Samorządy od lat mają problemy z zapewnieniem lokali socjalnych i zastępczych. Z reguły ich działania ograniczają się do wypłacania odszkodowań właścicielom prywatnych budynków, którzy nie mogą pozbyć się niepłacących lokatorów mimo wyroku eksmisyjnego. I myli się ten, kto myśli, że samorządy same z siebie wypłacają rekompensatę. Do tego muszą je zmusić sądy.
Tymczasem orzeczone przez sądy eksmisje coraz częściej dotykają nie tylko ludzie z marginesu społecznego. W pewnych grupach skala ubóstwa z roku na rok rośnie – mowa o rodzinach wielodzietnych, emerytach i rencistach. Przy czym, o ile od kwietnia te pierwsze będą mogły choć odrobinę odbić się od dna dzięki programowi 500+, to ci drudzy nadal będą musieli wybierać, czy wykupić lekarstwa i żywność, czy też opłacić czynsz. Wybierają lekarstwa i jedzenie, a efekt jest prosty do przewidzenia – zadłużenie wzrasta i przybiera niewyobrażalne dla tych ludzi kwoty kilku tysięcy złotych.
Problemu nie rozwiązują dodatki mieszkaniowe, które po pierwsze zależą od dochodu gospodarstwa domowego i metrażu, a po drugie są po prostu niskie. Ponadto starsi, schorowani ludzie nawet nie wiedzą, że mogą o taką pomoc się zgłosić. Innym nie pozwala źle rozumiana duma. Tymczasem patrząc na zapowiedzi ekspertów od ubezpieczeń społecznych, problem ubożenia emerytów i rencistów będzie narastał.
Poznań postanowił rozwiązać problem braku lokali socjalnych. Będzie dopłacać do czynszów rynkowych, które muszą płacić prywatnym właścicielom rodziny, którym gminy nie są w stanie zapewnić lokalu socjalnego, którego dostarczenie nakazał sąd. Pomysł godny pochwały, jednak rozwiązanie tylko połowiczne. Przede wszystkim atrakcyjne dla właścicieli budynków i gminy, która w ten sposób będzie mogła w przyszłości uniknąć wypłaty odszkodowań. Dla lokatorów z eksmisją tak naprawdę nic się nie zmienia. Oni i tak w końcu zostaną przeniesieni gdzieś na obrzeża miast do lokali bez gazu i wody.
Piętą achillesową samorządów jest to, że od lat nie inwestują w budownictwo komunalne. Dlaczego? Bo po pierwsze koszty inwestycji – przede wszystkim ze względu na grunty – są ogromne, po drugie to się nie opłaca. Gmina przecież nie może zarabiać na zadaniach własnych. W efekcie lepiej nic nie robić.
Tylko czy to jest rozwiązanie? Nie, szczególnie że samorządy powinny zabezpieczać potrzeby swoich mieszkańców. Jednak jak na ironię, gdy pojawiają się tego typu stwierdzenia, od razu w kontrze słychać, że rozdawnictwo jest najgorszym sposobem pomocy, a mieszkańcy są roszczeniowi. I w tym wszystkim to jest najgorsze, że w odpowiedzi na argumenty pojawiają się puste hasła, natomiast nie podejmuje się żadnych działań, szczególnie długofalowych, których celem powinno być zapobieganie negatywnym zjawiskom społecznym, a nie gaszenie naprędce pożarów.