31 stycznia br. weszła w życie nowelizacja Kodeksu wyborczego, która od samego początku konsultacji przyprawiła większość samorządowców o gęsią skórkę, ale i lekki ból głowy. Choć z pewnych, radykalnych zmian w organizacji i przebiegu wyborów, jak np. uciążliwego dla nich nagrywania prac komisji wyborczych zdążono zrezygnować - to o ile skórka zniknęła, tak ból pozostał. I narasta… Widmo niedofinansowania i dokładania z własnego portfela, braki kadrowe, niejasne uchwały Państwowej Komisji Wyborczej i ciągła gonitwa, by zdążyć przed 21 października - to tylko czubek góry lodowej.

Nie wykluczone, że wkrótce samorządowcy nabawią się niezłej migreny, a co gorsze może brakować na nią lekarstwa. Tak może się stać przede wszystkim w mniejszych gminach, ale i miast to specjalnie nie ominie.

Jak twierdzi Joanna Proniewicz ze Związku Miast Polskich, najwięcej problemów spowoduje brak chętnych do pracy w obwodowych komisjach wyborczych - zarówno w większych, jak i mniejszych miastach. Komitety sygnalizują, że dylemat pojawił się, mimo zmniejszenia ilości obowiązków członków komisji. Trudności sprawiają również rezygnacje członków komisji, szczególnie w przypadku, gdy w skład komisji wchodzi minimalna ich liczba.

- Będziemy musieli borykać się też z brakiem doświadczenia i słabym przeszkoleniem członków komisji, a także z krótkimi terminami, wynikającymi z kalendarza wyborczego, co też przekłada się na naprawdę dużą intensywność prac – mówi przedstawiciel ZMP.

To zarówno jest niedogodnością dla organu obsługującego wybory, jak i samych komitetów oraz wyborców. Mowa tu choćby o krótszych terminach zgłaszania przez komitety list kandydatów.

- Do tego kłopotliwa może okazać się zagmatwana procedura przeprowadzenia wyborów, np. przy konieczności podwójnej liczby członków komisji wyborczych. Jak już słyszymy - zainteresowani pracą w komisjach zgłaszają się przede wszystkim do tych "dziennych" składów – mówi Proniewicz.

A co z tymi nocnymi, do liczenia głosów? Te przecież też muszą być obsadzone.

Niezrozumiałe przepisy i nieprecyzyjne uchwały PKW

Problemy sygnalizowane przez miasta związane są też z przekazywaniem do depozytu w Archiwum Państwowym kart do głosowania - już po wyborach. A to niestety wynika z niespójności niektórych przepisów dotyczących obiegu dokumentów, ze znowelizowanym kodeksem wyborczym.

- Niejasne są nowe zasady przekazywania materiałów wyborczych. Mowa tu głównie o pakowaniu „pakietów wyborczych” przez komisje i ich przekazywania między organami oraz o kosztach przygotowania i przechowywania zbiorczych pakietów kart. Mówiąc wprost, brakuje odpowiedniego rozporządzenia wykonawczego do Kodeksu wyborczego – mówi Proniewicz.

Miasta martwią się też nieprecyzyjnymi zapisami wielu wytycznych PKW i uchwał KBW. Okazuje się, że niektórych szczegółowych wytycznych PKW wciąż brakuje. Jak choćby tych dotyczących nakładu kart do głosowania - sygnalizuje gdański magistrat.

Ogólnie obawy ekspertów budzi bałagan kompetencyjny, który został spowodowany przez nowelizację kodeksu. Zakładano bowiem, że gminy nie będą w ogóle organizować wyborów, ale rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Tylko dobra wola gmin jest w stanie zapobiec katastrofie organizacyjnej. Wiele będzie zależeć też od doświadczenia i profesjonalizmu urzędników wyborczych.

- W związku z licznymi zmianami w Kodeksie wyborczym wiele rozwiązań nie było dotychczas stosowanych, wobec czego ewentualne problemy i wątpliwości są rozstrzygane po raz pierwszy – twierdzi Beata Krzyżanowska, rzecznik prasowy prezydenta miasta Lublin.

