to oznacza, że CBA zostało poinformowane o sprawie dopiero 20 dni później. Sam Adamczyk twierdzi, że dowiedział się o niej 10 dni przed złożeniem zawiadomienia.