– Od lat przeciętne zarobki w stolicy Górnego Śląska windują górnicy, których wynagrodzenia rosną niezależnie od koniunktury gospodarczej, w wyniku nacisków silnych związków zawodowych. Ponadto w mieście tym jest też dużo firm związanych z przemysłem przetwórczym, które również dobrze płacą pracownikom – ocenia Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku. Dodaje, że w Warszawie średnie pensje są wysokie, bo podnoszą je mieszczące się w stolicy centrale przedsiębiorstw zatrudniające specjalistów, których trzeba dobrze wynagradzać. – Ponadto w Warszawie są najwyższe koszty utrzymania, co również wpływa na poziom płac – twierdzi Bujak.
Na trzecim miejscu w rankingu płacowym znalazł się Gdańsk. W ubiegłym roku stracił on nieco do lidera, ale średnia pensja w tym mieście była i tak wysoka – wyniosła 4652 zł, była więc tylko o 310 zł niższa niż w Katowicach. O wysokich zarobkach w Gdańsku decydują liczne inwestycje realizowane w tym mieście, wśród których są m.in. przedsięwzięcia związane z budową Gdańskiego Terminalu Kontenerowego DCT. Dobrze płaci także m.in. Grupa Lotos – drugi po Orlenie producent paliw w Polsce.
Na płacowej mapie Polski są jednak miasta, w których nie dość, że zarabia się niewiele, to jeszcze coraz mniej w porównaniu z Warszawą czy Katowicami. Na przykład w Białymstoku, Zielonej Górze i w Gorzowie Wielkopolskim pensje są aż o 1870–2050 zł niższe niż w stolicy Górnego Śląska i wynoszą 2,9–3,1 tys. zł. – To nie przypadek. W tych aglomeracjach mało jest dużych firm, zwłaszcza rozwiniętych technologicznie, zatrudniających specjalistów o wyjątkowych umiejętnościach, którym oferuje się solidne wynagrodzenia – podkreśla Bujak. Dominują w nich małe i średnie firmy, w których zwykle płaci się wyraźnie mniej. Ponadto nie jest tajemnicą, że w małych przedsiębiorstwach dość często płaci się pod stołem, aby zmniejszyć koszty i nie płacić podatków. To niekorzystnie wpływa na oficjalny poziom płac w niektórych miastach.
Co gorsza, w najbliższym czasie rozwarstwienie płacowe może się jeszcze powiększyć. Eksperci zwracają bowiem uwagę, że mniejsze ośrodki miejskie (a do takich zalicza się m.in. Gorzów Wielkopolski i Zieloną Górę) odczują spowolnienie gospodarcze bardziej niż duże aglomeracje. Ze stopniowym zacieraniem w płacach między miastami będziemy mieli do czynienia dopiero wtedy, gdy powróci lepsza koniunktura i poprawi się sytuacja na rynku pracy.