- Znacznym problemem jest późne wprowadzanie zmian regulujących przeprowadzenie wyborów. Wiele wątpliwości jest rozstrzyganych z punktu widzenia samorządu w ostatniej chwili, w formie uchwał, informacji i wytycznych PKW, bez czasu możliwego na racjonalne przygotowanie odpowiednich procedur w samorządach.

A jak zwraca uwagę Dawid Wowra rzecznik prasowy UM Bytomia, można spodziewać się, że samorządy, chcąc uchronić się przed ew. zarzutem niedopełnienia lub przekroczenia swoich uprawnień, będą kierować zapytania do PKW. To z kolei może wydłużyć procedury czy też sparaliżować prace komisji.

Dłuższe procedury i więcej biurokracji

Lublin zwraca uwagę na już panujący większy formalizm niż ten, który miał miejsce w 2014 r., przy okazji poprzednich wyborów samorządowych. Magistrat informuje, że w mieście, w związku ze zmianami KW, ostatecznie powołano 4 urzędników wyborczych.

Czy to dużo, czy mało? Trudno stwierdzić. Wszak KW enigmatycznie stanowi, że należy ich powołać w liczbie niezbędnej do zapewnienia prawidłowego i sprawnego funkcjonowania obwodowych komisji wyborczych. Zatem wszystko zależy od samorządu. Ale ich wybór ma też swoją cenę.

- Kompetencje urzędników wyborczych są z pozoru szeroko określone, jednak w praktyce bardzo często są scedowane na urząd miasta, poprzez konieczną ich obsługę administracyjno-techniczną – zapewnia Krzyżanowska.
- Wprowadzenie urzędników wyborczych i zmiana podziału kompetencji pomiędzy wójtów, urzędników wyborczych i komisarza wyborczego często sprowadza się do wydłużenia procedur, np. zgłoszenia głosowania korespondencyjnego kierowanego dotychczas do Urzędu Miasta. Obecnie te kierowane są do komisarza wyborczego, który przesyła urzędnikowi wyborczemu, a ten dopiero urzędowi miasta – mówi rzecznik.

Absurd? W teorii zabrane samorządom kompetencje i obowiązki, w praktyce i tak sprowadzają się do dalszego wykonywania tej samej pracy np. zorganizowanie i przeprowadzenie szkoleń obwodowych komisji wyborczych, czy druk kart do głosowania. Tu warto wspomnieć o niedoszacowanej kwocie dotacji na wybory, przy okazji rosnących kosztów obsługi i usług zewnętrznych (takich jak, np. transport do lokali, czy usługi poligraficzne, które są do wykonania po stronie samorządu).

W mniejszych gminach jeszcze gorzej…

Tu o dziwo, choć dieta (wyższa niż w poprzednich wyborach) mogłaby przecież skusić biedniejszych mieszkańców, również mogą wystąpić problemy z skompletowaniem komisji wyborczych. Ludzie po prostu boją się odpowiedzialności, zwłaszcza przy nowych przepisach.

- Brakuje chętnych do Gminnej i Obwodowych Komisji Wyborczych, ponieważ pracy jest dużo - szczególnie w GKW, a pieniędzy i szkoleń mało – mówi Lidia Nyga-Skwara sekretarz Gminy Ugilowo-Osada.

- Dodatkowo pracownicy będą musieli zostawać po godzinach, żeby otworzyć czy zamknąć lokal już po godzinach pracy całego urzędu. Gdy pracuje Gminna Komisja Wyborcza, nawet do skutku; kierowca i auto mają być do dyspozycji urzędnika wyborczego. Trzeba więc zapłacić za dodatkowe godziny i pracownikom obsługi urzędu i kierowcy, a pozostaje pytanie - czym będą jeździć pracownicy urzędu, gdy auto będzie jeździło ciągle w potrzebach wyborczych? Jazda autami prywatnymi to dla gminy dodatkowe koszty. Zachowanie dobowej liczby godziny pracy kierowcy i godzin odpoczynku kierowcy (11h) są również ważne. Pieniędzy brakuje także na opłacenie pracy USC, tj. ewidencji ludności z tytułu przyjmowania zgłoszeń i sprawdzania kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych; dla osób przygotowujących umowy zlecania z obsługą informatyczną; dla przygotowujących wypłaty wynagrodzeń urzędnikowi wyborczemu i jeszcze bardzo dużej obecnie liczbie członków komisji wyborczych. Nie mówiąc już o pracownikach urzędu zaangażowanym w wybory – mówi sekretarz.

