Ruchy miejskie domagają się ograniczenia możliwości łączenia funkcji radnych samorządu z pracą w spółkach i instytucjach samorządowych. Twierdzą, że obecne przepisy prowadzą do nadużyć, dlatego przygotowali projekt zmiany ustawy w tej dziedzinie. Zaprezentowali go w czwartek na konferencji prasowej w Warszawie.

Aktywiści ruchu Miasto Jest Nasze poinformowali na konferencji prasowej o tym ile w spółkach i instytucjach należących do samorządu stolicy i Mazowsza zarabiają radni i burmistrzowie związani z Platformą Obywatelską. Na pierwszym miejscu znalazł się radny KO Mariusz Frankowski z kwotą niemal 237 tys. zł rocznie, na kolejnym: radny Kacper Pietrusiński – zarobił w ciągu roku w instytucjach podległych samorządowi ok. 204 tys. zł, na trzecim - Ryszard Zięciak radny Ursynowa z kwotą 168 tys. zł rocznie.

"Najlepsi świetnie łączą pracę radnego z dwoma kierowniczymi lub zarządczymi stanowiskami. Przykład idzie od przewodniczącego klubu KO - Jarosława Szostakowskiego, który zasiada w spółce Rewitalizacja z Radomia (wynagrodzenie - 34 tys. rocznie)" – napisali działacze MJN w materiale przekazanym dziennikarzom.

W ich ocenie "dwie instytucje powiązane z samorządami, a konkretnie z samorządem województwa mazowieckiego, zatrudniają zaskakująco dużo radnych. W Centrum Administracyjnym Mazovia w radzie nadzorczej i zarządzie zasiadają radni Marcin Rolnik (wynagrodzenie - 85 tys. rocznie) i Paweł Lech (wynagrodzenie - 22 tys. rocznie), oprócz nich w tych ciałach zasiadają związani z PSL i PO Artur Brzóska i Dominik Łężak".

"Drugą instytucją godną uwagi jest Mazowiecka Jednostka Wdrażania Programów Unijnych" – wskazali na konferencji prasowej. "Warto przypomnieć, iż na czele MJWPU stoi warszawski radny PO Mariusz Frankowski. Jako p.o. dyrektora w roku 2018 zarobił 185 tys. złotych. Dodatkowe 50 tys. uzyskał, jako przewodniczący rady nadzorczej Warszawskiej Kolei Dojazdowej" - oznajmili.

Aktywiści miejscy pytają, czy w trwającym dziś kryzysie właściwym jest, by osoby zarabiające, jako burmistrzowie i jednocześnie radni, pobierały dodatkowo uposażenie członków rad nadzorczych w spółkach miejskich w wysokości 20-50 tys. zł rocznie? "Czy oszczędzając na wszystkim, także na pracownikach (stołeczny ratusz wstrzymał obecnie wszelkie zatrudnienia), władze miasta powinny pozwalać na zapewnianie takich dodatków do wynagrodzeń swoich partyjnych kolegów?" - chcą wiedzieć aktywiści.

"Nie chodzi nam o to, żeby krytykować radnych za to, że oprócz diety radnego mają inne dochody. Nasz niepokój budzi fakt, że radni są zatrudniani w spółkach, które są nadzorowane przez ich partyjnych kolegów. Sprzeciw wobec partii potencjalnie skutkowałby utratą głównego źródła dochodu, przez co niezależność radnych staje się fikcją" – powiedział członek zarządu Miasto Jest Nasze Bartosz Gołąbek. Dodał, że problemem jest to, że intratne posady z wysokimi wynagrodzenia nie są rozdzielane w transparentny sposób.

Dlatego MJN wraz z ruchem miejskim "Tak dla Łodzi", który zorganizował podobną konferencję w Łodzi zapowiedział złożenie w formie petycji projektu ustawy ograniczającej proceder łączenia funkcji radnych samorządu z pracą dla samorządu.