Postulaty darmowej komunikacji miejskiej w Warszawie wysunęło już dwóch kandydatów na prezydenta miasta. Ta forma przejazdów została wprowadzona w wielu miastach europejskich i jest coraz bardziej popularna w Polsce. Czy to się gminom opłaca?

Darmowa komunikacja miejska funkcjonuje już w kilku miastach Polski. Jako pierwsze wprowadziły ją Żory. W ślad za nimi poszedł m.in. Lubin, Świerklany, Nysa, Goleniów i Mława. Z pewnymi ograniczeniami darmowa komunikacja miejska obowiązuje już w 29 miastach Polski. Na świecie to rozwiązanie również zyskuje na popularności i wdrażają je nie tylko małe miasta, ale również wielkie aglomeracje: Tallin, Sydney, Miami, Seattle, Cardiff czy Bangkok.

Darmowa komunikacja miejska w Warszawie jest jedną z obietnic kandydata PiS na prezydenta miasta Jacka Sasina. Nieco odmienną propozycję na Twitterze złożył Piotr Guział. Jego zdaniem darmowa komunikacja dla wszystkich to „tani populizm”, a uczciwą obietnicą są darmowe przejazdy dla studentów i o połowę tańsze dla warszawiaków.

- Nie jest to tani populizm. Ratusz dopłaca do darmowej komunikacji 750 tys. zł rocznie. Aby zrównoważyć ten ubytek wystarczyłoby, aby 250 tys. osób zaczęło płacić w Warszawie podatki. Darmową komunikacją miejską zamierzamy zrobić to, czego nie udało się zrobić Hannie Gronkiewicz-Waltz, czyli namówić, by mieszkańcy to zrobili – mówi Jacek Sasin.

- Ludzie działają racjonalnie i policzą, że dla dwuosobowej rodziny oszczędności z darmowej komunikacji miejskiej wyniosą rocznie ponad 2500 zł rocznie. To wystarczy, aby skłonić ich do złożenia PIT w warszawskim urzędzie skarbowym – dodaje Sasin.

Włodarze polskich miast, które już zdecydowały się wprowadzić darmową komunikacje miejską są zadowoleni z tego rozwiązania.

- Możemy śmiało powiedzieć, że dokonaliśmy rewolucji w transporcie publicznym. Podjęliśmy odważną decyzję. Patrząc z perspektywy czasu, słuszną decyzję. Wdrażając ten projekt, wyznaczyliśmy kilka celów. Nadrzędnym był wzrost liczby pasażerów w autobusach miejskich. Udało się. Cel osiągnięto – mówi prezydent Żor Waldemar Socha

-Pojazdy obsługujące bezpłatną komunikację miejską, to w większości autobusy wyprodukowane w 2014 roku. Nowoczesne i wygodne. Nasi mieszkańcy zaczęli przesiadać się z prywatnych samochodów do autobusów. Z bezpłatnego transportu korzystają osoby pracujące, dzieci i młodzież w wieku szkolnym, seniorzy, osoby poszukujące pracy czy matki z dziećmi. To przyjazne rozwiązanie dla wszystkich grup społecznych - dodaje.

Podobnie sytuacja wygląda w Lubinie. Tu roczny koszt utrzymania komunikacji miejskiej to 12 mln zł. Wpływy z biletów wynosiły 6 mln zł. Koszt druku, rozprowadzenia, kontroli biletów i windykacji wynosił około 1 mln. zł. Zatem darmowa komunikacja będzie kosztować miasto dodatkowe 5 mln zł, ale miasto uważa, że warto ponieść ten wydatek.

Od początku tego roku stolica Estonii Tallin jest pierwszą unijną stolicą, która zapewnia swym mieszkańcom bezpłatne przejazdy publicznymi środkami transportu. Likwidację opłat poprzedziło referendum, w którym ponad 75 proc. głosujących opowiedziało się za likwidacją opłat za korzystanie z komunikacji miejskiej.

Motywacja Tallina była taka sama jak wszędzie - ograniczyć ruch samochodów w mieści i skłonić mieszkańców miasta do płacenia tu podatków.

Władze stolicy Estonii na projekt bezpłatnego transportu przeznaczyły 12 mln euro, czyli 2,5 proc. budżetu na 2013 r.

W szwedzkim mieście Avesta (14 tys. mieszkańców) w regionie Dalarna, położonym 150 km na północny zachód od Sztokholmu, bezpłatna komunikacja funkcjonuje od połowy 2012 roku. Projekt ma potrwać do połowy 2014, wówczas władze gminy zdecydują, czy będzie on kontynuowany. Według pierwszych szacunków rezygnacja z opłat spowodowała dwukrotny wzrost liczby pasażerów autobusów i zmniejszenie wykorzystania prywatnych samochodów (o 100 tys. kursów rocznie).

Okazuje się jednak, że miasta, które wprowadzały darmowy transport jeszcze w latach 90. XX w. pomału wycofują się z tych pomysłów.

Tak jest m.in. w Hasselt w Belgii. Darmowy transport komunikacją miejską wprowadzono tu w latach 90. XX w. jako alternatywę dla planów budowy bardzo drogiej obwodnicy miasta. Spowodowało to wzrost liczby pasażerów transportu publicznego o 1300 proc. Miasto ograniczyło liczbę parkingów miejskich i wprowadziło system rowerowego dostarczania towarów.

Teraz jednak władze Hasselt chce zrezygnować z darmowego systemu komunikacji miejskiej. Zieloni i organizacje ekologiczne walczą o utrzymanie zerowej taryfy na przejazdy.

Podobnie było w stolicy fińskich autonomicznych Wysp Alandzkich - Mariehamn. Tu bezpłatna komunikacja miejska funkcjonowała od 2000 roku do połowy 2013 roku. Przez ten czas liczba osób korzystających z miejskich autobusów wzrosła trzykrotnie, do prawie 300 tys. Jednak wysoki koszt utrzymania taboru, sięgający 800 tys. koron, przyczynił się do decyzji samorządu o likwidacji bezpłatnej komunikacji i ponownego wprowadzenia biletów.

- Komunikacja miejska powinna być możliwie tania, ale nie darmowa - mówi dr Łukasz Zaborowski ekspert Instytutu Sobieskiego. - Tania komunikacja ma te same zalety co darmowa, ale jest pozbawiona ich wad. Przede wszystkim jeśli coś jest darmowe, to jest to pozbawione rachunku ekonomicznego. Skąd w mieście, które przyjmuje takie rozwiązanie, wiadomo jakie ma ono wady i zalety? Poza tym darmowa komunikacja jest dla miasta czystym kosztem i w związku z tym może stać się celem walki politycznej. Jeśli coś jest kosztem to opozycja będzie to wykorzystywała przeciwko rządzącym, a ci będą dążyli do redukcji tego kosztu. W efekcie dojdzie do obniżenia standardu tej usługi. Wreszcie jeśli coś jest darmowe to nie ma poczucia, że jest to coś warte. Dochodzi więc do nadużywania usługi i generowania kolejnych kosztów - dodaje.

– Już kilkanaście lat temu w Niemczech wyliczono, że każda marka dołożona do komunikacji publicznej, daje dwie marki oszczędności w innych dziedzinach – podsumowuje.