Wtóruje jej Mirosław Sabatowski, inspektor d/s rolnictwa, leśnictwa i zamówień Urzędu Miasta i Gminy w Młynarach.

- Takie problemy wystąpiły już w przypadku Miejskiej Komisji Terytorialnej. Finansowanie zapewnia Krajowe Biuro Wyborcze i jest ono nie wystarczające, ponieważ nie przewiduje np. finansowania dowozu mieszkańców do lokali wyborczych. A przecież ich liczba jest znacząca i ma walor przy podnoszeniu frekwencji mieszkańców biorących udział w wyborach.

Obecnie gmina wydatkuje pieniądze związane z zakupem materiałów do obsługi Miejskiej Komisji Wyborczej.
Z kolei z kwestią niedofinansowania gmin nie do końca zgadza się Burmistrz miasta Kowal, Eugeniusz Gołembiewski, choć zwraca uwagę na zbyt duże wydatki.

- Uważam, że pieniędzy na przygotowanie wyborów nie brakuje. Ale wydatki związane z tegorocznymi wyborami samorządowymi będą zbyt duże, zwłaszcza jeśli porówna się je z poprzednimi wyborami samorządowymi. Ale cóż zrobić, to konsekwencja nowego Kodeksu Wyborczego.

… a PKW nie zawsze odbiera telefon

Jak widać mniejsze gminy zmagają się ze sporymi problemami. Starają się robić to co wyczytają w Kodeksie wyborczym, czy uchwałach PKW, ale przy natłoku obowiązków służbowych tematyka wyborów jest dla nich dodatkowym obciążeniem. Wielu pracowników, którzy zajmowali się wyborami odeszło na emeryturę, większość też nie miała do czynienia z wyborami.

- Nikt z delegatury KBW w Elblągu, ani urzędnik wyborczy, nie informuje co należy krok po kroku robić. Wiemy tylko to co sami znajdziemy i doczytamy. Brak jest jednak spotkań i szkoleń dla urzędników gminy. Brakuje też wzorów dokumentów, które powinny być opracowane szablonowo, np. obwieszczeń. Poza tym utrudniony jest kontakt z delegaturą KBW z uwagi na 1 numeru telefonu, na który bardzo trudno się dodzwonić, bo dzwonią wszyscy z województwa i jest ciągle zajęty (lub odłożony) – żali się Skwara.

Pod numer delegatury w Elblągu faktycznie ciężko się dodzwonić, bo i pracy PKW ma moc. Jak informuje jej dyrektor Adam Okruciński, na dyżurach telefonicznych od 7.30 do 15.30 pracuje pięć osób.

- Są dwa numery stacjonarne, a trzeci numer to fax. Poza tym odbieram komórkę służbową ale jej numer nie jest publiczny dla wszystkich gmin. Ten numer jest dostępny kiedy są tzw. dyżury po godzinach. Numer zostanie upubliczniony w dzień głosowania. Trzeba pamiętać, że mam tylko dwoje uszu i się nie rozerwę, a telefony dzwonią bez przerwy. Jeden odbieram a kiedy kończę dzwoni następny. Ludzie dzwonią nie zawsze z merytorycznym pytaniem – zauważa dyrektor.

Przygotowania do tegorocznych wyborów to wciąż operacja na żywym organizmie. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że gminy dostaną, jeśli nie większe środki na swoje potrzeby, to chociaż dostateczne wsparcie merytoryczne. Może wtedy i „pacjent na stole” przeżyje.