Dyrektorzy generalni chcą likwidacji postępowań dyscyplinarnych. O zasadności ukarania urzędnika powinien rozstrzygać wyłącznie sąd pracy.
Dyrektorzy generalni chcą likwidacji postępowań dyscyplinarnych. O zasadności ukarania urzędnika powinien rozstrzygać wyłącznie sąd pracy.
/>
W administracji rządowej nie jest łatwo ukarać urzędnika za notoryczne spóźnianie się do pracy, popełnianie błędów czy też nieterminowe realizowanie spraw. Dyrektor generalny urzędu musi powiadomić rzecznika dyscyplinarnego, aby ten wszczął postępowanie. Dopiero po jego zakończeniu może dojść do wymierzenia kary. A takie postępowania potrafią ciągnąć się latami.
Część dyrektorów generalnych uważa, że taka procedura jest niepotrzebna, a już na pewno należałoby zlikwidować Wyższą Komisję Dyscyplinarną (WKD), do której trafiają odwołania urzędników. Domagają się zmian w przepisach o służbie cywilnej. Według nich niezadowolony z kary urzędnik zawsze może przecież odwołać się do sądu pracy. Tym bardziej że rozstrzygnięcia dyscyplinarne, które nie satysfakcjonują urzędników, i tak w końcu trafiają do sądów.
Kancelaria premiera przyznaje, że analizuje przepisy dyscyplinarne, ale raczej pod kątem ich usprawnienia, a nie – jak chcieliby dyrektorzy – likwidacji.
W jednym z urzędów wojewódzkich (dane do wiadomości redakcji) postępowanie dyscyplinarne trwa już piąty rok. Zaczęło się od tego, że urzędniczka pracowała na dwóch etatach i w dwóch miejscach podpisywała listę obecności (urzędzie macierzystym i podległej jednostce). Dyrektor generalny zażądał wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Kobieta została ukaraną naganą. Odwołała się do WKD. Okazało się, że dyrektor nie dopełnił terminów, więc nie mógł jej ukarać. Następnie sprawa trafiła do sądu pracy, który ze względów formalnych nakazał ponownie przeprowadzić postępowanie dyscyplinarne. Obecnie sprawa oczekuje na rozpatrzenie po raz kolejny przez sądem.
– Najczęściej WKD decyduje o bezzasadności wymierzonej kary z powodu przekroczenia terminu, czyli wszczęcia postępowania dopiero po trzech miesiącach od powzięcia informacji o przewinieniu. Często dochodzi też do jej złagodzenia z nagany do upomnienia – mówi Daniel Gruszka, radca prawny, społeczny reprezentant obwinionych urzędników przed WKD.
Urzędnik, który odwoła się do WKD, doprowadza do tego, że ewentualne wymierzenie mu kary (np. wydalenia z pracy) oddala się w czasie.
WKD składa się formalnie z 15 członków, z których ośmiu ma wykształcenie prawnicze. Jak dowiedzieliśmy się w kancelarii premiera, rozpatrzenie odwołania może przeciągnąć się do ośmiu miesięcy.
– Wyższa Komisja Dyscyplinarna ma bardzo dużo spraw. Od początku roku wpłynęło ich już 15. Często jest tak, że skład orzekający się stawił, ale obwiniony urzędnik dostarczył zwolnienie lekarskie i wszystko się automatycznie opóźnia – wyjaśnia Krystyna Czechowska, odpowiedzialna w KPRM za obsługę WKD.
Część dyrektorów generalnych nieoficjalnie uważa, że powinni mieć swobodę w karaniu urzędnika. A o tym, czy taka decyzja była zasadna, powinien rozstrzygać sąd.
– Wyższa Komisja Dyscyplinarna nie jest nikomu potrzebna. Dodatkowo jeśli sprawa ponownie trafia przed nią do rozpatrzenia, to nawet nie ulega zmianie jej skład – oburza się Marek Reda, dyrektor generalny Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Uważa, że przewlekłość postępowania utrudnia prowadzenie polityki kadrowej urzędom. – A osoby zasiadające w WKD wchodzą często w rolę urzędniczych związków zawodowych – dodaje.
Z kolei związkowcy wskazują, że zarówno rzecznik dyscyplinarny, jak i komisja dyscyplinarna I instancji są powoływani spośród osób zatrudnionych w urzędzie, które raczej nie będą sprzeciwiać się woli dyrektora generalnego.
– Urzędnicy są karani m.in. za pomyłki w protokołach lub udzielenie sobie urlopu, bo pracodawca nie chciał podpisać wniosku, a także nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa informatycznego czy zbyt późne powiadomienie pracodawcy o nieobecności z powodu choroby – potwierdza Daniel Gruszka.
– Kary dyscyplinarne często sprowadzają się do mobbingowania niewygodnych urzędników i zmuszania ich do odejścia z pracy – uważa Zbigniew Bartoń, przewodniczący sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”.
Według niego dopiero WKD wydaje orzeczenia, które często potwierdzają, iż decyzje dyrektorów były niesłuszne.
Związkowcy mają tylko za złe, że osoby zasiadające w WKD otrzymują wynagrodzenie. – A przecież są urzędnikami z różnych jednostek i wykonują pracę w komisji w ramach zatrudnienia w urzędzie – przekonuje Zbigniew Bartoń.
Wyższa Komisja Dyscyplinarna Służby Cywilnej rozpatruje odwołania od orzeczeń komisji dyscyplinarnych I instancji z całego kraju. Konieczność istnienia profesjonalnej instancji odwoławczej od orzeczeń komisji dyscyplinarnych pozostaje poza dyskusją. Praktyka pokazuje bowiem, że komisje dyscyplinarne I instancji (może z uwagi na brak dostatecznej liczby prawników w ich składach) miewają problemy z przeprowadzeniem postępowania dyscyplinarnego w sposób zgodny z obowiązującymi regulacjami. Tymczasem WKD rozpatrując sprawy, bierze pod uwagę nie tylko kwestie merytoryczne, lecz także formalne. W sporym odsetku spraw powodem zmiany orzeczenia komisji dyscyplinarnej I instancji są właśnie nieprawidłowości formalne. Podstawowy mankament w działalności WKD to długi czas oczekiwania na rozpatrzenie sprawy. Wynika on m.in. z faktu, że orzekanie w sprawach dyscyplinarnych stanowi tylko niewielki fragment aktywności zawodowej jej członków. Być może zatem, w celu skrócenia tego okresu, należałoby rozważyć wprowadzenie do ustawy o służbie cywilnej możliwości powoływania większej liczby WKD – dla jednego lub kilku województw?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama